Zmiany wprowadzone październikową nowelizacją ustawy o OZE są solidną zachętą dla wspólnego inwestowania w odnawialne źródła energii. Ale jedynie w gminach wiejskich i miejsko-wiejskich, bo tylko tam spółdzielnie energetyczne mogą korzystać z przywilejów dla prosumentów.
Po klastrach energetycznych spółdzielnie to kolejny instrument zachęcający do inwestowania w energetykę odnawialną. Lepiej dostosowany do mniejszych zamierzeń, bo niewymagający kosztownej koncesji na wytwarzanie energii (ok. 10 mln zł), a tym samym umożliwiający inwestowanie w OZE także mniejszym samorządom czy osobom prywatnym. Jednak zarówno ustawowe, jak i społeczne ograniczenia budzą wątpliwości, czy pomysł sprawdzający się w innych krajach przyjmie się i u nas.

Ministerstwo zabiega

O wprowadzenie przepisów o spółdzielniach energetycznych do ustawy z 20 luteg0 2015 r. o odnawialnych źródłach energii (t.j. Dz.U. z 2018 r. poz. 2389; ost.zm. Dz.U. z 2019 r. poz. 2020) zabiegało Ministerstwo Rolnictwa. Dlaczego akurat ten resort? – Infrastruktura elektroenergetyczna na terenach wiejskich jest często w bardzo złym stanie – mówi Jarosław Wiśniewski, zastępca dyrektora departamentu gospodarki ziemią w Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi.
I wyjaśnia, że to powoduje szereg problemów z zapewnieniem odpowiednich dostaw energii. Przy dużych awariach zdarzają się wyłączenia trwające nawet tygodnie. Częste wyłączenia prądu powodują straty, zwłaszcza tam, gdzie w grę wchodzi produkcja zwierzęca (np. produkcja mleka, drobiarstwo). – Rolnicy, starając się uniezależnić od takich awarii, zmuszeni są sięgać po najdroższe źródło energii, jakim są generatory na olej napędowy – mówi Wiśniewski.
Jak podkreśla problemy energetyczne utrudniają rozwój innych działalności i kapitał ze wsi odpływa do większych aglomeracji. – A naszym celem jest wyrównanie szans mieszkańcom na wsi. Poprawić im warunki życia, umożliwić rozwój – przekonuje przedstawiciel Ministerstwa Rolnictwa. Właśnie lokalne źródła energii, wykorzystujące lokalne zasoby energetyczne mogą tę sytuację znacząco poprawić. Resort uważa, że znaczącą rolę w tym procesie powinny odegrać jednostki samorządu, bo ich zadaniem jest planowanie i organizacja zaopatrzenia w ciepło, energię elektryczną i gaz czy choćby oświetlenie dróg.

Niektóre samorządy są zainteresowane

O tym, że spółdzielnie energetyczne są potrzebne w mniejszych miejscowościach, mówił podczas debaty „Energetyka Obywatelska TERAZ!” na październikowych targach Pol-Eko System w Poznaniu Michał Listwoń, wiceburmistrz Krobi. W tej miejsko-wiejskiej gminie urząd mieści się w zabytkowym budynku, więc na jego dachu nie można umieścić solarów. Panele są natomiast na innych obiektach gminnych, np. szkołach, więc latem urząd mógłby z powodzeniem tej energii korzystać. Zgodnie z obecnymi przepisami nie jest to jednak możliwe, bo prosument nie może przekazać nadmiaru własnej energii w inne miejsce (może ją oddać do sieci i w określonym czasie wykorzystać na własne potrzeby). – Zastanawialiśmy się na utworzeniem klastra, ale to dla nas zbyt drogie rozwiązanie – mówił Michał Listwoń. – Rozwiązaniem może być utworzenie spółdzielni – przekonywał wówczas Michał Tarka, doradca ministra przedsiębiorczości i technologii ds. programu Energia Plus.
Działanie w ramach spółdzielni pozwala na przesyłanie wytworzonej przez jednego spółdzielcę energii innemu jej członkowi. Wie o tym dobrze dr inż. Józef Zajkowski, wójt gminy Sokoły. Spółdzielniami energetycznymi zainteresował się jakiś czas temu podczas studyjnej wizyty w Niemczech. – Chciałbym, żeby moi mieszkańcy korzystali z odnawialnych źródeł energii i się na tym bogacili – mówi. I dodaje, że utworzenie spółdzielni to nie tylko ewentualne zyski dla jej członków i ograniczenie blackoutu, lecz także możliwość znalezienia pracy na miejscu i zdobywania nowych umiejętności, a więc narzędzie zmniejszające odpływ mieszkańców do miast. Józef Zajkowski mówi też, że zgoda na ustawienie wiatraka 200 m od domu jest zupełnie inna, gdy się wie, że skutki tego w efekcie przyniosą korzyść nie prywatnej firmie, ale mieszkańcowi.

Inni mają wątpliwości

– Nie bardzo wierzę, że ta inicjatywa ma szansę powodzenia, przynajmniej u nas na wschodzie Polski. Spółdzielczość się tutaj źle kojarzy – uważa Krzysztof Iwaniuk, wójt gminy Terespol, przewodniczący Związku Gmin Wiejskich RP. Przypomina o tym, że likwidowane są gminne spółdzielnie i spółdzielcze kółka rolnicze. Problemy z utrzymaniem się mają też wspólnoty gruntowe. – Ludzie mają obawy, czy nie dojdzie do kłótni, czy ktoś nie wyeliminuje członków – wyjaśnia. Dodaje, że nawet przy inwestycjach w domowe oczyszczalnie ścieków nie udało namówić mieszkańców, by w dwie, trzy rodziny zakładali jedną, wspólną, choć było to ekonomicznie uzasadnione. – Polska to nie Francja, gdzie ruch spółdzielczy ma bogate tradycje – konkluduje Krzysztof Iwaniuk. Podobne obawy ma też Adam Dzienis, twórca filmu „Human Energy” opowiadającego o ruchu spółdzielni energetycznych w kilkunastu krajach europejskich. – U nas jest bariera mentalna. Po pierwsze, jesteśmy indywidualistami, raczej zrobimy coś dla siebie niż dla wspólnego dobra. A po drugie, spółdzielnie kojarzą się nam albo z mieszkaniowymi molochami z lat 70. i 80. ubiegłego wieku, albo z przymusową kolektywizacją wsi z jeszcze wcześniejszego okresu – mówi Dzienis. Na ten problem zwraca też uwagę dr Marzena Czarnecka z Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach. Jej zdaniem ze względu na złe konotacje słowa spółdzielnia wspólne działanie na rzecz bardziej dostępnego prądu lepiej nazywać społecznością energetyczną. Adam Dzienis wskazuje na jeszcze jedną, występującą też w innych krajach barierę: – Rynek energii to rynek dużych pieniędzy. Nie wszystkim jest w smak, by go promować.

Jak się do tego zabrać

Eksperci nie mają wątpliwości, że w pierwszej kolejności trzeba zainwestować swój czas i przekonać ludzi, a potem zastanowić się nad finansowaniem. Inwestycje mogą powstawać zarówno ze składek członkowskich, ale też np. jeden czy dwóch członków może zainwestować i wytwarzać prąd dla wszystkich spółdzielców. – Trzeba opracować statut, zasady, zarejestrować spółdzielnię – wylicza Jarosław Wiśniewski z Ministerstwa Rolnictwa. I zapowiada, że resort opracuje taki wzorcowy dokument. Z kolei Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa oraz ośrodki doradztwa rolniczego mają prowadzić szkolenia w tym zakresie.
– Należy działać odpowiedzialnie – podkreśla wójt Zajkowski. – Dlatego u nas najpierw wykonamy inwentaryzację. Musimy ustalić potrzeby naszych mieszkańców, dowiedzieć się, ile dziś zużywamy węgla, drewna czy energii. Kolejnym etapem będzie ustalenie, ile energii możemy wyprodukować lokalnie i z jakich źródeł. Dopiero potem zdecydujemy, czy utworzyć spółdzielnię i jakie rodzaje energii będziemy wytwarzać – mówi gminy Sokoły.
Najprostsza i najtańsza dziś forma pozyskania energii to fotowoltaika. Można też postawić na energetykę wiatrową. Ale, jak przekonuje Jarosław Wiśniewski, najwięcej korzyści będzie wtedy, gdy do zrównoważenia niestabilnych źródeł energii doda się biogaz czy źródła wodne. Ma to dlatego duże znaczenie, że nadmiar energii spółdzielnie mają oddawać do sieci z indeksem 0,6, czyli nieodpłatnie będą mogły odebrać tylko 60 proc. tego, co wytworzyły (osoby fizyczne mogą odebrać 80 proc.). Nie opłaca się więc zbytnio przeskalować inwestycji. Gdy już wszystko jest zapięte na ostatni guzik, spółdzielnię energetyczną rejestruje się w wykazie spółdzielni energetycznych w Krajowym Ośrodku Wsparcia Rolnictwa. Choć działalność polegającą na wytwarzaniu energii elektrycznej, biogazu lub ciepła można podjąć już wcześniej. Jednak bez przewidzianych przepisami benefitów – w tym najistotniejszego – braku zmiennej części opłaty od przesyłu.

Nadmierne ograniczenia

Zgodnie z ustawą o OZE spółdzielni energetycznych, do których można stosować atrakcyjne upusty, nie da tworzyć obecnie w miastach, co budzi sprzeciwy ekspertów. – To najsłabszy element ustawy – przekonuje dr Marzena Czarnecka. ‒ Jestem ze Śląska, u nas wyklucza to dużą liczbę gmin, na terenie których działają spółdzielnie i wspólnoty mieszkaniowe. Zmiana tego przepisu spowodowałaby u nas z pewnością wzrost zainteresowania fotowoltaiką. Według ekspertki nic prostszego, by na dachach domów ustawić panele, z których prąd byłby rozprowadzany nie tylko do części wspólnych, co już dzisiaj jest możliwe, lecz także do mieszkańców – mówi dodaje dr Czarnecka. Podobnego zdania jest Radosław Wroński, aktywista miejski, promotor energetyki obywatelskiej. Jak mówi na fotowoltaikę na miejskich dachach miejsca jest dużo. W Krakowie wyliczono, że starczyłoby z nawiązką dla wszystkich mieszkańców. Mimo braku ułatwień legislacyjnych to właśnie w Krakowie powstaje Krakowskia Elektrownia Społeczna, której Wroński jest jednym z twórców. Ma ona działać jako spółdzielnia. Będzie pierwszą lub jedną z pierwszych inicjatyw energetyki społecznej w Polsce. W najbliższych dniach ma zostać zgłoszona do KRS. Jest tak pomyślana, że zainwestuje bezpośrednio u odbiorców prądu, ponieważ ze względu na położenie w mieście nie może skorzystać z przywilejów dla spółdzielni energetycznych.

Świat daleko w przodzie

– Mimo bogatej polskiej tradycji spółdzielczej oraz licznych i zróżnicowanych przykładów u naszych europejskich sąsiadów spółdzielczość typowo energetyczna to na razie w Polsce terra incognita – mówi Jan Ruszkowski z organizacji Polska Zielona Sieć. – Owszem, istnieją definicja i prawo, ale od uzyskania zezwolenia do rozpoczęcia działalności droga jest daleka – dodaje. Tymczasem w innych europejskich krajach energetyczne spółdzielnie istnieją od dziesięcioleci. [ramka 2] Motywacje do ich zakładania są różne, od obniżenia rosnących cen prądu poczynając. – Spółdzielcy energetyczni, jakich znamy, podkreślają, że niezależnie od przyjętego modelu biznesowego kluczowe dla powodzenia takich przedsięwzięć jest zaufanie zarówno do sąsiadów, z którymi będzie się robić ten biznes, jak i do państwa, które musi dać czytelny sygnał, czy i w jaki sposób zamierza wspierać tę formę energetyki obywatelskiej – mówi przedstawiciel Polskiej Zielonej Sieci. ©℗

opinia eksperta

Stawiamy na rozproszone źródła

Jadwiga Emilewicz minister przedsiębiorczości i technologii
Kolejne ułatwienia prawne i nowe narzędzia zwiększające udział produkcji rozproszonych źródeł energii OZE przez prosumentów w krajowym bilansie produkcji energii na własne potrzeby zostaną przygotowane w trwającym już drugim etapie prac Międzyresortowego Zespołu ds. Ułatwień Inwestycji w Prosumenckie OZE.
W tym zakresie na plan pierwszy wybijają się zagadnienia dotyczące wprowadzenia rozliczeń z własnych źródeł OZE dla tzw. wirtualnych prosumentów, czyli ułatwienia dla mieszkańców budynków wielorodzinnych, w tym wspólnot mieszkaniowych i spółdzielni mieszkaniowych, które poza już dostępnym modelem generacji energii na potrzeby części wspólnych, mogłyby też proponować wytwarzanie energii właścicielom i użytkownikom poszczególnych lokali.

Ramka 1

To trzeba wiedzieć ©℗
Spółdzielnia energetyczna:
• musi być spółdzielnią zgodnie z prawem spółdzielczym lub ustawą o spółdzielniach rolników (wpis do Krajowego Rejestru Sądowego);
• nie może liczyć więcej niż 999 członków (dolne limity takie jak w dotychczasowych przepisach o spółdzielniach, czyli 10 osób fizycznych lub trzech przedsiębiorców);
• ma prowadzić działalność na terenie gminy wiejskiej lub miejsko-wiejskiej albo kilku z nich, jednak nie więcej niż trzech bezpośrednio ze sobą sąsiadujących;
• ma się zajmować wytwarzaniem energii elektrycznej, ciepła lub biogazu w instalacjach OZE stanowiących własność jej lub jej członków;
• musi umożliwić pokrycie w ciągu roku nie mniej niż 70 proc. potrzeb własnych spółdzielni i jej członków (łączna moc zainstalowana dla energii elektrycznej wszystkich instalacji OZE nie może przekroczyć 10 MW; łączna osiągana moc cieplna nie może przekroczyć 30 MW; dla biogazu, roczna wydajność wszystkich instalacji należących do spółdzielni nie może przekroczyć 40 mln m.sześc.);
• musi być zarejestrowana w Krajowym Ośrodku Wsparcia Rolnictwa i wpisana do ogólnodostępnego wykazu – dopiero potem może korzystać z ustawowych przywilejów;
• ma upusty w opłatach energetycznych i akcyzie;
• nie potrzebuje koncesji na wytwarzanie energii.

Ramka 2

Tak działają inni ©℗
Dania
Gwałtowny rozwój spółdzielczości i energetyki odnawialnej nastąpił w latach 70. XX w. Obecnie istnieje kilkaset spółdzielni energetycznych. Pozyskują one nie tylko energię elektryczną, lecz także ciepło. Ponad 250 z nich jest opartych na energii wiatrowej, ok. 110 na kolektorach słonecznych, 2 na fotowoltaice. 70 proc. ciepła zasilającego gospodarstwa domowe pochodzi z ciepłowni, a ponad 300 z nich należy do lokalnych społeczności, co można uznać za formę spółdzielczości energetycznej.
W Danii każdy lokalny plan zagospodarowania przestrzennego musi wskazywać miejsca, gdzie można stawiać wiatraki. Obowiązuje też zasada ograniczenia wysokości – działająca w obydwie strony ‒ czyli ani domu, ani wiatraka nie można postawić w odległości mniejszej od wysokość wiatraka przemnożona przez cztery. Ponadto przy stawianiu każdego nowego wiatraka, choćby przez dużego inwestora, przynajmniej 20 proc. udziałów musi być zaoferowane lokalnej społeczności, a gdy nie ma chętnych, na ich miejsce może wejść samorząd.
Niemcy
Pierwsze spółdzielnie energetyczne zakładane były już pod koniec XIX w., w trudno dostępnych rejonach górskich. Działały w oparciu o energetykę wodną. Obecnie jest ich ponad 1000. Dominuje fotowoltaika (ok. 60 proc.) i wiatr (ok. 25 proc. ). Reszta to biogaz, biomasa i energetyka wodna. Tym, co przyciąga, jest czynnik ekonomiczny. Roczna stopa zwrotu jest różna, ale waha się w granicach 10‒15 proc.
W 2002 r., gdy weszła ustawa o energetyce odnawialnej, wprowadzająca taryfy gwarantowane, prąd OZE był kupowany po ok. 50 eurocentów za kWh, podczas gdy normalny prąd „z gniazdka” kupowało się po 20 eurocentów za kWh. Model biznesowy był prosty – spółdzielnia cały wygenerowany prąd sprzedawała po dobrej cenie do sieci, dzieliła się zyskiem, a jej członkowie w domu korzystali z prądu z sieci. Z biegiem czasu ceny prądu rosły, a taryfy gwarantowane spadały. Obecnie sytuacja jest zupełnie inna – taryfy gwarantowane obniżyły się już do poziomu 10 eurocentów za kWh, a prąd z gniazdka trzeba kupować po 27‒30 eurocentów za kWh. To znaczy, że wygenerowany prąd opłaca się zużywać samemu lub sprzedawać (spółdzielnie mogą to robić), np. w jakimś budynku wielorodzinnym (którego mieszkańcy wcale nie muszą być spółdzielcami) albo gminie. Ludzie chętnie kupują prąd od spółdzielni, bo wychodzi trochę taniej (21‒24 eurocenty) i do tego jest zielony.
Jeżeli chodzi o samorządy, to kontraktują one hurtowe zakupy prądu i mają go taniej niż odbiorcy indywidualni (21 eurocentów), więc kupno prądu od spółdzielców nie jest opłacalne, ale samorządy są zobowiązane wywiązać się z obowiązków klimatycznych. Wykazują to, kupując zielony prąd od spółdzielni, udostępniając im dachy i tereny budynków publicznych.