- Polskie rolnictwo zmienia się na lepsze, ale bardzo powoli. Wciąż bardzo dużo nam brakuje w stosunku do naszych unijnych konkurentów. Przeciętna wielkość gospodarstw rolnych w Polsce wynosi 11,1 ha. Dla porównania we Francji jest to 60,9 ha, w Niemczech 60,6 ha, w Holandii 32,3 ha, a w Hiszpanii 24,6 ha. Widać, że wciąż odstajemy od naszych głównych konkurentów o kilka długości. Uwzględniając bieżące tempo zmian nadrobienie tych zaległości może potrwać dekady, o ile w ogóle nastąpi - mówi Jakub Olipra, analityki Credit Agricole i ekspert ds. rynku rolnego

Zaprezentowane z końcem marca wstępne wyniki spisu rolnego pokazują, że zwiększa się wielkość polskich gospodarstw. To dobry trend? Spadek liczby gospodarstw nie jest niepokojący?

Konsolidacja to bardzo korzystne zjawisko i pozostaje się cieszyć, że spis potwierdza tę tendencję. Od zawsze problemem polskiego rolnictwa było jego duże rozdrobnienie. Tymczasem im większe gospodarstwa, tym większe efekty skali, a w konsekwencji wyższa konkurencyjność. Najprościej mówiąc, zakup traktora szybciej zwróci się rolnikowi, który ma gospodarstwo o powierzeni 40 ha niż 5 ha. Jego koszty stałe rozkładają się na większą produkcję, dzięki temu jest on bardziej konkurencyjny cenowo i jest w stanie więcej inwestować rozwijając swojego gospodarstwo. Pozostałe dane raczej potwierdzają znane już wcześniej tendencje. Widać, że rozwija się produkcja zwierzęca o czym świadczy np. m.in. wzrost produkcji bydła. O wiele gorzej sytuacja wygląda w przypadku trzody chlewnej, ale to akurat spowodowane jest ASF i niską konkurencyjnością polskiego sektora wieprzowiny wynikającą w znacznym stopniu właśnie z jego dużego rozdrobnienia.

Wzrost powierzchni gospodarstw można uznać za sukces?

Polskie rolnictwo zmienia się na lepsze, ale bardzo powoli. Wciąż bardzo dużo nam brakuje w stosunku do naszych unijnych konkurentów. Przeciętna wielkość gospodarstw rolnych w Polsce wynosi 11,1 ha. Dla porównania we Francji jest to 60,9 ha, w Niemczech 60,6 ha, w Holandii 32,3 ha, a w Hiszpanii 24,6 ha. Widać, że wciąż odstajemy od naszych głównych konkurentów o kilka długości. Uwzględniając bieżące tempo zmian nadrobienie tych zaległości może potrwać dekady, o ile w ogóle nastąpi.

Udział najmniejszych gospodarstw rolnych do 5 ha wciąż jest bardzo duży i wynosi 52,5 proc. Problem ten jest uwzględniany w polityce gospodarczej - Strategia na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju zakładała spadek udziału gospodarstw o wielkości 1-5 ha do 46 proc. w 2020 r., czego niemniej nie udało się osiągnąć. To pokazuje, że świadomość problemu rośnie, a on sam pozostaje jednym z największych wyzwań stojących przed polskim rolnictwem.

Jak to zmienić?

Trzeba zwrócić przede wszystkim uwagę na przyczyny tego zjawiska. Obecnie wielu osobom, które posiadają małe gospodarstwa po prostu nie opłaca się zrezygnować z prowadzonej przez siebie działalności m.in. ze względu na korzystny sposób opodatkowania, czy też preferencyjny system emerytalny. Dopóki te osoby nie otrzymają odpowiednich zachęt, koncentracja polskiego rolnictwa będzie bardzo powolna, a jej tempo będzie determinowane przede wszystkim przez odpływ młodych osób do miast i brak sukcesji w wielu gospodarstwach rolnych.

Dlaczego to tak wielki problem?

Ponieważ stanowi on zagrożenie dla długookresowej konkurencyjności nie tylko polskiego rolnictwa, ale też całej gospodarki. Małe gospodarstwa wiążą znaczne zasoby ziemi, pracy i kapitału. W efekcie mamy sytuację, w której polskie rolnictwo odpowiada za 9 proc. zatrudnienia ogółem, a wytwarza niecałe 3 proc. PKB. To pokazuje skalę jego nieefektywności. W polskim rolnictwie tkwi olbrzymi potencjał rozwojowy, ale trzeba go uwolnić. Obecnie wiele mniejszych gospodarstw balansuje na granicy opłacalności. Są zbyt małe by się rozwijać, a otocznie instytucjonalne hibernuje tę niekorzystną strukturę. Jednocześnie w Polsce mamy najniższe bezrobocie w całej UE a wiele sektorów polskiej gospodarki szuka pracowników mimo pandemii. Przejście osób z małych, nieefektywnych gospodarstw rolnych do innych sektorów przyniosłoby korzyści nie tylko dla tych osób, które miałyby szansę zwiększyć swoje zarobki, ale również dla całej gospodarki.

Z drugiej strony Unia Europejska chce odchodzić od intensywnego rolnictwa i chronić mniejsze gospodarstwa, które będą mogły liczyć na większe środki. Czy chęć dalszego zwiększania gospodarstw nie idzie przeciw tej tendencji?

Rzeczywiście można odnieść takie wrażenie. Należy jednak spojrzeć tutaj przez pryzmat całej Unii Europejskiej, bo nie tylko do Polski kierowana jest ta polityka. Działania na rzecz zmniejszenia intensywności produkcji rolnej odczują przede wszystkim kraje Europy Zachodniej. W mojej ocenie rolnictwo w Polsce nadal ma dużą przestrzeń do zwiększenia swojej koncentracji, które byłoby spójne z nowymi kierunkami we Wspólnej Polityce Rolnej. Gospodarstwa ekologiczne również potrzebują odpowiedniej skali aby cały biznes się opłacał.

Może jednak mniejsze gospodarstwa zwiększyłyby rentowność dzięki europejskiemu kursowi na rolnictwo ekologiczne?

jest też cel tej polityki, która ma wspierać mniejsze gospodarstwa wyspecjalizowane w produkcji żywności ekologicznej. Rolnictwo ekologiczne charakteryzuje się niższą wydajnością. Innymi słowy wytworzenie żywności ekologicznej jest droższe, co znajduje odzwierciedlenie w relatywnie wyższych cenach tej żywności na sklepowych półkach. Konsumenci kierując się w swoich decyzjach zakupowych przede wszystkim ceną nie pomagają w rozwoju tego segmentu rynku. Nawet w zamożnych krajach Europy Zachodniej udział żywności ekologicznej w wydatkach na żywność ogółem nie przekracza kilkunastu procent. Stąd jeśli Komisja Europejska chce rozwijać produkcję żywności ekologicznej, musi ją finansowo wspierać. Ustalony przez Komisję Europejską cel udziału produkcji ekologicznej w strukturze użytków rolnych na poziomie 25 proc. nie jest moim zdaniem do osiągnięcia przy pomocy mechanizmów rynkowych, stąd konieczność interwencji poprzez odpowiednią politykę gospodarczą.

Nowa unijna strategia "Od pola do stołu" spowolni więc tendencje wzrostowe?

W przypadku Polski rodzi to ryzyko utrwalenia niekorzystnej struktury gospodarstw rolnych i przerostu zatrudnienia w rolnictwie, z którym mamy obecnie do czynienia. Z punktu widzenia całego unijnego rolnictwa warto również zwrócić tutaj uwagę na inną ważną kwestię. Przy mniej więcej stałym poziomie użytków rolnych i wzroście populacji potrzebujemy coraz więcej żywności. Rolnictwo ekologiczne to niższa wydajność. Stąd ważne jest znalezienie odpowiedniej równowagi, tak aby działania na rzecz zmniejszenia intensywności unijnego rolnictwa nie skończyły się tym, że Unia Europejska utraci swoje bezpieczeństwo żywnościowe i z eksportera stanie się importerem żywności.

Na niedawnej konferencji z udziałem ministra rolnictwa rozmawiano o tym jak powstrzymać wyludnianie się wsi. Ewentualne zachęty do rezygnacji z małych gospodarstw przyspieszałyby jednak ten trend.

Część dzieci obecnych rolników nie chce kontynuować pracy swoich rodziców. W konsekwencji pojawia się problem z sukcesją, gdyż rodzice nie mają komu przekazać swojego gospodarstwa. Z ekonomicznego punktu widzenia to nic złego. Brak sukcesji sprzyja koncentracji gospodarstw i przejmowaniu ich przez osoby, które mają pomysł na dochodową produkcję rolną.

Wyludnianie się nie jest więc problemem?

Uważam, że obecnie udział zatrudnienia w polskim rolnictwie jest zbyt wysoki - zupełnie nieadekwatny do ogólnego poziomu rozwoju polskiej gospodarki. Dodatkowo, jak kilka lat temu szacował Instytut Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej, ok. pół miliona osób, które pracuje w rolnictwie, można uznać za tzw. „ukrytych bezrobotnych”. Innymi słowy 3 osoby wykonują pracę, która mogłaby zostać wykonana przez 2 osoby. Przejście tych nadmiarowych osób do innych sektorów gospodarki w żaden sposób nie spowodowałoby strat w produkcji rolnej. Co więcej, przerost zatrudnienia w rolnictwie oznacza, że gospodarstwo rolne musi zapewnić utrzymanie większej liczbie osób. Gdy nie ma ono odpowiedniej skali te dochody są niewielkie, a samo gospodarstwo nie rozwija się, bo brakuje pieniędzy na inwestycje. Stąd odpływ rolników do innych sektorów gospodarki jest w mojej ocenie zjawiskiem jak najbardziej korzystnym.