Hodowcy bydła i branża futrzarska narzekają, że rząd zamierza wprowadzać piątkę dla zwierząt, wykorzystując nowe instrumenty.

Hodowcy mają być zachęcani do rezygnacji z uboju rytualnego. Tym razem zamiast zakazów rząd chce sięgnąć po instrumenty finansowe.
– To miękka próba wprowadzenia części założeń z zamrożonej w Sejmie piątki dla zwierząt. Program ma dużo lepszą, dobrowolną formułę. Obawiamy się jednak, że w obecnym kształcie zamiast przyczyniania się do poprawiania dobrostanu zwierząt, może oznaczać wylanie dziecka z kąpielą – mówi Jacek Zarzecki, prezes Polskiego Związku Hodowców i Producentów Bydła Mięsnego (PZHiPBM). Jak dodaje, na dziś przewidziano rozmowy resortu z przedstawicielami producentów w tej sprawie.
W myśl projektu Planu Strategicznego Wspólnej Polityki Rolnej po 2022 r. hodowcy bydła, którzy zrezygnują ze sprzedaży zwierząt odbiorcom stosującym ubój rytualny, będą mogli otrzymać dodatkowe pieniądze w ramach programu „Dobrostan zwierząt”. Będą musieli przedstawić oświadczenie od kupującego, że nie zabija zwierząt w sposób wymagany przez islam czy judaizm.
To spora zmiana – dotychczas pieniądze dla bydła mięsnego w ramach programu przeznaczone były jedynie do krów mamek – 329 zł za sztukę rocznie. Dopłacano za zapewnienie im minimalnej powierzchni bytowej czy liczby dni wypasu w sezonie pastwiskowym. Chętnych było wielu. Jak wylicza PZHiPBM, w poprzednim roku skorzystało z tego 50 tys. gospodarstw. Był to pilotaż. Łączna pula trwającego obecnie programu to 50 mln euro.
Wykluczenie uboju rytualnego oznaczałoby rezygnację z intratnego kanału sprzedaży. Rolnicy twierdzą, że eksportowane mięso z takiego uboju jest droższe nawet o 70 proc. Tymczasem pula, która po 2022 r. przypadałaby dla gospodarstw rezygnujących z niego, nie jest jeszcze znana.
Rolnicy mają też wątpliwości prawne. Chodzi o pojęcie „uboju religijnego”, którego nie ma w polskim prawie (funkcjonuje formuła uboju bez ogłuszania).
Zastrzeżenia budzi również kwestia przedstawienia oświadczenia kupującego. – Rolnicy nie zabijają zwierząt, więc nie powinni brać odpowiedzialności za coś, czego nie robią. Uzależnianie środków, które mogą przyczynić się do modernizacji gospodarstw od tego, co zrobią nabywcy, to absurd – ocenia prezes PZHiPBM. W odpowiedzi branża proponuje stworzenie rejestru uboju bez ogłuszania czy wprowadzenie monitoringu w ubojniach i autach transportujących bydło.
Jak mówi Jerzy Wierzbicki, prezes Polskiego Zrzeszenia Producentów Bydła Mięsnego, regulacja w obecnym kształcie mogłaby faworyzować tych odbiorców, którzy jedynie pośredniczą w transakcjach i nie posiadają własnej rzeźni. Oni bez konsekwencji, zgodnie z prawdą, mogliby podpisać takie oświadczenie.
Rolnicy wskazują jednak, że nie miałoby to wpływu na to, co naprawdę stanie się ze zwierzęciem, gdy trafi do rzeźni, choć jednocześnie mogłoby być pretekstem do zbijania ceny u nich. Dodatkowo wycofanie się części hodowców ze sprzedaży takiego mięsa mogłoby spowodować nadwyżkę na rynku tradycyjnym i tym samym również negatywnie wpłynąć na ceny.
Rezygnacja hodowców ze sprzedaży do ubojni zabijających bez ogłuszania wymusiłaby też zmianę działania zakładów, które musiałyby szukać nowych rynków zbytu. – Zapewne te, które bazują na rynkach Bliskiego Wschodu, mogłyby mieć problemy, ale wszystko zależy od specyfiki konkretnego przedsiębiorstwa – ocenia Patryk Franek, doradca rolniczy w firmie Euro Horizon.
Zakończenie konsultacji na temat planu zbiega się z problemami hodowców norek, którzy również jesienią walczyli o zachowanie swojej branży. Po wykryciu koronawirusa na jednej z pomorskich ferm i przymusowym wybiciu zwierząt domagają się oni odszkodowań dla gospodarstw, które będą musiały być zlikwidowane. Obecne przepisy nie przewidują takiej możliwości – w listopadzie resort rolnictwa opublikował rozporządzenia dodające SARS-CoV-2 do zwalczanych chorób wśród zwierząt i ustalające procedury badania norek. Dotychczas brak jednak regulacji pozwalających na wypłatę rekompensat – w ustawie enumeratywnie wymieniono gatunki zwierząt i choć są w niej świnie, krowy, a nawet strusie, to norek brak.
– Trwają końcowe prace nad rozwiązaniami prawnymi regulującymi kwestie przyznania pomocy hodowcom wdrażającym działania wynikające z rozporządzenia – mówi Małgorzata Książyk z resortu rolnictwa. Hodowcy nieufnie patrzą na zapewnienia władz. Wskazują, że nikt z nimi nie konsultuje kształtu przepisów, a działania rządu dążą do realizacji założeń piątki dla zwierząt – całkowitej likwidacji branży bez odszkodowań. Tych bowiem nie da się ustalić bez audytu poprzedzającego wybijanie.
– W przypadku hodowcy z województwa pomorskiego nie będzie już możliwa sprawiedliwa wycena utrzymywanych tam zwierząt. Formalnie nie ma też możliwości, aby otrzymał on odszkodowanie. Pytanie, czy resort rolnictwa zdąży podjąć działania przed ewentualnym kolejnym przypadkiem znalezienia koronawirusa na fermie norek – mówi Szczepan Wójcik, prezes Związku Polski Przemysł Futrzarski, który zapowiada, że branża podejmie kroki prawne chroniące swoje interesy.
Pogłowie bydła w Polsce (stan na grudzień 2020 r.)