By skarżyć autorów filmu czy powieści, nie wystarczy samo podobieństwo ich bohaterów do rzeczywistej osoby. Konieczne jest jeszcze przekonanie odbiorców, że w utworze została ona sportretowana w sposób zamierzony - mówi w wywiadzie dla DGP Zbigniew Krüger, adwokat z kancelarii Krüger & Partnerzy Adwokaci
Były szef Międzynarodowego Funduszu Walutowego Dominique Strauss-Kahn zapowiada, że pozwie twórców filmu „Welcome to New York”. Gerard Depardieu gra w nim maniaka seksualnego napastującego hotelową pokojówkę. Strauss-Kahn widzi zbieżność filmowej historii z jego własną. Szykuje się ciekawy proces?
Zdecydowanie. Sprawy dotyczące ochrony dóbr osobistych pierwowzorów fikcyjnych postaci literackich czy filmowych są chyba najciekawszymi z zakresu spraw o ochronę dóbr osobistych. Zawsze będziemy tu mieli do czynienia z konfliktem dwóch wartości: ochrony dóbr osobistych, takich jak godność czy dobre imię, oraz wolności sztuki i wypowiedzi.
Takie procesy są wciąż rzadkie.
W Polsce najsłynniejszym procesem tego typu był ten, związany z filmem „Sprawa Gorgonowej" z 1979 r. Spadkobierca jednego z uczestników rzeczywistego procesu domagał się ochrony czci zmarłego wuja, który miał być jednym z pierwowzorów postaci biegłego, granego przez Wojciecha Pszoniaka. W tej sprawie wypowiedział się nawet Sąd Najwyższy, stwierdzając, że do naruszenia dóbr osobistych dochodzi nawet wtedy, gdy personalia postaci były zmienione. Ale sprawy tego rodzaju to nie tylko film, ale także literatura, a ostatnio i gry komputerowe. Interesujący był np. pozew Michaela „Shagga” Washingtona, muzyka hip-hopowego, współpracującego z grupą Cypress Hill, przeciwko producentom gry komputerowej „Grand Theft Auto: San Andreas”. Zarzucał on oparcie głównej postaci na jego osobie. Wszystkie te przypadki dotyczyły tzw. utworu z kluczem, w którym pierwowzorem postaci są osoby rzeczywiste, a widz, czytelnik czy gracz ma być świadomy odniesień do tych realnych osób.
Pan też reprezentował osobę, która rozpoznała się w filmowej postaci. Mam na namyśli Krzysztofa Kozaka, który postanowił pozwać producenta oraz dystrybutora filmu „Jesteś Bogiem”. Sąd pierwszej instancji uznał jego powództwo i oprócz zapłaty odszkodowania nakazał też przeprosiny. Co o tym przesądziło?
Nie można wskazać jednego czynnika, który miałby przesądzić o wygranej. Warto jednak zwrócić uwagę, że zamaskowanie postaci – inaczej niż w innych utworach z kluczem – było w „Jesteś Bogiem” bardzo płytkie, jeżeli w ogóle możemy mówić o jakimkolwiek zamaskowaniu. W mojej ocenie to, że postać miała takie samo imię, bardzo podobne nazwisko oraz ksywę identyczną z nazwiskiem powoda, wskazywało raczej nie na maskowanie pierwowzoru, a wręcz jego konkretne wskazanie.
Sąd uzasadniając wyrok, wskazał, że producenci kreując postać Kozy, nie wykazali wymaganego w takich przypadkach profesjonalizmu.
Od początku nie wierzyliśmy, że to, iż mój klient nazywa się Krzysztof Kozak, a postać filmowa Krzysztof Koza, ale posługuje się ksywą „Kozak”, to przypadek. Powód był znany w branży muzycznej, był producentem, który odkrył nie tylko Paktofonikę, ale też wielu innych, obecnie najbardziej znanych muzyków hip-hopowych. Pominięcie tego, że tak nazwana postać w sposób jednoznaczny będzie kojarzyła się z powodem, było, najdelikatniej mówiąc, nieprofesjonalne.
Czy jednak takie wyroki w pewien sposób nie kneblują wolności twórczej?
Wolność twórcza nie może dawać immunitetu na ingerowanie w prawa i wolności innych. A przyrodzona godność ludzka to wartość także chroniona konstytucyjnie.
Jakich granic nie powinien zatem przekroczyć, by nie narazić się na podobną odpowiedzialność?
Nie ma gotowej odpowiedzi na to pytanie. Sprawa „Jesteś Bogiem” skończyła się pozytywnie dla powoda z uwagi na wiele czynników, zarówno prawnych, jak i dowodowych. Nie można natomiast wskazać gotowej recepty dla wszystkich przypadków. Za każdym razem sąd będzie musiał zważać, czy nie ingeruje w wolność twórców zbyt mocno i czy daje ochronę prawną jednostce. Większość wyroków dotyczących powieści, o których wspominałem, była korzystna dla powodów, ale już na przykład raper Michael Washington sprawę przegrał. Nie zdołał udowodnić przed sądem, że postać bohatera gry komputerowej oparta jest na jego osobie, a domagał się niebagatelnego odszkodowania 250 mln dolarów. Jeżeli miałbym wskazać kluczowe elementy, to będą to na pewno: możliwość identyfikacji prototypu postaci oraz przedstawienie go w nieprawdziwym i zniesławiającym świetle. Nie wystarczy też samo dostrzeżenie podobieństwa postaci do rzeczywistej osoby. Konieczne jest powstanie u odbiorców przekonania, że w utworze została w sposób zamierzony sportretowana określona osoba.
„Welcome to New York”, zapowiadany jako fikcja, posiada też zastrzeżenie, że wszelka zbieżność osób i zdarzeń z rzeczywistością jest przypadkowa. To wystarczy, by uniknąć odpowiedzialności?
Formuła prawna, umieszczona na początku filmu czy też w napisach końcowych, nie zwalnia twórców z odpowiedzialności. Ważna jest treść, przekaz i odbiór utworu wśród publiczności.
W takim razie po co w ogóle takie formuły są używane?
Mają one chronić przed oczywiście bezzasadnymi roszczeniami widzów, którzy odnajdą elementy własnych losów. Nie chronią jednak przy ewidentnych przypadkach naruszenia dóbr osobistych konkretnych, możliwych do rozpoznania osób.
Wydaje się panu, że Strauss-Kahn ma szanse wygrać proces? Koniec końców został oczyszczony z zarzutów dotyczących napastowania pracownicy hotelu.
Nie będzie to dla niego prosta sprawa. Wiele zależy od jurysdykcji, w której będzie toczył się proces. W Stanach Zjednoczonych sądy cywilne nie są związane rozstrzygnięciem sądu karnego co do winy. Z tego powodu wytoczenie powództwa w USA będzie dla Kahna niekorzystne. Z kolei prawo francuskie słynie z ochrony prywatności osób publicznych, jeżeli zarzuty nie dotyczą ich działalności publicznej i nie mają na nią wpływu. Orzecznictwo Europejskiego Trybunału Praw Człowieka przybrało linię, w której zwłaszcza politycy muszą znosić większą krytykę niż przeciętni obywatele. A pamiętajmy, że Kahn był nie tylko szefem Międzynarodowego Funduszu Walutowego, ale także aktywnym politykiem i potencjalnym kandydatem na prezydenta Francji.
Wydaje się przy tym, że scenarzyści nie unikali skojarzeń z rzeczywistą postacią.
Bohater grany przez Gerarda Depardieu nazywa się co prawda Devereaux, a nie Kahn, jednak fabuła i wydarzenia w filmie jednoznacznie wskazują na osobę Kahna. Ważnym elementem są także pozafabularne elementy filmu, mające w sposób jednoznaczny wywołać skojarzenie z byłym szefem MFW. Takim zabiegiem jest choćby pokazanie siedziby MFW w Waszyngtonie czy drukarni banknotów zaraz na początku filmu.
Poza elementami dotyczącymi przypadku Kahna – zdarzenie z pokojówką, przebieg zatrzymania i procesu – jest także część całkowicie fabularna, gdzie bohater przedstawiony jest jako maniak seksualny, uczestniczy w orgiach, a także ponownie usiłuje zgwałcić kobietę już po zakończeniu sprawy napaści na pokojówkę. Z tymi elementami filmu producenci mogą mieć największe problemy. Na ich miejscu nie broniłbym się twierdzeniem, że film jest fikcją, a zbieżność z osobą Dominique Strauss-Kahna przypadkiem, bo dla każdego widza skojarzenie jest ewidentne. Raczej skupiłbym się na prawdziwości zarzutów, prawie do wolności wypowiedzi i krytyki osób sprawujących ważne funkcje, a także broniłbym się interesem społecznym, dla którego dobra ważne jest piętnowanie przemocy seksualnej wobec kobiet i pokazanie, że wobec prawa wszyscy, nawet najbardziej potężni magnaci finansowi są równi.