Niemiecka firma wspólnie z polską kancelarią prawną ścigają internautów, którzy nielegalnie udostępniali polskie filmy w sieci. Prokuratura ma pełne ręce roboty, a dostawcy internetu rzucają duże siły na obsługę spływających zapytań. Prokuratura ściga łamanie praw autorskich, dlatego kieruje wnioski o wydanie danych internautów.
Niemiecka firma wspólnie z polską kancelarią prawną ścigają internautów, którzy nielegalnie udostępniali polskie filmy w sieci. Prokuratura ma pełne ręce roboty, a dostawcy internetu rzucają duże siły na obsługę spływających zapytań. Prokuratura ściga łamanie praw autorskich, dlatego kieruje wnioski o wydanie danych internautów.
Tak znaleziono niezły sposób na dorabianie się... rękami urzędników. Kancelarii nie zależy bowiem na skazywaniu internautów, a raczej na pieniądzach. Każdy z piratów dostaje, tuż po wezwaniu na policję, przedsądową ugodę z karą 550 zł. Wielu pewnie zapłaci.
Można swobodnie uprawiać copyright trolling, czyli wykorzystywać wymiar sprawiedliwości do zarabiania. Każda służba i struktura sobie rzepkę skrobie, a traci państwo. Operatorzy internetowi ponoszą koszty obsługi, zamiast polepszać ofertę i płacić wyższe podatki. Prokuratura i policja zajmują się sprawami, które rozstrzygać winien sąd cywilny, ale ważna nowelizacja ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną utknęła w Ministerstwie Administracji i Cyfryzacji. Ustawa ma 12 lat i nie przystaje do obecnych zachowań w online.
Minister Sienkiewicz mówił na słynnych nagraniach w aferze taśmowej, że „państwo polskie istnieje teoretycznie, praktycznie nie istnieje, dlatego że działa poszczególnymi swoimi fragmentami, nie rozumiejąc, że państwo jest całością”.
Czyż Sienkiewicz nie ma racji?
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama