Piekarz, cukiernik, technik mody – to specjaliści, którzy nie muszą martwić się o pracę.
Piekarz, cukiernik, technik mody – to specjaliści, którzy nie muszą martwić się o pracę.
MEN już po raz drugi opracował listę zawodów deficytowych, na które będzie zapotrzebowanie na rynku pracy. To wskazówka dla szkół branżowych, jakie kierunki powinny otwierać. Dla pracodawców natomiast, za kształcenie jakich pracowników dostaną więcej pieniędzy.
W porównaniu z zeszłym rokiem lista najistotniejszych zawodów dla całego kraju wydłużyła się z 20 do 24 – o cztery pozycje. Jako nowi znaleźli się na niej m.in. murarz-tynkarz, operator maszyn i urządzeń do robót ziemnych.
Największe różnice są jednak widoczne na wojewódzkich rynkach pracy. W zeszłym roku liczba pozycji wynosiła średnio ok. 30–40. Na najnowszej liście są województwa, w których kluczowych dla regionu zawodów jest nawet ponad setka. Są i takie, w których lista poszukiwanych fachowców zwiększyła się ponad lub niemal dwukrotnie. Tak jest na przykład w województwach: mazowieckim – liczba deficytowych zawodów wzrosła z 39 do 89; pomorskim – z 44 do 92 pozycji; świętokrzyskim – z 38 do 76, śląskim – z 54 do 102 oraz zachodniopomorskim – z 51 do 93.
Dla przykładu na liście jako „nowi” na Śląsku znaleźli się m.in.: blacharz, cukiernik, grabarz, kaletnik, kamieniarz, kierowca, mechanik, kowal, krawiec, kucharz, kuśnierz czy mechanik pojazdów kolejowych, samochodowych, obuwnik, piekarz, przetwórca mięsa, ślusarz. Do tej pory wszystkie te zawody były w grupie tych, na które jest umiarkowane zapotrzebowanie.
Stare zawody, jak kamieniarz, krawiec, kucharz, piekarz, trafiły też na listę w woj. zachodniopomorskim, gdzie dodatkowo MEN widzi zapotrzebowanie na technika reklamy, przemysłu mody czy drukarza offsetowego.
W zeszłym roku eksperci komentowali, że na liście nie znalazły się zawody przyszłości – np. drukarze 3D. W tym roku też się nie pojawiły, choć została zmieniona metodologia.
Podczas tworzenia pierwszej listy źródłem wiedzy były dane Głównego Urzędu Statystycznego. Na potrzeby najnowszego zestawienia przeprowadzono też badania wśród pracodawców, korzystano również z informacji urzędów pracy. Zwłaszcza te ostatnie zaważyły na ostatecznym kształcie listy. W nich bowiem pracowników często szukają firmy rzemieślnicze.
– To niezłe narzędzie i było długo oczekiwane przez rynek. Trzeba jednak stale udoskonalać metodę zbierania danych. Tylko wówczas będzie można skutecznie wskazywać te zawody, w których za kilka lat może zabraknąć fachowców – mówi Jakub Gontarek z Polskiej Unii Edukacyjnej.
Lista zapotrzebowania to przede wszystkim sugestia dla szkół branżowych, na jakie kierunki kształcenia młodzieży powinny stawiać. To też podpowiedź dla urzędów pracy, jakie kursy powinny organizować dla osób bezrobotnych czy chcących się przekwalifikować.
– Może być jednak trudno podążać szkołom za wytycznymi MEN. Aby otworzyć nowy kierunek, trzeba wcześniej podpisać z pracodawcą umowę o współpracy. Zgodnie z kształceniem dualnym praktyczna nauka zawodu powinna odbywać się u pracodawcy. Wówczas młodociany pracownik ma szanse lepiej poznać specyfikę branży, firmy, a co za tym idzie, lepiej przygotować się do pracy – mówi Jakub Gontarek.
Pozostaje też pytanie, czy znajdą się chętni na kierunki wskazywane przez MEN. Murarz, ślusarz czy piekarz to zawody w powszechnej opinii odchodzące do lamusa. A młodzież szuka przede wszystkim możliwości kształcenia się w zawodach przyszłości, jak obsługa robotów czy mechatronik.
Nową listę resortu edukacji uważnie przejrzą na pewno pracodawcy. Firmy, które przyjmą młodocianego na praktyczną naukę zawodu do siebie, mogą liczyć na dofinansowanie. Za trzy lata szkolenia, po zdaniu przez ucznia egzaminu kończącego przygotowanie zawodowe zrealizowane w formie nauki zawodu, przedsiębiorstwo otrzymuje 8081 zł. Jednak, gdy wykształci pracownika w zawodzie deficytowym, może liczyć dotacje na poziomie 10 tys. zł.
Tu jednak chęci również mogą nie iść w parze z możliwościami. Jak zauważają eksperci, firmom może być trudno pozyskać instruktorów do praktycznej nauki zawodu deficytowego. Fachowców w wielu z nich już teraz jest jak na lekarstwo. Poza tym, by kształcenie miało sens w regionie, musi istnieć szkoła, która uczy w takim deficytowym zawodzie. Inaczej trudno będzie o chętnych do nauki.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama