Gospodarka potrzebuje pracowników niewykwalifikowanych – a nie tylko inżynierów. Roboty tego (prędko) nie zmienią.
Brałem tę pracę cholernie serio. To była praca na zmywaku, ale przez to, że traktowałem ją tak poważnie, nie była zwyczajnym zajęciem. Gdy stałem się już sprawnym pomywaczem, miałem więcej wolnego czasu, więc nauczyłem się gotować, by w końcu zacząć pomagać kucharzom. To była lekcja odpowiedzialności – wspomina w jednym z wywiadów prof. Jordan Peterson, obecnie jeden z najbardziej znanych na Zachodzie intelektualistów, youtuber i autor książki „12 życiowych zasad”. Tym razem mowa będzie jednak nie o nim, lecz o prostych pracach (w slangu statystyków: o pracach dla osób nisko- albo niewykwalifikowanych), których symbolem może być właśnie zmywak. W końcu polscy emigranci w Wielkiej Brytanii, zaraz po otwarciu dla nas tamtejszego rynku, robili kariery, szorując gary. Peterson odświeża nam zapomnianą prawdę: żadna praca nie hańbi. Nawet ta niewymagająca specjalnej wiedzy. Warto o tym pamiętać, gdy wokół słychać głosy, że wszyscy powinniśmy być inżynierami lub (najlepiej genialnymi) przedsiębiorcami, bo inaczej czeka nas bieda. Na podstawie tej asumpcji tworzy się też politykę gospodarczą. Tymczasem taka filozofia może stanowić zagrożenie, choćby dla PKB. Gdyby nie „niewykwalifikowani robotnicy”, gospodarka rosłaby wolniej!

Godność pracy