Połowa okręgów jednomandatowych i połowa proporcjonalnych – to jeden z możliwych wariantów zmian, nad jakimi pracuje parlamentarny zespół. Inne koncepcje, jak wybory większościowe, są mniej pewne

Ruszyły merytoryczne prace parlamentarnego zespołu do spraw ordynacji mieszanej. Na razie posłowie mają razem z ekspertami dokonać przeglądu możliwych koncepcji i ocenić je pod kątem możliwości wprowadzenia w Polsce. Główną barierą dla zmiany mechanizmu wyborów do Sejmu, który miałby łączyć wybory w okręgach jednomandatowych z proporcjonalnymi, jest konstytucja. Zapisano w niej, że wybory do Sejmu są powszechne, równe, bezpośrednie, tajne i, co najważniejsze w tym kontekście, proporcjonalne.
– Gdyby system mieszany sprawiał, że dominującą cechą tych wyborów byłaby większościowość, to byłoby niezgodne z konstytucją, w której zapisana jest proporcjonalność – podkreśla konstytucjonalista dr. hab. Ryszard Piotrowski.
Problem polega na tym, jak połączyć różne mechanizmy wyborcze, by na końcu wynik startujących ugrupowań w mandatach oddawał poparcie, jakie otrzymały w skali kraju. Choć nawet w obecnym systemie są pewne wyłomy w zasadzie proporcjonalności, np. próg wyborczy. – On jest w kodeksie wyborczym, ale powstaje pytanie, czy jest zgodny z konstytucją, bo efektem tego progu jest to, że część obywateli nie ma swojej reprezentacji w parlamencie – podkreśla Piotrowski.
Są także inne kwestie niż zasada proporcjonalności. – Podstawowym celem jest możliwość pozyskania indywidualnego biernego prawa wyborczego. Kodeks wyborczy nie może stać w sprzeczności z konstytucją, dziś mamy tylko prawo startu stadnego – podkreślił Paweł Kukiz, inicjator powstania zespołu.
Chodzi mu o to, że obecnie zasady w praktyce preferują osoby, które startują w ramach ugrupowań ogólnopolskich. To z kolei uzależnia ich szanse na zdobycie mandatu od zabiegania o względy w partyjnej centrali, która decyduje o kształcie list.
W pracach komisji uczestniczą również aktywiści zajmujący się kontrolą wyborów. Oni też mają postulaty. Te dotyczące usunięcia różnych elementów procesu wyborczego, które mogą budzić wątpliwości, np. brak centralnego spisu wyborców. Inne to np. powrót do pomysłu powszechnej transmisji z lokali wyborczych.
Kolejne posiedzenie planowane jest na 3 grudnia. Ma być poświęcone przeglądowi mieszanych ordynacji wyborczych. Na dalszym etapie posłowie mieliby się zająć m.in. liczbą parlamentarzystów i okręgów wyborczych, liczbą mieszkańców przy padających na jeden okręg wyborczy oraz granicami geograficznymi poszczególnych okręgów w ordynacji mieszanej. Równolegle trwają poszukiwania uczelni wyższej, która w pierwszej połowie przyszłego roku zorganizowałaby konferencję naukową na temat zmian w ordynacji wyborczej.
Już na obecnym etapie prac widać, w którą stronę będą zmierzały propozycje. Dla Kukiza, który jest orędownikiem ordynacji większościowej, im więcej będzie jej elementów w docelowym pomyśle, tym lepiej. Z kolei liczba okręgów jednomandatowych musi być ograniczona i raczej nie powinna przekraczać połowy możliwych do zdobycia mandatów.
O ograniczeniach konstytucyjnych dyskutują biorący udział w pracach zespołu parlamentarnego działacze Prawa i Sprawiedliwości. – Jeśli zakładamy, że nie zmieniamy konstytucji, musimy się trzymać proporcjonalności systemu – zwrócił uwagę na ostatnim posiedzeniu poseł PiS Bartłomiej Wróblewski. Wskazał, że zwykle w systemach proporcjonalnych wybory odbywają się w okręgach wielomandatowych, choć możliwe są też jednomandatowe.
W składzie zespołu, zdominowanego przez działaczy PiS, swoich przedstawicieli ma część opozycji: Konfederacja, ludowcy, Lewica i Polska 2050. Brakuje Koalicji Obywatelskiej. Jak słyszymy, to celowy zabieg. – Oceniamy, że to czysta manipulacja. Wchodząc do zespołu, tylko byśmy to legitymizowali. Na końcu i tak nie decydują Kukiz i jego zespół, tylko Jarosław Kaczyński – tłumaczy poseł PO.
Zdaniem naszego rozmówcy bez zmian w ustawie zasadniczej wyłącznie większościowej ordynacji wprowadzić nie można. – Choć biorąc pod uwagę aktualny status TK, należy się wszystkiego spodziewać – dodaje poseł PO. – Zmiany systemowe będą jednak służyć tylko do ustawienia takich granic okręgów, by zmaksymalizować wynik wyborczy partii rządzącej. Już dziś jest bardzo duża nadreprezentacja okręgów pozamiejskich. Państwowa Komisja Wyborcza powinna zmodyfikować granice okręgów tak, by mniej więcej podobna liczba wyborców decydowała o mandatach w różnych okręgach – ocenia nasz rozmówca z PO.©℗
I w obecnym systemie są pewne wyłomy w zasadzie proporcjonalności