- Niemal co czwarty nastolatek przyznaje się do próby samookaleczania ciała. Jeden na dziesięciu wypisuje o sobie złe rzeczy w internecie - mówi Prof. Jakub Andrzejczak kierownik Zakładu Socjologii Wychowania Wielkopolskiej Akademii Społeczno-Ekonomicznej i autor badań naukowych oraz programów profilaktycznych w zakresie funkcjonowania dzieci i młodzieży w świecie cyfrowym.

Właśnie podsumował pan swoje badania dotyczące zachowań nastolatków w sieci. Wyszło z nich, że co 10. dziecko w przedziale 13-17 lat dokonuje cyfrowej autoagresji. Co to dokładnie jest?
Chodzi o publikowanie nienawistnych treści na swój własny temat oraz celowe docieranie do osób i treści, które negatywnie wpływają na jednostkę.
Jak trafił pan na ślad tego zjawiska?
Zainteresowałem się tematem po tym, jak z prośbą o radę napisała do mnie matka nastolatki. Powiedziała mi, że odkryła na komputerze córki kilkanaście fikcyjnych kont, których ta używała do pisania o sobie źle. Trafiłem wtedy na dwa przypadki podobnych działań - w 2010 r. w USA popełniła samobójstwo nastolatka. Wszyscy myśleli, że przyczyną były nienawistne treści w nieistniejącym już serwisie społecznościowym Formspring. Danah Boyd z Uniwersytetu w Kalifornii odkryła jednak, że autorką części tych wpisów była sama dziewczyna. Podobny przypadek miał miejsce w 2013 r. w Wielkiej Brytanii. Chciałem sprawdzić, czy takie zjawisko w ogóle istnieje w polskich realiach.
Dlaczego dzieci piszą o sobie źle w internecie?
Moje badania pokazały, że nastolatki odczuwają ulgę i zadowolenie, czyli to podobny stan jak w wypadku samookaleczeń. Dla części to jest po prostu sposób przyniesienia sobie wytchnienia.
W ankietach pytałem też dzieci o samookaleczenia. Wynik jest druzgocący: 22,6 proc. młodych ludzi dokonało samookaleczenia ciała. Zdecydowanie częściej robią to dziewczynki - takich aktów dokonuje już co trzecia. Wśród chłopców - co 10. Autoagresja w sieci to zwykle uzupełnienie takich zachowań.
Kto najczęściej dokonuje autoagresji?
Spory odsetek stanowią młodzi ludzie w wieku ok. 15 lat - wyraźnie widać, że to krytyczna granica wieku. Dzieci te określiły relacje z rodziną jako „raczej złe” albo „bardzo złe”. Częściej przyznawały się do tego nastolatki z rodzin niepełnych lub wielodzietnych. Być może subiektywna ocena młodych ludzi jest taka, że otrzymują w nich mniej uwagi? Trudno powiedzieć.
Dzieci przyznały się do tego same?
Dbałem o to, by podczas badania młodzi ludzie mieli zachowaną pełną anonimowość. Kwestionariusze były do wypełnienia w szkole, ale online i na urządzeniach należących do uczniów. Szkoły miały obowiązek zapewnienia im odpowiednich odstępów w ławkach. Mimo to oczywiście biorę pod uwagę, że skala zjawiska może być niedoszacowana, bo nie wszyscy chcieli się do tego przyznać.
Czyli jednak surfowanie po internecie szkodzi dzieciom?
Nie chcę mówić, że jedynym powodem, dla którego młodzież się okalecza, jest rzeczywistość cyfrowa. Niemniej jednak prawdą jest, że skoro nastolatki spędzają w niej połowę swojego czasu, to znaczy, że się w niej socjalizują. Z niej czerpią wzory zachowań, opinie, postawy, nawet wzory reakcji emocjonalnych. Wystarczy spojrzeć na zachowania np. youtuberów, którzy pokazują, jak grają. Ich ekspresja czy sposób, w jaki się wyrażają, wyraźnie widzimy potem w zachowaniach młodych.
Trzeba zwrócić uwagę, że mamy do czynienia z kryzysem relacji rodzinnych. Kluczowe jest pytanie, czy rodzice, pedagodzy, nauczyciele proporcjonalnie do przebywania dzieci w świecie cyfrowym interesują się tą rzeczywistością.
Chodzi o kontrolę rodzicielską?
Właśnie nie, na tym polega najczęstszy błąd dorosłych. Jeśli rodzice dbają o sferę cyfrową swoich dzieci, to skupiają się na kwestiach technicznych. Mówią np.: no, za długo już grasz.
Kiedyś jeden z rodziców powiedział mi, że wie, co jego dzieci robią w sieciach społecznościowych, bo są znajomymi na Facebooku. To już dzisiaj nie wystarcza. Światem cyfrowym rządzą młodzi ludzie. To pajdokracja, która jest w stanie skutecznie się zamknąć w tej rzeczywistości cyfrowej i mijać w niej z dorosłymi.
Na czym więc się skupiać?
Na treściach, na tym, co dzieci spotyka, a nie jak długo siedzą przy komputerze. Odnosząc się do rzeczywistości, rodzice pytają, co było w szkole, z kim dzieci się spotykały, z kim rozmawiały. Dokładnie te same pytania powinny padać w rozmowie o cyberprzestrzeni, bo dla dzieci to już jedno i to samo. Tylko nam się wydaje, że to rozdzielne światy.
Właściwe pytania to: w co grałeś? Z kim się komunikowałaś? Co oglądaliście? Gdyby mnie pani zapytała, jakie jest najbardziej ryzykowne zachowanie w świecie cyfrowym, nie powiedziałbym, że to przemoc, hejt, nękanie czy kradzież tożsamości, tylko docieranie przez dzieci do treści, na które nie są przygotowane rozwojowo. I z którymi muszą się później samotnie zmagać. A to je przerasta, bo nie mają dostatecznie przygotowanych możliwości oceny zagrożeń, ryzyka, przewidywania konsekwencji działań, a przede wszystkim oceny swoich emocji. Dzieci nie zawsze wiedzą, co się z nimi dzieje, kiedy coś oglądają.
A kiedy się czymś zainteresują, dostają coraz więcej podobnych treści, bo tak są zbudowane algorytmy.
Dokładnie tak. Młody człowiek wpada w cyfrową króliczą norę, z której sam nie zdoła się wyplątać. Dzieci zagłębiają się więc w tej rzeczywistości, a kiedy nie mają z kim o tych stanach emocjonalnych porozmawiać, zaczynają na nich oddziaływać destrukcyjnie.
Niedawno wybuchła ekscytacja tym, że dzieci symulują msze za pomocą gry Roblox. Skala zaskoczenia tematem to dla mnie potwierdzenie, że jako dorośli kompletnie nie zdajemy sobie sprawy, co dzieci robią online.
Owszem, to dobry przykład. A jak jesteśmy przy przemyśle gier, trzeba zaznaczyć, że on też bardzo mocno się zmienił. Pamiętam z własnego doświadczenia, że kiedyś gry miały misje, były zaplanowane, nie można było ich przejść inaczej. Wpływ odbiorcy na rzeczywistość był bardzo mały. Dzisiaj buduje się gry otwartych światów. Gra nie może mieć końca, gracz nie może zobaczyć napisu „game over”, bo to się po prostu nie opłaca. Konstrukcja wciąga użytkownika.
Co więcej, dzisiaj oddaje się użytkownikom swobodę tworzenia różnych rzeczywistości w tych grach. Mamy taką sytuację, że jako dorośli uwierzyliśmy, że każdy z tych użytkowników będzie działać odpowiedzialnie. Ale to się nie dzieje, biorąc pod uwagę, że w Robloxie, który miał do niedawna kategorię wiekową 7+, są pokoje orgii seksualnych.
Skoro zagrożenia są z tak wielu stron, jak chronić przed nimi dzieci?
Trzeba podejmować tematy dotyczące zagrożeń cyfrowych, zanim one same, w samotności do nich dotrą. Wyprzedzanie sytuacji rozmową jest najważniejsze. Podobno największym problemem docierania do cyfrowej, brutalnej pornografii przez dzieci jest to, że ich rodzicom wydaje się, że ich dzieci nie mają z tym kontaktu.
Trzeba przyjąć za fakt, że straciliśmy kontrolę nad rzeczywistością cyfrową naszych dzieci. I chyba już nigdy nie uda nam się w pełni jej odzyskać. Natomiast możemy mieć kontrolę nad tym, jak będą postrzegały to, co zobaczą. To jest wniosek, który staram się przekazywać dalej.
Czyli jak najwięcej rozmów.
Tak, i pokazywanie alternatyw. W zakresie nie tylko form spędzania czasu wolnego, lecz także pasji, celów życiowych. Dzisiaj, kiedy młody człowiek ma możliwość wyciągnięcia telefonu i w sekundę znalezienia różnych patocelebrytów, jest ważne, żebyśmy pokazywali, że da się inaczej.
Prof. Jakub Andrzejczak jest kierownikiem Zakładu Socjologii Wychowania Wielkopolskiej Akademii Społeczno-Ekonomicznej i autorem badań naukowych oraz programów profilaktycznych w zakresie funkcjonowania dzieci i młodzieży w świecie cyfrowym / Materiały prasowe / fot. materiały prasowe

Badanie przeprowadzono na reprezentatywnej próbie 9558 respondentów wieku 13-17 w Polsce w listopadzie i grudniu 2022 r.