Nic z tego jednak wówczas wyszło. Jak na ironię podnoszone wówczas zarzuty wracają obecnie rykoszetem.

Po drugiej stronie Atlantyku toczą się obecnie aż trzy postępowania przeciwko firmie Google: jedno prowadzi Departament Sprawiedliwości; kolejne koalicja kilkunastu stanów, gdzie pierwsze skrzypce grają Kolorado i Nebraska; ostatnie – Teksas do spółki z paroma innymi stanami. Prokuratorzy stojący za tymi sprawami koncentrują się na różnych aspektach działalności spółki, ale tak naprawdę stawiają jeden zarzut – że wykorzystywała swoją dominującą pozycję na rynku, aby zaszkodzić konkurencji.
Co ciekawe, nie jest to pierwszy raz, kiedy rządowi prawnicy przyglądają się firmie. W latach 2011–2013 giganta z Mountain View pod lupę wzięli prawnicy z Federalnej Komisji Telekomunikacji (FTC) – w największym skrócie odpowiednika naszego Urzędu Komunikacji Elektronicznej. Komisja wówczas nie zdecydowała się wystąpić na drogę prawną wobec koncernu, ale oparła swoją decyzję na prognozach, które okazały się kompletnie nietrafione. To pokazuje, jak trudno było organom publicznym jeszcze do niedawna regulować obszar internetu i nowych technologii.
FTC przyjrzała się wówczas temu, jak wygląda rynek wyszukiwań na urządzeniach mobilnych oraz ściśle powiązany z nim rynek reklamy mobilnej. Google już wtedy miało umowy z producentami telefonów komórkowych oraz operatorami telekomunikacyjnymi w USA, na mocy których wyszukiwarka firmy była ustawiona na urządzeniach jako domyślna. Eksperci Komisji doszli jednak do wniosku, że sytuacja ta nie budzi obaw.
Z dokumentów, do których niedawno dostęp uzyskał portal „Politico”, wynika, że urzędnicy zbagatelizowali kompletnie znaczenie rynku mobilnego (ekspertyzy dotychczas były tajne). Po pierwsze uznali, że w przyszłości ludzie, jeśli będą szukać informacji w sieci, to dalej będą to robili za pomocą komputerów osobistych. Tymczasem już w połowie 2015 r. Google ogłosiło, że liczba zapytań z telefonów komórkowych obsługiwanych przez ich wyszukiwarkę przekroczyła liczbę zapytań z urządzeń biurkowych.
Po drugie eksperci wyszli z założenia, że rynek mobilny wciąż jest w powijakach, więc z pewnością wkrótce pojawią się alternatywne opcje, zarówno jeśli idzie o mobilne systemy operacyjne, jak i inne aplikacje. Tutaj także popełnili błąd: pomimo prób paru firm (w tym Microsoftu, który promował system Windows na urządzenia mobilne) dzisiaj rynek systemów operacyjnych jest podzielony między dwie firmy: Apple i Google. Urzędnicy pomylili się także co do rynku reklamy internetowej, uznając, że użytkownicy nie pozwolą śledzić swojej aktywności w sieci za pomocą specjalnych plików, czyli tzw. ciasteczek (z ang. cookies).
W efekcie rekomendacja ekspertów dla kierownictwa Komisji brzmiała, żeby nie wchodzić z firmą na drogę sądową – co też ówczesne władze FTC zrobiły. Dzisiaj podnoszone wówczas wątpliwości wracają. Na wykorzystywaniu dominującej pozycji na rynku wyszukiwania koncentrują się sprawy prowadzone przez Departament Sprawiedliwości i prokuratorów stanowych; chodzi m.in. o wspomniane już umowy ustawiające wyszukiwarkę jako domyślną. Firma uważa jednak, że umowy takie nie są szkodliwe, ponieważ – jak napisał na blogu wiceprezes Kent Walker – „ludzie nie korzystają z Google’a, bo muszą, ale dlatego, że chcą”.