Kiedy oglądam telewizję w Polsce, to myślę, że pracują tu chyba wyłącznie piękne młode dziewczyny. Nie mówię, że to złe, tylko zastanawiam się, czy za nimi stoi doświadczenie i wiedza – mówi Kasia Madera, gwiazda BBC World, wyróżniona Nagrodą im. Macieja Płażyńskiego za materiały o Polsce w największej światowej telewizji informacyjnej.
ikona lupy />
Magdalena i Maksymilian Rigamonti / Dziennik Gazeta Prawna
RIGAMONT I RAZY 2
74 miliony ludzi panią oglądają.
76 raczej.
Pani jest Polką urodzoną w Londynie.
Brytyjką polskiego pochodzenia.
Jedyną w BBC World?
Jedyną na antenie, prowadzącą programy informacyjne, ale w BBC Polaków jest więcej. Pracują w różnych pionach. I od razu powiem, że denerwuje mnie, jak w Wielkiej Brytanii mówi się o Polsce.
Jak?
Każdy zna kogoś, kto sprząta, kto jest budowlańcem, ale nie wie, że Polacy śpiewają w Królewskiej Operze, że Polska to jest świetny kraj.
Teraz to propaganda.
(śmiech).
Polka się w pani budzi.
Może po prostu chcę, żeby było sprawiedliwie? Urodziłam się w Anglii, ale z rodziców Polaków. Mam co prawda paszport brytyjski, angielski jest moim pierwszym językiem, wiem dużo więcej o brytyjskiej polityce niż o polskiej, mój mąż jest Anglikiem, ale... Wie pani, moi synowie chodzą na karate do trenera Polaka, który mówi i po polsku, i po angielsku. Trenują razem z innymi polskimi dziećmi.
Po co?
Chcę, żeby czuły, że mają coś ekstra. Wiele osób polskiego pochodzenia urodzonych w Anglii zgubiło polskość. Ich dzieci są po prostu Anglikami. Ja swoich synów co sobotę rano zrywam z łóżek i zawożę do polskiej szkoły, a w niedzielę rano idziemy do polskiego kościoła.
Konserwatywnie.
Nie, normalnie. To są momenty, kiedy oni mogą przebywać z polskimi dziećmi, bo w domu mówią po angielsku, nawet moja mama mówi do nich po angielsku.
„Wiadomości” w TVP współprowadziła pani po angielsku.
Piotr Kraśko mówił po polsku, a ja po polsku i angielsku. Już dwa razy – w tym roku z okazji rocznicy wyzwolenia Auschwitz, a w zeszłym na rocznicę wybuchu II wojny światowej. Ale już uroczystość wręczenia Nagrody Wolności Słowa prowadziłam po polsku. Ostatnio czuję, że jestem w Polsce akceptowana i doceniana. Dostałam Nagrodę im. Macieja Płażyńskiego.
Za to, że pani mówi o Polsce w BBC?
Właśnie za to.
Szefowie na to pozwalają?
Muszę być ostrożna, uważać nawet. Z niczym nie można przesadzać. To, że jestem Kasia, to mój atut. To, że mam polskie korzenie, to też wartość dla BBC. Kiedyś był czas, że w BBC pracowali biali mężczyźni w pewnym wieku, potem na wizji pojawiły się kobiety, głównie ładne blondynki. Teraz jest tak, że dobór dziennikarzy i prezenterów w stacji jest odzwierciedleniem londyńskiej ulicy, czyli są wszyscy, ludzie o różnych korzeniach. Jestem białą kobietą, niby blondynką, ale to, że znam polski i mam na imię Kasia, mnie wyróżnia. Kiedy oglądam telewizję w Polsce, to myślę, że pracują tu chyba tylko i wyłącznie piękne młode dziewczyny. Nie mówię, że to złe, tylko zastanawiam się, czy za nimi stoją doświadczenie i wiedza. W Stanach – chwała Bogu – to się powoli zmienia i na wizji pracują także starsze, doświadczone kobiety.
Podobno w BBC dziennikarze prowadzący programy ubierają się sami, za prywatne pieniądze.
To też standard BBC. Jedna z dziennikarek próbowała wywalczyć, żeby dostać na ubrania zniżkę podatkową, ale się nie udało. Jesteśmy telewizją publiczną, nie możemy korzystać z żadnych ulg czy z pieniędzy podatników. Wszystkie stroje kupujemy sami, ze swoich pensji. Muszą być eleganckie, ale skromne. Mają wyrażać mnie, ale muszą być w stonowanych kolorach, bo w każdej chwili może wydarzyć się coś, co wymaga powagi. Kiedy był wybuch w Bostonie podczas maratonu, byłam na antenie. Kiedy umarł Nelson Mandela, też byłam na antenie. W chwili przerwy zmieniłam sukienkę na czarną, połączyły się wszystkie kanały BBC i przekazałam: nie żyje Nelson Mandela. Trema, stres ogromny, ręka mi się trzęsła. Dwie godziny prowadziłam program. Rozmawiałam z politykami i różnymi ludźmi na temat Mandeli.
W dniu katastrofy smoleńskiej też pani pracowała.
Skończyłam pracę nad ranem. Wróciłam do domu, miałam się położyć i nagle SMS, potem telefony. Wysyłałam do pracy kontakty do różnych ludzi, mówiłam, z kim rozmawiać, kogo prosić o komentarz. Pojechałam do parafii św. Andrzeja Boboli, której proboszcz zginął w tym samolocie. Relacjonowałam na żywo to, co się tam działo. Pamiętam ten płacz. A potem przez tydzień tysiące Polaków na Trafalgar Square, stara emigracja, nowa, wszyscy razem czuwali. Przychodzili Anglicy, składali kondolencje, a ja prowadziłam czuwanie i robiłam wejścia na żywo do BBC. Nie można było pojechać na pogrzeb prezydenta Kaczyńskiego do Krakowa, bo wtedy przez chmurę pyłu wulkanicznego z Islandii nie latały samoloty, więc politycy przychodzili na Trafalgar składać kondolencje. Pamiętam, jak te tysiące ludzi klękły. Pamiętam tę ciszę. Myślę, że ludzie jeszcze wtedy, tydzień później, byli w szoku. Nie rozumieli, co się stało. Wiem o tych spiskowych teoriach, o zamachu i rozumiem, że są ludzie, którzy nie potrafią sobie wytłumaczyć, jak mogło dojść do tego, że prawie stu polskich obywateli, polityków, naukowców, księży i głowa państwa, zginęło w zwykłej katastrofie lotniczej. Pamiętam, jak jakaś kobieta, przechodząc obok mnie i operatora, rzuciła: „Bloody Putin”. Żałowałam, że tego nie nagraliśmy.
Wtedy jeszcze Putin był pozytywnym bohaterem w Europie.
Teraz go lekceważą. Myślą, że to komediant. Przynajmniej w Wielkiej Brytanii. Nie zdają sobie sprawy, jaki jest niebezpieczny. W BBC też go pokazujemy tak nie do końca poważnie, kpiny z niego robimy, żarciki. Nie tak dawno sprzedawali w Moskwie koszule z wizerunkiem Putina, a my pokazaliśmy to na śmieszno. Pytaliśmy ludzi na ulicy, czy by założyli koszulkę z Cameronem. Nie było słowa o tym, że tak naprawdę to kult jednostki, że dla Rosjan jest królem, wodzem.
Katastrofa smoleńska to jak na razie najważniejsze polskie wydarzenie pokazywane w BBC w ciągu ostatnich 25 lat.
Ale z tego powodu świat się dowiedział o zbrodni katyńskiej. Potem słyszałam często: jak to możliwe, jak to się stało, że 22 tys. polskich oficerów zostało zabitych przez Rosjan strzałem w tył głowy? W trzy dni ich zamordowali? Jak to możliwe, że Rosjanie mówili, że to byli Niemcy?
Cieszę się, że mogłam o tym opowiedzieć milionom widzów. Teraz wolałabym mówić o czymś przyjemniejszym, dlatego chcę zrobić cykl o Polsce. W przyszłym roku Wrocław będzie Europejską Stolicą Kultury i chcę tam pojechać. Tu w Gdyni też jest niesamowicie, Open’er to taki festiwal jak u nas w Glastonbury. A jeszcze parę lat temu mało kto na świecie wiedział o Krakowie.
Potem mieliśmy hordy pijanych Anglików.
Wiem, wiem. Ale też wielu zachowywało się w porządku i wrócili zachwyceni Krakowem. Kiedy mówię znajomym Anglikom, że warszawska Starówka odbudowana jest po wojnie, nie wierzą. A kiedy dodaję, że Warszawa była kompletnie zniszczona, chcą wiedzieć więcej.
W Gdyni już nakręciłam pilot programu, który chciałabym zrobić o Polsce dla BBC i złamać te stereotypy, że tutaj u was tylko kibole i skinheadzi.
Taki jest stereotyp?
Nie wiedziała pani? Wielu Polaków goli się na łyso. A, i jeszcze heavy metal jest popularny. No i że jeździcie po różnych krajach i zabieracie pracę. Denerwuje mnie to. Gdyby Anglik powiedział do kogoś ciemnoskórego: zabierasz naszą pracę, to byłby oskarżony o rasizm i mógłby być pociągnięty do odpowiedzialności karnej, bo rasizm jest przestępstwem. Gdy jednak mówi tak do Polaka, to nie popełnia przestępstwa, bo Polak jest biały. Chcę pokazać, o co chodzi w tej Polsce, jacy są Polacy, czuję nawet, że mam taki obowiązek. Moja mama, która wyjechała z Polski pod koniec lat 60., chce wracać do Warszawy. Wtedy zrzekła się obywatelstwa, teraz myśli, żeby tu żyć. Ona widzi te wielkie zmiany, które zaszły w Polsce. Zresztą ja też widzę.
Nasz nowy prezydent zbudował swój sukces, mówiąc, że Polska jest w ruinie.
Wiem, że wynik wyborów prezydenckich był dla wielu ludzi szokiem.
Wiem, że wynik ostatnich wyborów w Wielkiej Brytanii też był szokiem, przynajmniej dziennikarzy BBC zaskoczył.
Podobnie jak wynik wyborów prezydenckich w Polsce zaskoczył polskich dziennikarzy.
U was wygrali konserwatyści.
U was też. Przecież Bronisław Komorowski miał wygrać. Pamiętam, jak na początku roku rozmawiałam z moim redaktorem w BBC. Mówiłam, że to spokojne wybory, bez sensacji, wygrana Komorowskiego i tak dalej. Komorowski był pewien, że ludzie na niego zagłosują. A ludzie z kolei nie lubią, kiedy polityk jest tego pewien.
Mówiła pani o tym BBC World?
Tak, ale nie robiliśmy na ten temat programu, nie było dyskusji, tylko news. Jeśli chodzi o wybory, to w Wielkiej Brytanii było trochę inaczej niż w Polsce – ludzie w sondażach wstydzili się mówić, że zagłosują na konserwatystów, i dlatego byliśmy przekonani, że konserwatyści nie wygrają. Ale i tak większość ludzi głosowała przeciwko konserwatystom.
Jak to?
U nas są te JOW-y, które wy tak chcecie mieć, i 63 proc. uprawnionych głosowało na kandydatów, którzy nie wygrali. To są dopiero paradoksy. UKIP Nigela Farage’a dostał 4 miliony głosów, ale w efekcie mają tylko jednego posła, a konserwatyści 11 milionów głosów i cały parlament jest ich. A my przez trzy tygodnie przed wyborami mówiliśmy, że będzie zupełnie inaczej. Zresztą myślę, że te ruchy ekstremistyczne w Europie będą coraz silniejsze. Nie wiem, czy moje zdanie tu się liczy, ale ta pogłębiająca się przepaść pomiędzy bogatymi a biednymi, te ogromne dysproporcje sprawiają, że ludzie się burzą. W Polsce również. Wie pani, jestem gubernatorem w szkole mojego syna (zrobiłam kampanię wyborczą i zostałam wybrana) i denerwuje mnie, że tam nauczycieli nie stać na mieszkanie blisko szkoły.
Bo może mieszka pani w dobrej dzielnicy.
W dość dobrej, ale nie podobają mi się takie niesprawiedliwości.
My już tu w Polsce mieliśmy komunizm.
Doskonale wiem, co to był komunizm, bo od małego, od lat 70., przyjeżdżałam tu co roku do babci na wakacje. Mama załadowywała samochód wszystkim, czego w Polsce nie było. Pamiętam, jak dziadek wychodził o 3 rano stać w kolejce po jedzenie, po chleb po prostu, więc nigdy nie będę chwalić komunistycznych idei. Ale wiem też, że różnice między bogatymi a biednymi są kolosalne, niesprawiedliwe i skutki tych różnic będą widoczne w najbliższym czasie.
Ruchy islamskie też będą coraz silniejsze.
Nie mogę zrozumieć, co działo się w głowach kobiet z Birmingham, które zabrały dziewięcioro dzieci i wyjechały do Syrii, żeby wspomóc Państwo Islamskie. Ich mężowie błagali, żeby wróciły. Nie wróciły. Nie wiem, może one ze swoją wiarą nie mogą się odnaleźć w Wielkiej Brytanii? Anglia niby jest kosmopolityczna, niby tolerancyjna, ale cztery miliony ludzi głosowały na antyimigrancką partię Farage’a. Jak Farage może być przeciwny imigrantom, skoro ma żonę Niemkę i z tego, co wiem, mówią w domu po niemiecku?
Pewnie Niemcy są dla niego emigrantami dobrej jakości, bardziej wartościowymi.
Bardziej niż Polacy, Rumuni czy Afgańczycy? To jest bardzo niebezpieczne. Proszę zauważyć, co mówią przedstawiciele Państwa Islamskiego: jesteśmy bardziej wartościowi, jesteśmy lepsi, czyli w zasadzie to samo co Farage.
Pani z jednej strony pracuje w najważniejszej i uchodzącej za najbardziej obiektywną telewizji świata, a z drugiej ma naturę działaczki, chciałaby świat zmieniać.
Ale jako dziennikarka BBC nie mogę wygłaszać swoich opinii i przedstawiać swoich poglądów.
U nas dziennikarze robią to każdego dnia.
A np. dziennikarze France 24 nie mogą być nawet na Tweetterze.
Wy w BBC możecie.
Możemy. Ostatnio szefowie nawet chcą, żebyśmy twittowali. Jednak tylko informacje, a nie poglądy. Przed wyborami na Twitterze pojawił się dowcipny wpis w pewien sposób zachęcający do głosowania na Farage’a. Ludzie go powtarzali, jedna z dziennikarek pracujących przy programach o wyborach też go oznaczyła. Zauważyli to dziennikarze z gazet i ktoś napisał: dziennikarka BBC ujawnia swoje poglądy. I co się stało? Została odsunięta od pracy przy tym programie. To jest właśnie standard BBC. Pracuję 13 lat w tej telewizji i wiem, jak to działa. Nie jestem komentatorem, tylko dziennikarzem. Kiedy ludzie na całym świecie przełączają kanały i trafią na BBC, na Maderę, to wiedzą, że to, co mówię, to fakty, a nie opinie. Że moje rozmowy są obiektywne, są takie, jak BBC.
Ależ pani jest wyszkolona.
To, co myślę osobiście, jest mało ważne. Moim zadaniem jest wydostać z polityków prawdę, a jak pani dobrze wie, oni są z kolei szkoleni, żeby prawdę ukrywać. Tony Blair mówił pełnymi zdaniami, które trwały po 18 sekund, dokładnie tyle, ile było potrzeba do materiału. Mówił tylko to, co zostanie wykorzystane, wiedział, że niczego nie da się wyciąć z kontekstu, zmanipulować, przemontować.
Ma jakiegoś następcę?
Nie ma. Nawet prezydent Obama nie umie tak mówić.
Radek Sikorski?
Przyjaciel BBC.
Co to znaczy?
To znaczy, że często był w BBC, najczęściej w jednym wieczornym programie i musiał mieć tam dobre kontakty.
Sikorski mówi dobrze po angielsku – może dlatego?
Był elokwentny i wygadany. No, ale z tego, co słyszę, został odsunięty od polityki. Jeśli polityk chce być w ogólnoświatowych mediach, musi bardzo dobrze opanować angielski.
Robiła pani wywiad z Donaldem Tuskiem. Mówił po polsku.
To było, jeszcze zanim został prezydentem UE. Rozmawialiśmy w ambasadzie RP. Nie chciał mówić po angielsku. W Wielkiej Brytanii są też tacy, którzy uczą się polskiego.
Kto?
Daniel Kawczyński, jedyny Polak w brytyjskim parlamencie, od dziecka w Anglii.
Pani walczyła o to, żeby nie zabierano możliwości zdawania języka polskiego na brytyjskiej dużej maturze.
Byłam w szoku, kiedy się okazało, że matura z polskiego może zniknąć. Wściekłam się nawet. Tysiąc osób rocznie ją zdawało. A jest szansa, że będzie dużo więcej. Ten egzamin dawał punkty liczone przy przyjęciu na studia. Brytyjskich polityków sprawa nie bardzo interesowała, dopiero przed wyborami się obudzili. Zrozumieli, że wielu uprawnionych do głosowania to Polacy.
Wygrała pani?
Nie tylko ja walczyłam. Polska społeczność szkolna w Londynie była najbardziej zaangażowana. Sprawa niestety jeszcze nie jest przesądzona. Na razie ostatnia polska matura zaplanowana jest na przyszły rok.
Daniel Kawczyński z Partii Konserwatywnej nie może pomóc?
Niech pani zrobi wywiad z Kawczyńskim, przyciśnie go o polski na brytyjskiej maturze, o obniżenie zasiłków dla imigrantów, bo mnie nie chciał obiecać, że coś zdziała. Politycy w ogóle mają problem z obiecywaniem, bo jak nie zrobią tego, co obiecali, to my, dziennikarze, ich rozliczamy, a zaraz za nami idzie społeczeństwo. Widzi pani, co robi David Cameron. Jeździ po Europie, spotyka się z przywódcami państw, widział się z Ewą Kopacz. Tłumaczy, że ograniczy przywileje dla imigrantów i obetnie zasiłki. Obiecał i tak zrobi. To dotknie Polaków w Wielkiej Brytanii.