W ostatnich dniach urzędowania prezydenta Donalda Trumpa na firmy z Państwa Środka spadają kolejne ciosy.

Nowe rozporządzenie Donalda Trumpa wymierzone w osiem chińskich aplikacji i kolejny zwrot w sprawie trzech operatorów telekomunikacyjnych świadczą o tym, że w końcówce kadencji prezydent jeszcze podkręca tempo walki z Pekinem.
Dokument, który Donald Trump podpisał w ubiegłym tygodniu, wprowadza zakaz dokonywania transakcji za pomocą mobilnych narzędzi płatniczych Alipay i WeChat Pay. Uzasadnieniem – podobnie jak w przypadku wcześniejszych restrykcji wobec chińskiego sektora technologicznego – jest bezpieczeństwo narodowe Stanów Zjednoczonych. Rozporządzenie stwierdza, że uzyskując dostęp do smartfonów i innych urządzeń elektronicznych obywateli amerykańskich, „chińskie aplikacje internetowe mogą uzyskiwać dostęp i przechwytywać ogromne ilości informacji od użytkowników, w tym wrażliwe dane osobowe i informacje prywatne”, a to pozwoliłoby Pekinowi na śledzenie internautów.
Szczegółowe określenie, jakie transakcje zostaną zabronione, leży w gestii Departamentu Handlu. Ma on na to 45 dni, jednak według urzędnika, który rozmawiał z Reutersem, resort zamierza wykonać zadanie przed 20 stycznia, gdy urząd prezydenta obejmie Joe Biden. Na tym nie koniec. Jak napisał „Wall Street Journal”, Waszyngton rozważa dodanie firm Alibaba i Tencent do listy spółek mających lub podejrzewanych o powiązania z chińską armią. Oznaczałoby to zakaz inwestowania w te przedsiębiorstwa przez amerykański kapitał. Alibaba i Tencent są warte łącznie 1,3 bln dol. Reuters stwierdza, że zaatakowanie tych dwóch najcenniejszych firm azjatyckich byłoby najdrastyczniejszym ze środków, jakie administracja Trumpa ostatnio zastosowała, i przypieczętowałoby twardą politykę wobec Pekinu.
Na liście spółek z militarnymi koneksjami prowadzonej przez Departament Obrony znalazło się w ostatnim czasie kilkanaście firm, w tym trzy wiodące telekomy: China Telecom, China Mobile i China Unicom. W ich przypadku konsekwencje umieszczenia na indeksie okazały się szczególnie drastyczne, bo oznacza ono także ich usunięcie z nowojorskiej giełdy papierów wartościowych (NYSE). Dzisiaj znikną one z parkietu.
Losy spółek ważyły się do ostatniej chwili. Jak pisaliśmy w DGP w ubiegłym tygodniu, kierownictwo giełdy 31 grudnia 2020 r. postanowiło zakończyć notowania ich akcji, ale po Nowym Roku zmieniło zdanie, uznając, że czarna lista nie wymaga aż takich sankcji. Kolejny zwrot w sprawie nastąpił 6 stycznia. Jak podaje Reuters, powołując się na źródło zaznajomione ze sprawą, zanim NYSE przywróciła pierwotną decyzję o usunięciu telekomów, sekretarz skarbu USA Steven Mnuchin zadzwonił do prezes giełdy Stacey Cunningham i powiedział jej, że nie zgadza się z decyzją o pozostawieniu ich na parkiecie. Wcześniej o takiej opinii Mnuchina informował Bloomberg.
Chińskie ministerstwo handlu oświadczyło, że restrykcje są sprzeczne z zasadami uczciwej konkurencji. Rzeczniczka resortu spraw zagranicznych Hua Chunying powiedziała zaś na spotkaniu z dziennikarzami, że Stany Zjednoczone nadużywają władzy i bez uzasadnienia ograniczają działalność zagranicznych firm. Nie wiadomo, jak do ostatnich restrykcji podejdzie następca Trumpa. – Prezydent elekt w kwestiach chińskich wciąż zachowuje się jak Sfinks. Trudno wyrokować, jakie konkretne środki i restrykcje wobec chińskiego sektora technologicznego zostaną zastosowane po 20 stycznia – komentuje Jakub Jakóbowski, analityk Ośrodka Studiów Wschodnich im. Marka Karpia.
– Wprowadzając zakazy w ostatnich dniach kadencji, Trump w pewnym stopniu wyręcza Bidena. Nie spodziewam się jednak, by 46. prezydent chciał używać dokładnie tych samych środków, co jego poprzednik – zaznacza. – Biden zapowiedział, że będzie bardziej stawiał na sojusze. Można się więc spodziewać prób skoordynowania z innymi państwami polityki wobec chińskiego sektora technologicznego. Dlatego nie da się wykluczyć, że obecne restrykcje zostaną zmodyfikowane. Ważne jest, czy i na jakie kompromisy pójdzie nowy rząd wobec amerykańskiego biznesu, który chce handlować z chińskimi spółkami i inwestować w nie. Będzie to już jednak zależało od przyjętych przez Bidena kierunków polityki wewnętrznej i gry interesów w USA – mówi Jakóbowski.