Według BIK poza problemami ze spłatą kredytów w dużym stopniu przestaliśmy kontrolować opłaty podstawowe – czynsz, energię, gaz, telefon, telewizję kablową i internet. Polacy mają wstręt do tworzenia budżetu domowego. Nie chcą, nie lubią, nie znają się. Za to wydają, jakby mieli zawsze duże nadwyżki finansowe.
Dorota, Mariusz i Adam. Polska klasa średnia. Wykształceni, z niezłych domów, znają języki, uprawiają sport. Wyglądają jak z żurnala, ubierają się dobrze, noszą drogo. Są przed czterdziestką. Nigdy się nie poznali, mieszkają w różnych miastach. Ale bardzo prawdopodobne, że każde z nich czeka to samo – dość szybka śmierć. A wcześniej poważna choroba psychiczna, której symptomy odczuwają już każdego dnia.
Stałe stany lękowe, fobie, zaburzenia zachowania, silne frustracje, depresje, napady paraliżującego strachu. Autoagresje i wybuchy nieuzasadnionego gniewu. Bezsenność, ograniczenie apetytu, częste bóle głowy i migreny, większa podatność na infekcje związana z ograniczeniem odporności. Wrzody żołądka, nadciśnienie, udary mózgu i zawały serca. Nowotwory. Samobójstwa. Psychologowie i lekarze stworzyli katalog zaburzeń psychicznych i medycznych, którym ulegają coraz częściej Polacy nadmiernie obciążeni finansowo. Niektórzy, obciążeni mniej i silni emocjonalnie, potrafią, choć nie zawsze, poradzić sobie z regulowaniem płatności. Gorzej, jeśli stracą pracę, o co w tym roku będzie dość łatwo.
Inni, szczególnie ci, których zobowiązania nawet krótkoterminowo przekraczają wpływy – co oznacza nie tylko brak pieniędzy na życie, lecz i na raty – popadają w spiralę natręctw, a nawet obłędu. Wtedy kończą w szpitalnej sali bez klamek. Jeśli spojrzeć na twarde dane ekonomiczne, takich osób będzie coraz więcej.

Każdy, tylko nie ja

– Kiedy pierwszy raz komornik wszedł mi na konto, zlekceważyłam to – mówi Dorota, kadrowiec z korporacji. – Ale potem jak bumerang wróciły do mnie niespłacone, zaległe należności: mandaty, zerwana umowa na komórkę, zlekceważone rachunki za wywóz śmieci, nieregularnie płacony czynsz. Dzisiaj mam długi na poziomie kilkudziesięciu tysięcy złotych i muszę się ich jak najszybciej pozbyć, bo zwariuję. Problem w tym, że mimo pozorów luksusu ledwie wystarcza mi na życie. Nie mam jak spłacić zaległości. Nie wiem, co będzie jutro.
– Nigdy nie bałem się utraty pracy – zapewnia Mariusz. – Fakt, że zwolnienia były dookoła, ale przecież mnie, z tytułem sprzedawcy roku 2010 w dużej spółce FMCG (dóbr szybkozbywalnych – red.) nie można było zwolnić. Kto by śmiał. To oczywiste, że zarabiałem dużo, ale dzięki temu zyskiwała firma. Mimo dobrych wyników okazałem się za drogi – co za absurd. Wydawało mi się, że jestem nie do ruszenia. No i jestem, tyle że na bezrobociu. Prawie od roku. Sprzedałem samochód, ale i tak nie ma mam z czego żyć. Dzisiaj nie ma we mnie śladu tamtej pewności siebie. Budzę się w nocy zlany potem. A najgorsze, że to nie jest żaden film. Ciągle czuję strach. Bywają dni, że nie wychodzę z łóżka. Nie czytam, nie włączam telewizora, nie jem.
– Mam dom, mieszkanie, dwa samochody i dzieci w prywatnej szkole – opowiada Adam. – Jestem doradcą klienta prestige w banku. Żona nauczycielka nie zarabia za dużo. Cała odpowiedzialność finansowa spoczywa na mnie. Przed kryzysem w 2008 r., kiedy panowało ogólne rozpasanie, byłem królem życia. Zaciągnąłem wiele zobowiązań. Teraz moje dochody skurczyły się, wartość nieruchomości obciążonych kredytami spadła, czesne w szkole dzieci wzrosło. Raty przez franka też poszły w górę, a ja z trudem dopinam budżet. Pieniędzy wystarcza mi do połowy miesiąca. Potem zaczyna się wyjadanie zapasów i mrożonek, na obiad kanapka z serem topionym, a potem tania, wstrętna kawa z dyskontu. Są dni, kiedy panicznie boję się wyjść z domu.
Jak wynika ze zbiorczych informacji Biura Informacji Kredytowej, BIG InfoMonitora oraz Związku Banków Polskich, przeciętny Polak jest winny wierzycielom ok. 16 tys. zł. Łączna suma naszych długów sięga 37 mld zł. W 2010 r. wynosiła 22 mld zł. W ciągu dwóch lat wzrosła zatem aż o 15 mld zł. Wartość przeciętnych zaległości przypadających na jednego dłużnika dwa lata temu wynosiła 11 tys. zł. Dzisiaj jest o 5 tys. zł wyższa i jeśli spojrzeć na dynamikę wzrostu obciążeń indywidualnych, w kolejnych latach na pewno nie będzie maleć.
Dodatkowo obecnie aż 2,2 mln z nas nie radzi sobie ze spłatą długów. Eksperci przyznają, że często problemy te pojawiają się na nasze życzenie, bo są konsekwencją nieprzemyślanych decyzji kredytowych i konsumpcyjnych. Dodają również, że Polakom coraz trudniej na bieżąco obsługiwać swoje zobowiązania.
– Źródłem problemów jest także zaciąganie kredytów w sytuacji, gdy ktoś już przed zadłużeniem się ledwo wiąże koniec z końcem. Duży udział w kłopotach finansowych mają sytuacje losowe: obniżka wynagrodzenia, utrata pracy czy problemy zdrowotne. Takich zdarzeń się nie planuje, a potrafią przewrócić najbardziej misternie zbudowane plany – mówi Halina Kochalska z Open Finance.
Według BIK poza problemami ze spłatą kredytów w dużym stopniu przestaliśmy kontrolować opłaty podstawowe – czynsz, energię, gaz, telefon, telewizję kablową i internet. Polacy mają wstręt do tworzenia budżetu domowego. Nie chcą, nie lubią, nie znają się. Za to wydają, jakby mieli zawsze duże nadwyżki finansowe. Nie myślą o tym, na co ich stać, a na co nie. Wydają pieniądze często spontanicznie, nie licząc się z tym, co będzie za miesiąc – oceniają analitycy BIK.
Specjaliści zwracają również uwagę, że Polacy popełniają duży błąd, unikając spotkań z wierzycielami, a potem agencjami windykacyjnymi. Zamiast ustalić plan spłaty długu i się go trzymać, udają, że nie ma problemu. Zapominają, że w rzeczywistości problem ten narasta razem z rosnącymi odsetkami zaległości i kończy się najczęściej egzekucją komorniczą.



Drżące ręce

Zdaniem Marii Rotkiel, psycholog i terapeutki z Pracowni Poznawczo-Behawioralnej i Laboratorium Psychorozwoju, stany lękowe, na które narażone są osoby długotrwale poddane presji obciążenia finansowego, to tylko pierwszy etap w całym katalogu schorzeń, które zakłócają normalne funkcjonowanie. Potem pojawiają się zaburzenia medyczne, które radykalnie osłabiają organizm.
– Najczęściej motorem napędzającym problemy jest niemożność spłaty zobowiązań, czyli zadłużenie na poziomie wyższym niż dochody. W zależności od charakteru, doświadczeń i odporności na stres umiemy sobie w takim położeniu radzić lepiej lub gorzej – mówi.
Osoby bardziej odporne będą, według Marii Rotkiel, szukały dróg wyjścia z sytuacji, w której się znalazły. Spróbują znaleźć nowe źródła dochodu albo – o ile to możliwe – pozbędą się nadmiernych zobowiązań.
Znacznie gorzej poradzą sobie ci, którzy nie kontrolują w pełni swojego życia. Oni mogą z tak przytłaczającej opresji się nie wydostać. Dłużnicy z tej drugiej grupy będą cierpieli na schorzenia zdefiniowane przez psychiatrię i psychologię. – Przede wszystkim lęk uogólniony, fobie specyficzne oraz zaburzenia adaptacyjne. Tym samym będzie im towarzyszyło stałe poczucie strachu, będą zirytowane i niezainteresowane niczym w głębszym stopniu, pojawi się stałe uczucie napięcia – tłumaczy Rotkiel.
Dodatkowo regularnie będą narażeni na silne ataki paniki związanej z konkretnymi wydarzeniami. Na przykład z koniecznością sprawdzenia konta bankowego, na którym nie ma nic lub jest duży debet, otrzymaniem SMS od banku z przypomnieniem o spłacie zaległej raty kredytu lub pożyczki czy wizytą listonosza z kolejnym finansowym monitem w przesyłce poleconej. Drżenie rąk, pocenie się, szybkie i silne bicie serca, duszności i omdlenia – takie fizjologiczne objawy towarzyszą fobiom specyficznym. A jeśli uda się je przezwyciężyć (jedynie na jakiś czas), pojawiają się znacznie bardziej długotrwałe zaburzenia adaptacyjne. – To głównie depresja, radykalnie obniżenie nastroju, kompletny brak energii do robienia czegokolwiek, skrajne zniechęcenie. Taka osoba nie może pozbyć się przekonania, że jest w fatalnej sytuacji, ale nie jest w stanie wymyślić wyjścia. Z każdym tygodniem apatia pogłębia się i działa mechanizm z gatunku „im dłużej, tym gorzej” – mówi Rotkiel.
Długotrwałe narażenie na trzy wspomniane grupy zaburzeń psychicznych w widoczny sposób obniża zdolności intelektualne dłużnika, powiększa jego bezradność, naraża na coraz większą izolację. Sytuacja finansowa tym samym intensyfikuje objawy schorzeń, a objawy pogłębiają problemy finansowe, bo osobom w trudnej sytuacji brakuje siły do rozwiązania problemów. W niektórych przypadkach to ich ostatnia prosta przed samobójstwem. Jak zauważa prof. Aleksander Araszkiewicz, wiceprezes Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego, bardzo często bezpośrednim wynikiem targnięcia się na życie jest brak pracy i brak szans na zatrudnienie. Szczególnie jeśli utrzymuje się co najmniej kilka miesięcy.
O tym, że coraz częściej nie jest to przesadzone zagrożenie, mogą świadczyć cytaty ze strony Przegralem.pl. To miejsce, gdzie piszą ludzie, uznający się za bezwartościowych i znajdujący się w trudnych lub beznadziejnych sytuacjach życiowych. „Nie widzę dla siebie żadnej nadziei. Mam 29 lat i co prawda wyższe wykształcenie, ale gówno warte, brak znajomości języków obcych, pełna nieumiejętność zachowania się między ludźmi. Z dnia na dzień coraz bardziej się dziwię, że jeszcze żyję. Nawet nie mam odwagi, by z sobą skończyć, a niemal codziennie o tym myślę. Tacy jak ja mogą zrobić tylko jedno, by świat był lepszy – zabić się”.
I kolejny głos: „Mam 41 lat i jeśli ktoś może mówić, że coś przegrał, to chyba najbardziej ja; nie skończyłem studiów, rozwiodłem się i zostawiłem ją samą z synem, zawsze miałem aspiracje, a praca byle gdzie za wszawe grosze; do tego alimenty. Moje długi to ponad 200 tys. Nie pracuję, miałem już 18 przeprowadzek. Ostatnio myślę o swoim końcu, ale nie mogę rodziny zostawić w długach”.
W 2011 r. w Polsce z powodów problemów finansowych zabiło się 450 osób. W 2007 roku – 270. To wzrost o 40 proc. w ciągu czterech lat.