Przewalutowanie kredytu nie będzie obowiązkowe. Jeśli jednak bank się na to nie zgodzi, wysokość raty – w celu zmniejszenia ryzyka kursowego – zostanie obniżona.
Koszty tej operacji poniosą bank i kredytobiorca w proporcji 70/30. Tak w każdym razie wynika z oficjalnej propozycji prezydenta, która ma ulżyć zadłużonym we frankach. Projekt nie spotkał się z entuzjazmem.
– Zawiera on wiele rozwiązań korzystnych dla banków, a niekorzystnych dla kredytobiorców. Ponadto nie rozwiązuje systemowo ani problemu nadmiernego zadłużenia, ani zbyt wysokich rat kredytów walutowych – twierdzi dr Jacek Czabański, prowadzący serwis PomocFrankowiczom.pl.
Zaznacza, że prezydencki projekt może stanowić bazę do dalszych prac, zwłaszcza w zakresie proponowanego ograniczenia ryzyka kursowego dla kredytobiorców do 30 proc.
Z innych powodów projekt ustawy o sposobach przywrócenia równości stron niektórych umów kredytu nie spodobał się też dr. Andrzejowi Jakubcowi, adwokatowi i wspólnikowi w kancelarii Janeta Jakubiec Węgierski. – Już sam tytuł ustawy skłania do refleksji. Należy się zastanowić m.in., czy ekwiwalentność świadczeń stron w ogóle była zachwiana. Wydaje się, że klient biorący kredyt w obcej walucie, skłoniony do tego niższą stopą procentową, co do zasady odnosi korzyść ekwiwalentną do ponoszonego przez siebie ryzyka kursowego – uważa prawnik.
Zbyt wąski zakres
Projekt przygotowany w kancelarii prezydenta miałby objąć te zobowiązania, które zostały zaciągnięte przed 1 stycznia 2014 r. i nie zostały spłacone do 1 stycznia 2015 r.
– W ten sposób z zakresu ustawy zostaliby wyłączeni ci kredytobiorcy, którzy spłacili kredyty na nieuczciwych – zdaniem samego projektodawcy – zasadach. Takie rozwiązanie jest niekonsekwentne i narusza konstytucyjną zasadę równości – uważa dr Czabański.
Projekt przygotowany przez Stowarzyszenie „Stop bankowemu bezprawiu” przewidywał, że nowe zasady obejmą również kredyty spłacone, a także te, które zostały postawione w stan wymagalności.
– Co więcej, prezydencki projekt nie reguluje kwestii na przyszłość, lecz dotyczy wyłącznie tych kredytów, które zostały już udzielone. Trudno zrozumieć takie nastawienie projektodawcy. Jest oczywiste, że również i dzisiejsi konsumenci zasługują na ochronę przed ryzykiem kursowym – podnosi dr Czabański.
Nielegalne spready
Prezydent proponuje uznać ex lege za niedozwolone te zapisy umów kredytowych, które zastrzegają stosowanie do przeliczenia kwoty kredytu czy wysokości raty innego kursu wymiany walut niż średni kurs NBP ogłoszony na dzień zapłaty. Niedozwolone stałoby się stosowanie przez banki spreadów.
– Jest to rozwiązanie, które za nic ma dwie podstawowe zasady prawa, a mianowicie że prawo nie działa wstecz oraz że umów należy dotrzymywać – uważa dr Jakubiec.
Z kolei zdaniem dr. Czabańskiego może ono mieć opłakane skutki dla tych, którzy walczą w sądach o uznanie klauzul indeksacyjnych za abuzywne.
– Zgodnie z przepisami Dyrektywy 93/13/EWG skutkiem uznania postanowienia za niedozwolone jest jego bezskuteczność wobec konsumenta, a w efekcie odpadnięcie podstawy prawnej świadczenia. Tymczasem projekt stwarza możliwość takiej interpretacji, jakby kursem właściwym do indeksacji był kurs średni NBP, co w konsekwencji prowadzi do wniosku, że przepis ten będzie stanowić normę dyspozytywną w przypadku orzeczenia przez sąd bezskuteczności klauzuli indeksacyjnej – podnosi prawnik.
Innymi słowy w dotychczasowym stanie prawnym bezskuteczność klauzuli indeksacyjnej oznacza całkowite zerwanie związku pomiędzy kredytem a walutą obcą. Po wejściu zaś w życie ustawy w miejsce bezskutecznych postanowień indeksacyjnych stosowany byłby kurs średni NBP.
Mieszkanie za dług
Jeżeli chodzi o przewalutowanie kredytów, to prezydencki projekt zakłada zupełną dobrowolność. Mówiąc wprost – restrukturyzacja będzie możliwa, jeżeli zgodzi się na to bank. W przypadku gdy klientowi nie uda się zawrzeć z bankiem ugody co do przewalutowania, będzie mógł zwolnić się z długu, oddając nieruchomość. Oświadczenie takie będzie wymagało formy aktu notarialnego.
– Rozwiązanie to jest oderwane od rzeczywistego problemu kredytobiorców CHF. A jest nim to, że ich zadłużenie wzrosło znacząco, często ponad kwotę początkowo udzielonego kredytu, wskutek zmian kursowych, o których nie zostali właściwie poinformowani – komentuje Jacek Czabański.
Ponadto jest tu pewien haczyk. Zgodnie z projektem bank będzie mógł nie zgodzić się na takie rozwiązanie, jeżeli m.in. kredytobiorca przez ostatnie 12 miesięcy uzyskiwał w walucie, w jakiej został zaciągnięty kredyt, średniomiesięczny dochód pokrywający miesięczną ratę kredytu lub jeżeli średnia rata kredytu z ostatniego roku nie przekraczała 20 proc. jego średniego miesięcznego dochodu.
To rozwiązanie nie podoba się dr. Jakubcowi. Jak zauważa, skoro już intencją projektodawców była chęć niesienia pomocy jedynie uboższym frankowiczom, to projekt powinien takie uprawnienie przyznawać jedynie im. – Tymczasem mogą z niego korzystać wszyscy, a jedynie wobec tych zamożniejszych banki będą mogły żądać stwierdzenia bezskuteczności skorzystania z niego. Oczywiście będzie to się wiązało z długimi i kosztownymi procesami, które wykażą jedynie, że ktoś mógł albo nie mógł przenieść na bank swoją nieruchomość. Mamy więc do czynienia z rozwiązaniem nie tylko niesprawiedliwym, lecz także nieudolnym – kwituje prawnik.
Ryzyko kursowe
Zgodnie z projektem, jeżeli klientowi nie uda się namówić banku na restrukturyzację lub umorzenie długu w zamian za oddanie nieruchomości, ten będzie musiał wziąć na siebie część ryzyka kursowego. Spłacana rata zostanie obniżona o 70 proc. różnicy pomiędzy kursem np. franka z dnia zaciągnięcia kredytu a kursem aktualnym. Konsument pokrywałby pozostałe 30 proc. Jak jednak zauważa dr Czabański, to rozwiązanie nie uchroni kredytobiorcy przed wzrostem wartości raty wskutek wzrostu kursu np. franka. A wszystko dlatego, że rata będzie wyliczana według aktualnego kursu średniego NBP i nie będzie w żaden sposób limitowana.