Zakładając wejście przedmiotowych przepisów w życie, precyzyjne określenie konsekwencji ich oddziaływania na gospodarkę już na obecnym etapie byłoby dość trudne – tłumaczy Jarosław Jędrzyński, analityk portalu RynekPierwotny.pl. Nie da się jednak wykluczyć, że już wkrótce ten swoisty „polski subprime” stanie się w większym lub mniejszym stopniu odczuwalny przez zdecydowaną większość rodaków zamieszkałych w kraju.
Z jednej skrajności w drugą
Zaproponowany przez gremia rządowe pierwotny projekt ustawy o przewalutowaniu kredytów mieszkaniowych, który zakładał równy podział po połowie pomiędzy banki a frankowiczów finansowego „defektu” materializacji ryzyka kursowego, został niemal w „pokerowym” stylu przelicytowany przez posłów PiS, SLD i PSL. W efekcie banki byłyby zobligowane do umorzenia aż 90 proc. zadłużeniowego garbu frankowiczów, wynikającego z osłabienia złotego.
Pierwotna wersja ustawy nie dysponowała zbyt wielkim, by nie powiedzieć jakimkolwiek potencjałem naprawczym rynku mieszkaniowych kredytów denominowanych. Główne dlatego, że dotyczyła najwyżej kilkunastu procent zadłużonych we franku, a poza tym pozostawiała aż połowę nawisu zadłużenia na rachunkach frankowiczów, co absolutnie mija się z ich oczekiwaniami, o poczuciu „dziejowej sprawiedliwości” nie wspominając. Zwłaszcza po niedawnym zwycięstwie w wyborach prezydenckich kandydata, który nie tylko obiecywał, ale wręcz przyrzekał przewalutowanie denominowanych hipotek na polskie złote po kursie z dnia podpisania umowy.
Przegłosowana ustawa z punktu widzenia zadłużonych wygląda w tym świetle nieporównywalnie korzystniej. Nie tylko redukuje straty kredytobiorców wynikające z różnic kursowych w stopniu bliskim maksymalnemu, ale także istotnie podnosi wolumen beneficjentów nowych przepisów poprzez zwiększenie metrażu mieszkania/domu do 100/150 mkw. i redukcji LTV kredytu aż o jedną czwartą ze 120 do 80 proc.
W tej sytuacji zaledwie jedna piąta posiadaczy kredytów hipotecznych denominowanych w helweckiej walucie wypadnie z gry o nierzadko pokaźną redukcję złotowego salda zadłużenia – wyjaśnia analityk portalu RynekPierwotny.pl. Pozostali prawdopodobnie bez zbędnej zwłoki ustawią się w kolejce do przewalutowania, które dla istotnej części frankowiczów będzie równoznaczne z uwolnieniem od coraz mocniej uwierającej od dłuższego czasu „pętli zadłużenia”.
Niestety, uchwalenie ustawy nie musi być końcem popadania krajowego systemu ustawodawczego z jednej skrajności w drugą w kwestii konstruowania tratwy ratunkowej dla frankowiczów. Już bowiem jest zapowiedź zatrzymania uchwalonej ustawy w senacie i przywrócenia wersji pierwotnej. Tego typu rozwiązanie, gdyby faktycznie stało się faktem, mocno nadwyrężyłoby powagę rodzimego parlamentu. Nie należy też zapominać o podpisie prezydenta, który za sprawą kampanii wyborczej jest niejako zobligowany do zajęcia jednoznacznego stanowiska w kwestii pomocy dla tracących grunt pod nogami frankowców.
Ryzyko efektu domina
Przyjmując najprostszy z możliwych wariantów interpretacji kategorii „winy i kary”, obciążenie banków niemal w całości odpowiedzialnością za obecny stan rzeczy wydaje się w istotnym stopniu uzasadnione. Jeżeli bowiem ktoś oferuje własnym klientom „trefny towar”, a takim okazały się niestety być mieszkaniowe kredyty denominowane, a następnie zarabia na nim krocie narażając nabywców na straty, to musi niestety liczyć się z bolesnymi konsekwencjami tego rodzaju dystrybucji. Tego typu, poniekąd słuszną interpretację tematu ustawy o przewalutowaniu kredytów denominowanych, przyjęła większość parlamentarzystów, najpierw proponując poprawki do projektu PO, a następnie całość przegłosowując.
Sęk w tym, że przegłosowane rozwiązanie problemu zadłużonych w obcych walutach mocno nadwyręży fundamenty rodzimego systemu bankowego, uruchamiając kolejne kostki domina krajowego środowiska gospodarczego.
Przyjęcie omawianej ustawy wywołało natychmiastową reakcję rynku kapitałowego w postaci lawiny wyprzedaży spółek bankowych na warszawskiej giełdzie. Na sesji w dniu 6 sierpnia, bezpośrednio następującej po sejmowym głosowaniu, indeks WIG-Banki stracił prawie 6 proc. Była to reakcja na wstępną wycenę bankowych strat, szacowanych na sumę 19 mld zł., którą ostatnio KNF zweryfikowała w górę do 22 mld. W konsekwencji kilka liczących się banków, posiadających najgrubsze portfele kredytów mieszkaniowych denominowanych głównie we franku szwajcarskim, będzie zmuszonych do dokonania odpisów w wysokości od kilkunastu do nawet 30-tu procent kapitałów własnych. Co najmniej jeden z przedmiotowych banków w celu utrzymania się na powierzchni będzie musiał przeprowadzić proces dokapitalizowania w formie nowej emisji akcji. Dużo bardziej powszechnym zjawiskiem będzie z dużym prawdopodobieństwem istotne ograniczenie akcji kredytowej całego krajowego sektora bankowego, a także drastyczny wzrost cennika wszelkich bankowych usług.
Kolejnym bolesnym uderzeniem w rodzimych bankowców jest decyzja o obniżeniu przez EuroRating oceny ratingowej dziesięciu krajowych banków, co gorsza we wszystkich przypadkach z perspektywą negatywną. Główną przyczyną obniżenia oceny wiarygodności kredytowej banków jest, jak nietrudno się domyślić, uchwalona przez Sejm ustawa o szczególnych zasadach restrukturyzacji walutowych kredytów mieszkaniowych – dodaje analityk portalu RynekPierwotny.pl.
Oznaczać to może z jednej strony ograniczanie zaangażowania zachodnich inwestorów w akcje banków notowanych na GPW (o innych spółkach nie wspominając), z drugiej kolejną falę odpływu bankowych depozytów kierunku „bezpiecznych przystani”, tradycyjnie w największym stopniu na pierwotny rynek mieszkaniowy. Wszystko to nie najlepiej wróży nie tylko średnioterminowym perspektywom operacyjnym krajowych tuzów branży bankowej, ale także szeroko pojętej koniunkturze na warszawskim parkiecie. Trudno też oczekiwać pozytywnego przełożenia tego typu sytuacji na główne parametry krajowej gospodarki z PKB na czele.
Jakby tego było mało, dochodzi jeszcze, sygnalizowana ostatnio przez ekspertów prawa międzynarodowego, perspektywa bajońskiego odszkodowania dla akcjonariuszy poszkodowanych banków. Do jego wypłaty ma zobowiązywać polski rząd międzynarodowe prawo o ochronie prywatnych inwestycji.
Brak „złotego środka”
Coraz więcej czynników zdaje się więc przemawiać za tym, że wstępna faza kryzysu kredytów hipotecznych wysokiego ryzyka stała się w Polsce faktem. Niestety, w tym przypadku bardzo trudno o „złoty środek”, który w sposób neutralny choćby dla bankowych bilansów usunąłby wszelkie zagrożenia i ryzyka od lat generowane przez rynek hipotek denominowanych w obcych walutach. Organy administracji państwowej, odpowiedzialne za bezpieczeństwo i stabilność krajowego sektora bankowo – finansowego, stanęły przed nie lada wyzwaniem. Wkrótce zobaczymy jak sobie z nim poradzą.
Komentarze(9)
Pokaż:
Szczęśliwcom, którzy się łapią na działanie ustawy, ustawodawca anuluje 90% fikcyjnego długu narosłego na bazie nielegalnych klauzul indeksacyjnych stosowanych w umowach kredytowych przez banki. Natomiast złotówki, KTÓRE BANK FAKTYCZNIE WYPŁACIŁ w wyniku umowy kredytowej, każdy kredytobiorca SPŁACI CO DO POJEDYNCZEGO GROSZA (plus oczywiście odsetki). Dokładnie tak jak każdy kredytobiorca złotówkowy.
Całe to umorzenie dotyczy złotówek, KTÓRYCH BANK NIGDY NIE POSIADAŁ, a jedynie próbował wyłudzić na bazie nielegalnych zapisów w umowach. Ustawa amputuje 90% nienależnego roszczenia banku, więc nie ma mowy o żadnej stracie. Ani tym bardziej dokładaniu się przez podatnika.
W tej sprawie zostały zadane następujące pytania prejudycjalne:
1) Czy należy uznać, że zgodnie z art. 4 ust. 1 pkt 2 (usługi i działalność inwestycyjna) i pkt 17 (instrument finansowy) jak również z załącznikiem I sekcja C pkt 4 (terminowa transakcja walutowa, instrumenty pochodne) dyrektywy [2004/39/WE] (1), zaproponowana klientowi oferta konkretnej transakcji (kursu wymiany), która, w formie prawnej umowy kredytu denominowanego w walucie obcej polega na transakcji kasowej w chwili wypłaty i terminowej w chwili spłaty, dokonywana jest za pomocą zamiany na forinty określonej kwoty zarejestrowanej w walucie obcej i naraża kredyt klienta na skutki i ryzyko (ryzyko kursowe) rynku kapitałowego, stanowi instrument finansowy?
2) Czy należy uznać, że zgodnie z art. 4 ust. 1 pkt 6 (transakcje na własny rachunek) i z załącznikiem I sekcja A pkt 3 (zawieranie transakcji na własny rachunek) dyrektywy 2004/39/WE prowadzenie działalności w zakresie transakcji na własny rachunek odnośnie do wskazanego w pytaniu pierwszym instrumentu finansowego stanowi usługę lub działalność inwestycyjną?
3) Czy instytucja finansowa powinna dokonać wprowadzonej w art. 19 ust. 4 i 5 tej dyrektywy oceny adekwatności, uwzględniając, że terminowa transakcja walutowa – która stanowi usługę inwestycyjną związaną z pochodnymi instrumentami finansowymi – została zaoferowana jako część innego produktu finansowego (a mianowicie umowy kredytu) i że ten instrument pochodny stanowi sam w sobie kompleksowy instrument finansowy? Czy należy uznać, że art. 19 ust. 9 tej dyrektywy nie znajduje zastosowania, ze względu na to, iż, ponieważ ryzyko, jakie ponosi klient odnośnie do kredytu i instrumentu finansowego jest zasadniczo odmienne, niezbędne jest przeprowadzenie oceny adekwatności w zakresie, w jakim transakcja ta obejmuje instrument pochodny?
4) Czy z obejścia art. 19 ust. 4 i 5 dyrektywy wynika stwierdzenie nieważności umowy kredytu zawartej przez bank z klientem?
Tak, to jest to zapytanie węgierskie, w którego sprawie Rząd RP skierował swoje stanowisko do TSUE, w którym wyraził opinię, że „odfrankowienie” kredytów spowoduje armagedon w sektorze bankowym i gospodarce polskiej. Więc w trosce o obywateli gorąco rekomendowano, aby TSUE dał negatywną odpowiedź na postawione pytania. Zbyt duża afera aby upaść?
Mocno upraszczając można stwierdzić, że odpowiedź na postawione pytania brzmiąca TAK spowoduje, że umowy o kredyty waloryzowane walutą obcą będą unieważnione. A na pewno spowoduje znaczące przyspieszenie rozpatrzenia obecnie trwających spraw sądowych.