- Rola przy rozwiązaniu problemu frankowego jest dla wszystkich – od dostosowania wag ryzyka do procesu ugód ze strony Ministerstwa Finansowego, aż po NBP i kwestię zapewnienia bankom waluty, żeby nie działać na osłabienie złotego - mówi Piotr Tomaszewski, prezes Bankowego Funduszu Gwarancyjnego

Jak Bankowy Fundusz Gwarancyjny ocenia kondycję sektora bankowego? Jakie widzicie słabe punkty? Gdzie są trudne sprawy? Ile jest trudnych przypadków w sektorze, banków, którym baczniej się przyglądacie?

Oceniamy kondycję całego sektora, rozróżniając jednocześnie sektor banków komercyjnych od spółdzielczych. W tych drugich wyraźnie widać w tej chwili tendencję do łączenia się. Bardzo temu sprzyjamy.
Zaczął pan od banków spółdzielczych. Tam jest większe ryzyko?
W odniesieniu do skali prowadzonej działalności to dzisiaj kapitały są wystarczające. Ale dobrze wiemy, że kilka nietrafionych kredytów powoduje, że te banki mogą mieć problemy ze wskaźnikami kapitałowymi.
W bankach komercyjnych wynik I kw. był o połowę wyższy niż w 2020 r. Ale było dużo zdarzeń jednorazowych i ten wynik nie stanowi podstawy do antycypowania rezultatów w kolejnych kwartałach. Część banków już zmieniła swoje modele szacowania rezerw kredytowych w zakresie czynnika makro, czego efektem są niższe rezerwy w I kw.
Do tego doszedł spadek kosztów działania – w dużej mierze dzięki niższej opłacie na BFG , która w zdecydowanie większej części jest księgowana właśnie w I kw. Kilka banków robiło operacje na aktywach finansowych – sprzedawały „srebra rodowe”, notując sporą jednorazową nadwyżkę, to diametralnie zawyżyło wyniki. Nie wszyscy zaksięgowali dodatkowe rezerwy frankowe.
To, co cieszy – z kwartału na kwartał widać wzrost dochodów pozaodsetkowych.
Klienci nie mają powodu do zadowolenia.
Skończyła się era „bankowości za darmo”. Za dobrą obsługę, za digitalizację, za dobre produkty klienci są skłonni zapłacić.
Ceny usług finansowych według GUS rosną najszybciej ze wszystkich kategorii. Prawie 50 proc. w skali roku.
Ja tego źle nie oceniam, ponieważ opłaty i prowizje za usługi i produkty bankowe zmniejszają zależność sektora od dochodów odsetkowych. Polskie banki należą do najlepiej zdigitalizowanych na świecie. Uważam, że właśnie w tym przypadku powinniśmy stosować zasadę „value for money”, czyli jakość za cenę.
Najsłabszy punkt w bankowości komercyjnej to franki?
Wszyscy czekamy na rozwiązanie tego problemu.
Jakie jest stanowisko BFG?
Bardzo mocno wspieramy KNF w zakresie ugód. One są najbardziej racjonalnym rozwiązaniem z punktu widzenia i banków, i klientów. Argumenty są znane. Jeśli klienci nie pójdą na ugody, to jest kwestia wystąpienia na drogę sądową i przekazania sprawy do kancelarii, gdzie trzeba ponieść koszty, a na wyrok trzeba będzie czekać latami. Z punktu widzenia banków istotne są te 34 mld zł, czyli kwota, na jaką wyceniony jest koszt ugód. Myślę, że to koszt, który banki są w stanie ponieść i który mocno nie wpłynie na zachwianie kapitałowe sektora.
Ale czy w jakimś banku nie trzeba by przeprowadzić przymusowej restrukturyzacji, czyli operacji takiej, jaka kilka miesięcy temu miała miejsce w odniesieniu do Idea Banku?
Część banków przystąpiła do prac nad ugodami, część nie. Te, które nie przystąpiły, a mają wysokie portfele frankowe, zrobiły tak dlatego, że ich nie stać – takie jest moje zdanie. Nie można powiedzieć, że wszyscy są w stanie zaabsorbować te koszty. Czy byłby to asumpt do resolution? Gdyby to zbyt mocno wpłynęło na utylizację kapitałów, to BFG nie miałby wyjścia i musiałby działać w zgodzie ze swoim mandatem.
Niektórzy bankowcy mówią, że pożądanym rozwiązaniem byłoby zaangażowanie finansowe państwa. Tak, żeby straty rozłożyć między banki, klientów i państwo. Czy pana zdaniem to miałoby sens?
To koszty, które powinny ponieść banki. Państwa bym w to nie angażował. Ryzyko kursowe nie wpłynęło na pozycję banków, a wpłynęło negatywnie na pozycję klientów. Więc nie widzę żadnego powodu, dla którego państwo miałoby wziąć na siebie ciężar rozwiązania tej sprawy.
Wielu fachowców mówi: stwórzmy asset management company (firmę zarządzającą aktywami), do której wydzielimy portfele frankowe. Ja jestem przeciwnikiem tej koncepcji. To by sankcjonowało prowadzoną w przeszłości działalność. Na całym świecie AMC są tworzone dla portfeli kredytów małych i średnich firm, a nie dla portfeli związanych z ryzykiem prawnym. I moim zdaniem to by się w Polsce nie spięło. Oczywiście to by też wymagało zaangażowania państwa, bo ktoś musiałby dać początkowy kapitał dla AMC. Dla portfeli frankowych sobie tego nie wyobrażam. Były już próby sprzedaży portfela frankowego, wydzielenia ryzyka kredytowego przez instrumenty finansowe i banki inwestycyjne odmówiły uczestniczenia w tego rodzaju transakcjach.
Oczywiście rozwiązanie problemu powinno odbyć się przy wsparciu nadzoru, to od niego wyszła przecież propozycja kształtu ugód. Mam nadzieję, że wsparcia udzieli też Komitet Stabilności Finansowej. Rola przy rozwiązaniu problemu frankowego jest dla wszystkich – od dostosowania wag ryzyka do procesu ugód ze strony Ministerstwa Finansowego, aż po NBP i kwestię zapewnienia bankom waluty, żeby nie działać na osłabienie złotego. Zresztą z tego, co wiemy, niektóre banki już rozpoczęły zakupy waluty na własną rękę.
Więcej niż jeden?
Wiemy przynajmniej o trzech.
Czy KSF ma jednolite stanowisko, jeśli chodzi o franki?
Przewodniczącym KSF jest prezes NBP. Nie będę się wypowiadał za komitet. O kredytach frankowych rozmawiamy na posiedzeniach KSF co kwartał.
Jako jeden z elementów lepszych wyników banków wskazał pan niższe składki na BFG. To tylko jednoroczna „promocja” czy trwała zmiana?
To jest wynik elastycznego podejścia BFG do sytuacji w sektorze. Na wysokość składki wpływają trzy parametry. Pierwszy to poziom docelowy określany w stosunku do sumy depozytów gwarantowanych. W funduszu gwarancyjnym to jest 2,6 proc. Drugi to okres dojścia do tego poziomu, a trzeci to zakładany przyrost depozytów gwarantowanych. Żeby „promocja” nie odbiła się tak, że później nastąpi gwałtowny wzrost składki, pracujemy z ministrem finansów w sprawie wydłużenia terminu dojścia do wymaganego poziomu.
O jakim przedłużeniu mowa?
Od dwóch do czterech lat. Czegokolwiek byśmy nie robili, to rozkłada nas jeden czynnik – tempo wzrostu depozytów gwarantowanych. W 2020 r. to było ponad 12 proc., jeden z najwyższych wyników w ostatnich 10 latach. Ten parametr w dużo większym stopniu wpływa na wysokość składki niż termin dojścia. Gdyby wzrost depozytów wynosił 3 proc., to i bez „promocji” składka byłaby na takim poziomie, na jakim jest w tym roku.
W ścieżce dojścia mamy zaplanowane 8 proc. wzrostu depozytów. Po I kw. widać, że w tym roku raczej on nie będzie mniejszy. Zakładaliśmy, że banki będą mocniej zachęcały klientów do inwestycji w jednostki uczestnictwa TFI.
BFG zależy na tym, żeby ludzie inwestowali w fundusze albo na giełdzie?
Absolutnie nie. Ale to jest dla banków metoda, żeby była niższa składka – transformacja części portfela depozytów w inne instrumenty zgodne z profilem ryzyka klientów, tj. w zgodzie z regulacjami zawartymi w MIFID II.
Co w kolejnych latach ze składką?
Obniżki na 2021 r. nie należy traktować jako trwałej. Można założyć, że składka na 2022 r. wróci do poziomu z 2020 r.
Przed bankami jest w najbliższych latach obowiązek wypełnienia wymogów MREL – emisji instrumentów finansowych pozwalających na pokrywanie ewentualnych strat. Jak widzicie perspektywy dojścia przez banki do poziomów docelowych, które wyznacza BFG?
Zgodnie z dyrektywą UE poziomy docelowe mają być wypełnione do 31 grudnia 2023 r. Wkrótce to będzie zapisane w ustawie, nad którą zaczyna prace Sejm. Poziom pośredni dotyczy końca 2021 r. Zdajemy sobie sprawę, że ulokowanie w okresie pandemicznym czy popandemicznym emisji MREL-owskich dla wielu podmiotów może być trudne, a przynajmniej bardzo kosztowne, więc i tu podchodzimy elastycznie.
Co to znaczy elastycznie?
Słuchamy banków, rozmawiamy z nimi. Jesteśmy w dialogu i jeśli okazałoby się, że z jakichś powodów emisja w tym roku nie dojdzie do skutku albo będzie mniejsza, to podchodzimy elastycznie do takich wniosków. Ale złamanie wymogów MREL-owskich, zarówno na koniec tego roku, jak i docelowych, będzie skutkowało automatycznymi sankcjami, w które BFG zostanie wyposażony również dzięki obecnej nowelizacji ustawy.
Będziecie mogli zwolnić prezesa banku?
Nie, ale będziemy mogli np. wstrzymać wypłatę zmiennych składników wynagrodzeń dla zarządów czy rekomendować brak wypłaty dywidendy.
Co jeszcze zmieni nowelizacja ustawy o BFG?
Z naszego punktu widzenia ważne jest wprowadzenie progu 400 tys. zł jako minimalnej wartości nominalnej dla szerszej gamy instrumentów w zakresie emisji MREL-owskich. W przeszłości banki budowały kapitał dzięki emisjom kierowanym do osób fizycznych. Wysoki próg jest związany z tym, żeby te emisje trafiały do inwestorów profesjonalnych albo przynajmniej świadomych ryzyka.
Jakie są doświadczenia po przymusowej restrukturyzacji Idea Banku?
Mamy za sobą trzy przymusowe restrukturyzacje: w największym banku spółdzielczym, w małym banku spółdzielczym i w średniej wielkości banku komercyjnym. Pokazaliśmy, ze resolution jest możliwe bez zawieszania działalności banku, co ma kolosalne znaczenie dla klientów. Wydaje mi się, że uwiarygodniliśmy instrument przejęcia banku w ramach resolution. Tak było w przypadku Idei, a wcześniej BS w Przemkowie. Teraz będziemy preferowali właśnie przejęcia, a nie bank pomostowy – ten model był wykorzystany w odniesieniu do Podkarpackiego BS.
Poza tym restrukturyzacją Idei potwierdziliśmy nasz mandat – usunęliśmy istotny czynnik ryzyka z systemu. Jesteśmy aktywni, nie czekamy do samego końca. Z dzisiejszej perspektywy jedną rzecz może zrobiłbym inaczej – przeprowadziłbym resolution wcześniej, żeby mieć większe spektrum instrumentów do pokrycia strat. No i nie zawsze resolution powinno odbywać się w momencie, gdy wskaźniki kapitałowe są na poziomie 3 proc. Być może trzeba bardzo mocno przyglądać się już wtedy, gdy łamane są wymogi z CRR (unijnego rozporządzenia wyznaczającego minimalny wskaźnik kapitałowy na poziomie 8 proc. – red.).
Doświadczenia wskazują, że optymalną ścieżką jest przejęcie. Czy z tego wynika decyzja o likwidacja banków pomostowych? W ubiegłym roku BFG stworzył dwie takie instytucje, w które zainwestował prawie 3 mld zł.
Po części tak. Poza tym wiemy już, że jesteśmy w stanie sprawnie stworzyć bank pomostowy. To nie jest kwestia miesięcy, a kilku tygodni. Więc nie ma ekonomicznego sensu utrzymywanie takich instytucji w gotowości. Co istotne – kapitał, który odzyskamy z banków pomostowych, zasili z powrotem fundusze BFG, co będzie miało wpływ na wysokość składki.
Podkarpacki Bank Spółdzielczy został przejęty na początku ubiegłego roku przez kontrolowany przez fundusz Bank Nowy BFG. Ale on powinien być sprzedany. Kiedy to się stanie?
Zgodnie z obecnie określonymi warunkami bank ma możliwość prowadzenia działalności do stycznia 2022 r., po tym terminie, jeśli nie znajdzie się do tego czasu nabywca, powinien zostać rozpoczęty proces likwidacji banku. Przepisy prawa umożliwiają funduszowi wydłużenie tego terminu maksymalnie o kolejne 12 miesięcy. Fundusz skorzystał z tej możliwości i obecnie uzgadnia z KE warunki tego przedłużenia. Jednocześnie kontynuowane są prace nakierowane na sprzedaż banku, zmieniając jednak dotychczasową strategię, w sposób zapewniający bieżącą rentowność działalności, w reakcji na jej obecny ograniczony zakres. Uznaliśmy, że utrzymywanie dotychczasowej struktury sieci sprzedaży, przy ograniczeniach wynikających z zasad programu pomocowego w związku z wykorzystaniem w procesie resolution pomocy publicznej, w nadmierny sposób wpływa na rentowność banku, zmniejsza jego atrakcyjność w oczach potencjalnych nabywców i utrudnia proces sprzedaży.
Ile BFG straci w związku z resolution Podkarpackiego BS?
Liczę na to, że nie stracimy. Że dotacja, która została przekazana na dokapitalizowanie banku, zostanie w pełni odzyskana.
Mowa o 100 mln zł?
Tak. ©℗