Uchwała Izby Cywilnej Sądu Najwyższego, która ma zapaść 13 kwietnia w odpowiedzi na sześć pytań prawnych w sprawach frankowych zadanych przez I prezes SN, nie przyniesie zapewne przełomu w nabrzmiewającym kryzysie sektora bankowego.
Uchwała Izby Cywilnej Sądu Najwyższego, która ma zapaść 13 kwietnia w odpowiedzi na sześć pytań prawnych w sprawach frankowych zadanych przez I prezes SN, nie przyniesie zapewne przełomu w nabrzmiewającym kryzysie sektora bankowego.
Jeśli wesprze kredytobiorców, co jest bardzo prawdopodobne, zmaleje znaczenie ugód forsowanych przez prezesa Komisji Nadzoru Finansowego, bo te mogą rozwiązać problem frankowy tylko tam, gdzie klient przyjmie propozycję banku. Po korzystnej uchwale SN mniej kredytobiorców uzna, że ugoda jest dla nich lepsza niż spór z bankiem o większą stawkę. Nie oznacza to, że nie ma rozwiązania tego zapętlonego problemu. Podobnie jak źródło kryzysu sektora bankowego znajduje się w dokonanej przez TSUE wykładni dyrektywy konsumenckiej 93/13, tak i w tej wykładni – wciąż zakopany – spoczywa klucz do zażegnania kryzysu. Trzeba tylko wiedzieć, gdzie szukać.
Ale najpierw warto opisać dwa mity związane z kredytami frankowymi. Według pierwszego – sprawa dotyczy szerokiego spektrum zagadnień i jest skomplikowana. Drugi mit to duża swoboda wyboru argumentacji przez SN.
Spory między bankami a frankowiczami dotyczą w istocie jednej, wąskiej, prawniczej kwestii: tabel kursowych wprowadzanych do podpisywanych kilkanaście lat temu konsumenckich umów kredytowych. Gdy tabele warunkują kurs spłaty raty od dyskrecjonalnej decyzji banku i tym samym przyznają mu dodatkową oraz ukrytą marżę, stanowią niedozwolone postanowienia i powinny zniknąć z umowy. SN ma przesądzić o konsekwencjach prawnych tej sytuacji dla rozliczeń między bankiem a kredytobiorcą.
Zaś swoboda Sądu Najwyższego jest mocno ograniczona konsekwentnym i wyraźnie prokonsumenckim orzecznictwem TSUE. Choć dopiero w 2019 r. istota tego orzecznictwa przeniknęła do rozstrzygnięć SN, trudno spodziewać się, by uchwała mogła nie stanowić wyniku analizy dorobku trybunału w Luksemburgu, dokonanej według tzw. unijnej wykładni zgodnej. Ta – jak trafnie w jednym z wyroków frankowych zauważył SN – „wymaga, by sądy krajowe czyniły wszystko, co leży w zakresie ich kompetencji (...), by zapewnić pełną skuteczność rozpatrywanej dyrektywy i dokonać rozstrzygnięcia zgodnego z realizowanymi przez nią celami” (wyrok SN z 15 listopada 2019 r., V CSK 347/18). Znając orzecznictwo TSUE, nietrudno więc przewidzieć treść uchwały Izby Cywilnej. A to nie może dodawać otuchy bankom.
Dość oczywista jest zwłaszcza odpowiedź na pierwsze z pytań I prezes SN, dotyczące możliwości wypełnienia „przepisami prawa lub zwyczajami” luki w umowie powstałej po stwierdzeniu abuzywności tabeli kursowej. Niemal identyczny problem wyjaśnił już TSUE (w sprawie Dziubak, C-260/18), kiedy jeden z polskich sądów zapytał go o możliwość wypełnienia „luk w umowie spowodowanych usunięciem z niej nieuczciwych warunków, które się w niej znajdowały, wyłącznie na podstawie przepisów krajowych o charakterze ogólnym, przewidujących, że skutki wyrażone w treści czynności prawnej są uzupełniane w szczególności przez skutki wynikające z zasad słuszności lub ustalonych zwyczajów” (pkt 57). Jak wówczas wyjaśnił trybunał, żaden z obowiązujących polskich przepisów nie pozwala na tego rodzaju działanie. Jeśli więc po stwierdzeniu niedozwolonego charakteru tabeli kursowej w umowie powstanie wyrwa, nie ma jak wypełnić jej regułami obowiązującego porządku prawnego.
Drugie i trzecie pytania I prezes SN postawione Izbie Cywilnej dotyczą tego, czy w razie niemożności ustalenia wiążącego strony kursu waluty obcej „umowa może wiązać strony w pozostałym zakresie”. Na nieco istotniejszą wersję tego samego pytania – czy umowa może w takiej sytuacji nie wiązać stron – SN już kilkakrotnie udzielił odpowiedzi twierdzącej (wyroki z 29 października 2019 r., IV CSK 308/18, z 27 listopada 2019 r., II CSK 483/18, i z 11 grudnia 2019 r., V CSK 382/18), a w jego stanowisku słychać echa twierdzeń wyartykułowanych przez TSUE (sprawa Dziubak, C-260/18, pkt 44, oraz Dunai, C-118/17, pkt 52). Podejściu takiemu trudno odmówić prawniczej spójności. Skoro tabela kursowa determinuje wysokość głównego świadczenia kredytobiorcy, to jej abuzywność – w konsekwencji nieważność – pozbawia stosunek prawny jednego ze swoich najważniejszych filarów. Upadek całej umowy stanowi tego logiczną konsekwencję.
Odpowiedzi na kolejne dwa pytania zadane przez I prezes SN – o wybór między teorią dwóch kondykcji i salda oraz o zasady przedawnienia roszczeń – dotyczą kwestii słabiej wyjaśnionych we wcześniejszym orzecznictwie. Ale to niewielkie pocieszenie dla banków. Za niezależnością dochodzenia wzajemnych roszczeń kredytobiorcy i banku (teorią dwóch kondykcji) przemawia nie tylko uznanie jej w polskiej doktrynie, ale też najnowsza uchwała SN (z 16.02.2021 r., sygn. III CZP 11/20). Jeśli podejście to znajdzie potwierdzenie w uchwale, kredytobiorcy nieco łatwiej będzie dochodzić zwrotu wpłaconych bankowi kwot niż przy teorii salda, bo potwierdzona zostanie procesowa odrębność roszczeń obydwu stron. Niewiele też bankom może dać ewentualne uznanie, że standardowe zasady przedawnienia roszczeń winny ulec modyfikacji w sprawach frankowych, np. ze względu na zasady współżycia społecznego lub wymóg proporcjonalności powiązany z ochroną prawa „do zwrotu nienależnie nabytych ze szkodą dla konsumenta korzyści przez przedsiębiorcę w oparciu o (...) nieuczciwy warunek” (Sziber, C-483/16, pkt 34). Gdyby SN opowiedział się za taką lub zbliżoną interpretacją, strony musiałyby zwrócić sobie wszystko, co wzajemnie od siebie uzyskały, nawet w okresie kodeksowo objętym przedawnieniem. Bank straciłby na tym mniej, niż gdyby przedawnienie objęło jego roszczenie, ale kredytobiorca zyskałby więcej, bo mógłby dochodzić rat przedawnionych zgodnie ze standardowymi zasadami.
Stwierdzenie nieważności umowy kredytowej powinno z zasady prowadzić do zwrotu świadczeń wypłaconych sobie nawzajem na podstawie tej umowy. Pożyczkobiorca powinien więc zwrócić bankowi tylko te kwoty, które od niego bezpośrednio uzyskał, bez jakiegokolwiek oprocentowania. Rezultat taki – nieoprocentowany i bezpłatny kredyt konsumencki – jest akceptowany przez prawo UE jako środek odstraszający przedsiębiorców przed stosowaniem klauzul abuzywnych (np. sprawa Home Credit Slovakia, C-42/15, pkt 73). Z nim ma jednak związek ostatnie pytanie I prezes SN, dotyczące możliwości przyznania wynagrodzenia za bezumowne korzystanie z kapitału w sytuacji, kiedy umowne pobieranie go byłoby niemożliwe, ponieważ umowa – na skutek abuzywności jej kluczowego postanowienia – uznana została za nieważną i nigdy nieistniejącą.
W jednym z nowszych orzeczeń SN pozostawił tę furtkę uchyloną (wyrok z 11 grudnia 2019 r., sygn. akt V CSK 382/18). Przyznanie bankowi prawa do wynagrodzenia za bezumowne korzystanie z kapitału, gdy umowa kredytu ma charakter abuzywny, prowadziłoby jednak w prostej linii do odtworzenia skutków upadającej umowy, co zresztą stanowi ledwie skrywany cel tej lansowanej przez banki koncepcji. Stwierdzanie niedozwolonego charakteru tabel kursowych straciłoby tym samym większy sens, skoro w następnym kroku zbliżony do nich skutek osiągnięto by za pomocą wynagrodzenia za bezumowne korzystanie z kapitału. Zniknąłby sankcyjny charakter stwierdzenia abuzywności klauzuli kursowej i umowy kredytowej. Trudno spodziewać się, by SN tego nie dostrzegł, po tym jak w jednej ze spraw dotyczących kredytów frankowych zauważył, że „działania sądu w razie stwierdzenia klauzuli abuzywnej mają mieć charakter sankcyjny, co oznacza osiągnięcie swoistego skutku zniechęcającego profesjonalnych kontrahentów, zawierających umowy z konsumentami do przewidywania w umowach z nimi nieuczciwych postanowień umownych” (wyrok SN z 27 listopada 2019 r., II CSK 483/18).
Uchwała SN zapewne ugruntuje więc niekorzystną dla banków sytuację. Nie powinno to jednak dziwić, bo to z Sejmu, a nie z sądu lub od nadzorcy rynku, przyjść powinno rzeczywiście systemowe rozwiązanie. Byłoby nim nałożenie na banki dwóch obowiązków. Pierwszy to zaoferowanie klientom posiadającym konsumenckie kredyty z feralnymi tabelami kursowymi przeliczenia po średnim kursie NBP wszystkich rat wpłacanych na podstawie tabel. Drugim natomiast byłaby trwała modyfikacja w ten sposób rozliczeń wszystkich konsumenckich kredytobiorców, którzy w określonym terminie nie wyrazili wobec tego sprzeciwu.
Wymagałoby to nowej ustawy, dotyczącej tylko tabel kursowych w konsumenckich umowach kredytowych i nakładającej związane z tym koszty wyłącznie na banki. Nie nadają się do tego obecne przepisy, takie jak art. 358 § 2 k.c., uznający średni kurs NBP za domyślny przelicznik waluty obcej na złotówki. Unormowanie to nie może stanowić podstawy operacji oczyszczania umów kredytowych z niedozwolonych klauzul, bo – jak trafnie zauważył TSUE w sprawie Dziubak – nawet jeśli tego rodzaju przepisy mogłyby „z pożytkiem zastąpić przedmiotowe nieuczciwe warunki w drodze przeprowadzanej przez sąd krajowy zwykłej operacji zastąpienia, to w każdym razie nie wydaje się, aby były one przedmiotem szczególnej analizy prawodawcy w celu określenia tej równowagi, a tym samym przepisy te nie korzystają z domniemania braku nieuczciwego charakteru” (pkt 61). Ze swojej natury art. 358 § 2 k.c. stanowi najwyżej narzędzie obrony banków przed roszczeniami kredytobiorców. Gdyby w sprawach frankowych sądy zgadzały się na zastąpienie wadliwych tabel kursowych tym przepisem, powodowie stanęliby naprzeciw olbrzymich problemów dowodowych. Wówczas to ich, a nie przedsiębiorców stosujących niedozwolone postanowienia umowne, dotknąłby skutek odstraszający. Nie powinno więc nikogo dziwić, że uregulowanie powoływane przez banki na swoją obronę w pojedynczych sprawach nie może stanowić instrumentu proaktywnej eliminacji z obiegu abuzywnych tabel kursowych.
Sytuacja wyglądałaby jednak zupełnie inaczej, gdyby zastąpienie niedozwolonych kursów wewnątrzbankowych obiektywnie uczciwym średnim kursem NBP narzucone zostało wszystkim bankom, w odniesieniu do wszystkich niesprzeciwiających się temu klientów, jako element kompleksowego przywrócenia równowagi pomiędzy bankami i kredytobiorcami, zaburzonej wprowadzeniem do umów kredytowych abuzywnych tabel kursowych. Zwrócił na to uwagę zresztą sam TSUE w sprawie Dziubak (pkt 59), zastrzegając, że proces ustawowego rozwiązania problemu frankowego w Polsce musi spełnić tylko dwa dodatkowe warunki. Pierwszy to dyspozycyjna natura zastosowanego do tego celu przepisu, czyli możliwość jego zgodnej modyfikacji przez strony. Drugi natomiast to uczciwość warunków w ten sposób zastępujących abuzywne postanowienie umowne.
Rozwiązanie zaproponowane przed chwilą spełnia obydwa te wymogi. Pozostawia konsumentowi wybór, choć zachęca go do skorzystania z rozwiązania systemowo najbardziej racjonalnego. Przenosi na bank konieczność dokonania niezbędnych przeliczeń kursowych, a więc i ciężar zastąpienia wcześniejszych wadliwych tabel kursowych uczciwymi regułami umownymi. Jest też zdecydowanie najtańszym dla systemu bankowego sposobem wydobycia się z matni, w jakiej się obecnie znajduje.
prof. dr hab. Dariusz Adamski, kierownik Zakładu Europejskiego Prawa Zarządzania Gospodarczego, Wydział Prawa, Administracji i Ekonomii Uniwersytetu Wrocławskiego
Reklama
Reklama