Trwa wiele fuzji, które zmieniają układ sił w pierwszej dziesiątce sektora: BZ WBK połączył się właśnie z Kredyt Bankiem, Raiffeisen Bank Polska z Polbankiem, zapowiedziane są fuzje Deutsche Banku Polska i Deutsche Banku PBC; nowy bank także wejdzie do pierwszej dziesiątki. BZ WBK ma się połączyć z Santander Consumer Bankiem, a z mniejszych – Polski Bank Przedsiębiorczości połączy się z FM Bankiem. Jak pan ocenia wzrost koncentracji, z jakim właśnie mamy do czynienia?
Wydaje mi się, że poza porządkowaniem sytuacji w grupach kapitałowych, bo taki charakter będą miały zapowiedziane fuzje, na kolejne znaczące połączenia nie ma miejsca.
Sprzeciwialibyście się kolejnym fuzjom?
Ale zapewne nie mielibyście nic przeciwko transakcjom o niewielkiej skali. Kiedy mielibyśmy do czynienia ze zbyt dużymi fuzjami?
Z czego się bierze ta deklarowana ostrożność nadzoru przy dalszej koncentracji sektora?
Przy okazji fuzji inwestorzy zobowiązywali się zwykle, że ich polskie banki wejdą na giełdę albo zwiększy się udział akcji w wolnym obrocie. Czy to oznacza, że po fuzji Deutsche Bank Polska wejdzie na warszawską giełdę?
Gdy półtora roku temu przyszedł pan do KNF, jednym z pierwszych pana kroków był wymóg, by właściciele informowali was o planach co do swoich polskich banków. O ilu bankach wiecie, że są obecnie na sprzedaż?
Giełdowy?
A jakie jest zainteresowanie wchodzeniem do Polski?
Tacy inwestorzy podobają się polskiemu nadzorowi?
Jak pan ocenia to, co dzieje się na Cyprze? Mam na myśli obciążenie deponentów kosztami ratowania banków.
A wracając do sytuacji na Cyprze – przy dobrze funkcjonującym nadzorze do upadłości banków raczej nie powinno dochodzić. Nadzór ma wiele instrumentów, by temu zapobiegać – tylko to trzeba robić z wyprzedzeniem. Popatrzmy na Polskę. U nas ostatnia upadłość to był Bank Staropolski w 2000 r., ale od tego czasu liczba banków systematycznie maleje. A więc procesy reperowania sektora następują. To od samego nadzoru zależy, w jakim momencie on zainterweniuje.