Sprawę bada prokuratura, nadzór unika bankructwa, a fundusz gwarancyjny nie widzi potrzeby ratowania instytucji za wszelką cenę.
Opisywany przez nas bank spółdzielczy (BS) na koniec 2018 r. miał ponad 296 mln zł depozytów. Gros z nich – ponad 62 proc. – to pieniądze osób fizycznych. Lokaty i rachunki bieżące mają tam też jednostki samorządu terytorialnego (JST): 15,8 mln zł. Za mało, aby Bankowy Fundusz Gwarancyjny (BFG) z automatu uznał, że bank trzeba ratować, bo jest w tym interes publiczny.
– Uznaje się, że dany bank spółdzielczy pełni funkcję krytyczną polegającą na przyjmowaniu depozytów JST, jeżeli ich średnioroczne saldo w roku poprzednim przekracza wartość referencyjną, ustaloną w 2018 r. na 60 mln zł – informuje DGP rzecznik BFG Filip Dutkowski.
Fundusz decyduje o przymusowej restrukturyzacji m.in. gdy bankructwo banku może zachwiać stabilnością finansową i zaufaniem do sektora finansowego.
– Ten bank spółdzielczy jest za mały, aby jego upadek zagroził systemowi, ale jego bankructwo to zniknięcie z powierzchni ziemi gminy, w której funkcjonuje – mówi nam osoba znająca sprawę.
W Polsce przez długi czas nie było upadłości banków. Ostatnie lata to zmieniły. Jesienią 2015 r. zbankrutował SK Bank Wołomin, największy wtedy bank spółdzielczy w Polsce z ponad 2 mld zł depozytów. Rok później upadł BS w Nadarzynie (140 mln zł depozytów). Połowa ub.r. to upadek BS w Grębowie, a początek 2020 r. resolution (przymusowa restrukturyzacja) w BS z Sanoka.
– Upadłość to nieodzowny element mechanizmu gospodarki rynkowej dyscyplinujący jej uczestników i mający działanie „oczyszczające” z podmiotów nieefektywnych ekonomicznie – podkreśla prof. SGH Marcin Liberadzki. Jednak jego zdaniem kryzys lat 2008–2009 pokazał, z czym wiąże się upadłość banków. – Tego błędu już nie powtórzono i wszędzie na świecie ratowano banki, kapitalizując je z pieniędzy publicznych oraz za pomocą skupowania toksycznych aktywów przez banki centralne. Skoro upadłość banku może stanowić iskrę podpalającą beczkę prochu, to ta lekcja pozostaje aktualna i upadłość banków powinna być ostatecznością – dodaje.

Patowa sytuacja

BFG nie chce ratować instytucji za wszelką cenę. Od 2016 r. mamy przepisy dotyczące przymusowej restrukturyzacji i uporządkowanej upadłości banków. Wszystko odbywa się w ramach procedury resolution, która obejmuje m.in. sprzedaż przez fundusz banku, wybranych składników jego majątku lub utworzenie zarządzanej przez BFG instytucji pomostowej, do której trafi bankowy biznes lub jego część. Ostatnią z możliwości zastosowano w przypadku BS w Sanoku.
Fundusz, przyjmując tzw. plany resolution, wskazuje, które banki należy ratować. Jeśli nie dostrzega potrzeby restrukturyzacji, działalność banku jest zawieszana, czeka go upadłość, a klienci dostają wypłatę środków gwarantowanych – do równowartości 100 tys. euro.
– Zatem w praktyce to BFG decyduje o strategii restrukturyzacyjnej dla banku – mówi DGP Jacek Barszczewski, rzecznik KNF.
– W przypadku banków spółdzielczych, których upadłość ogłoszono po wejściu w życie nowej ustawy o BFG, fundusz nie zdecydował się wszcząć wobec nich procedury resolution ze względu na brak interesu publicznego, którego stwierdzenie zależy wyłącznie od BFG – dodaje.

Nadzór chce ratować

– Podjęcie przez KNF działań polegających np. na wydaniu decyzji o zawieszeniu banku, wprowadzeniu zarządu komisarycznego lub wystąpieniu z wnioskiem o ogłoszenie upadłości jest zawsze rozwiązaniem o charakterze ostatecznym. Znajduje ono zastosowanie, jeżeli BFG formalnie stwierdzi, że nie widzi podstaw do wszczęcia procedury resolution – podkreśla Barszczewski i przerzuca tym samym odpowiedzialność na fundusz gwarantujący depozyty.
– Z jednej strony nie ma powodu, by upadłości banków nie były czymś normalnym. Z drugiej strony – i to chyba przyświeca KNF – banki są dziś tak ściśle powiązane ze sobą reputacyjnie, że jak zaczęłyby padać częściej, to mogłoby to poważnie nadszarpnąć zaufanie do całego sektora, co już byłoby groźne – mówi DGP adwokat dr Marcin Olechowski z kancelarii SK&S.
Prawo bankowe wskazuje w art. 158, jakie obowiązki są po stronie nadzoru, a jakie należą do funduszu. Zgodnie z par. 1 artykułu, na który zwraca nam uwagę rzecznik BFG, jeśli „aktywa banku nie wystarczają na zaspokojenie jego zobowiązań, zarząd banku, zarząd komisaryczny lub likwidator powiadamiają o tym niezwłocznie KNF, która wydaje decyzję o zawieszeniu działalności banku i ustanowieniu zarządu komisarycznego (...) oraz jednocześnie podejmuje decyzję o jego przejęciu przez inny bank, za zgodą banku przejmującego, albo występuje do właściwego sądu z wnioskiem o ogłoszenie upadłości”. Istotny jest także par. 3. Zgodnie z nim nadzór nie ogłasza upadłości, jeżeli BFG wydał decyzję o wszczęciu przymusowej restrukturyzacji.
Takiej decyzji w tym przypadku nie ma, więc wszystko wskazuje, że piłka jest po stronie nadzoru. Tyle że ten widzi ją wciąż na połowie funduszu.
– Dopiero w razie stwierdzenia przez BFG niezasadności podjęcia działań restrukturyzacyjnych w ramach przymusowej restrukturyzacji bazowym wariantem postępowania staje wariant upadłościowy – zwraca uwagę Jacek Barszczewski. To oznaczałoby, że BFG formalnie nie powiedział „nie” w tej sprawie.

Kto pomoże

Patowa sytuacja wynika także z tego, że zgodnie z naszymi ustaleniami jest bank chętny do przejęcia opisywanego przez nas podmiotu. Proces ten jest prowadzony w ramach IPS, czyli systemu ochrony instytucjonalnej – banki spółdzielcze zapisują się do IPS i mogą liczyć na wsparcie w problemach. W ramach systemu działa m.in. fundusz pomocowy.
– Wyłoniony już został bank, który mógłby przejąć BS, jednak ze względu na tajemnicę przedsiębiorstwa nie możemy udzielać informacji – wyjaśnia Piotr Trescher, dyrektor Departamentu Obsługi Prawnej i Administracji w IPS-SGB.
Tyle że przejęcie ma się odbyć z udziałem BFG, a do tego konieczne jest zaangażowanie środków publicznych. Żeby to było możliwe, konieczne jest stwierdzenie interesu publicznego. Historia zatacza więc koło.
– Jeśli BFG podstawi pieniądze i pokryje straty, to chętny zawsze się znajdzie – mówi osoba znająca przypadek opisywanego banku.
Sprawa ma drugie dno, które może pokazywać, dlaczego KNF z taką determinacją dąży do tego, aby bank nie upadł. – Jeśli nastąpi bankructwo banku działającego w IPS, to podważy sens istnienia takiego systemu ochrony – podkreśla nasz rozmówca z komisji i przypomina, że bank w Grębowie, który upadł, i ten z Sanoka nie były członkami IPS.
– Rolę IPS widziałbym w kontekście innych instrumentów zapobiegania upadłości banku – a więc jego „ratowania” – poprzez udzielanie pomocy finansowej w przypadkach zagrożenia utraty płynności lub wypłacalności któregokolwiek uczestnika systemu. Natomiast rola BFG jako organu resolution jest określona w prawie ściśle i na wyłączność, nikt nie może BFG wyręczyć. Fundusz wkracza wtedy, kiedy arsenał środków dostarczony przez prawodawstwo w postaci planów naprawy, restrukturyzacji, wczesnej interwencji, funduszu pomocowego itp. zawodzi w zawróceniu banku ze ścieżki, na końcu której jest upadłość – mówi Liberadzki.

Prokurator bada sprawę

Sytuacja opisywanego przez nas BS jest wyjątkowa trudna. Ze sprawozdania za 2018 r. wynika, że stwierdzono w nim szereg nieprawidłowości w zarządzaniu. Potwierdza je biegły rewident.
„Podczas przeprowadzania procedur badania zidentyfikowaliśmy znaczną ilość ręcznych księgowań w pierwszej połowie 2018 r. oraz w latach poprzednich, które nie były zgodne z obowiązującymi przepisami prawa i miały na celu przedstawienie znacznie korzystniejszej sytuacji banku niż kształtowała się ona w rzeczywistości” – czytamy w opinii audytora.
Nieprawidłowości dotyczyły też udzielania kredytów, a następnie ich rolowania. Bank nie miał ludzi o odpowiednich kwalifikacjach do rozpatrywania wniosków czy dostępu do baz danych (np. Krajowego Rejestru Długów), które pozwoliłyby weryfikować klientów. Problemy dotyczyły też windykacji. Nowe władze BS złożyły też na swoich poprzedników oraz niektórych klientów zawiadomienie do prokuratury. Wszystko wskazuje, że na koniec 2019 r. bank nadal miał ujemny współczynnik wypłacalności, chociaż ograniczył swoją aktywność.