Jeszcze niedawno Europa była pełna nadziei, że prymat w sektorze wodorowym leży w jej zasięgu. W przeciwieństwie do najważniejszych technologii energetycznych (fotowoltaiki oraz turbin wiatrowych) czy elektromobilności – gdzie gigantyczne przewagi konkurencyjne wypracowały sobie Chiny.
Ostatnie lata przyniosły jednak zmiany w wodorowym układzie sił i dziś to Stary Kontynent jest zmuszony do gonienia rywali. Swój potencjał dzięki najwyższym na świecie subsydiom uruchomionym w ramach tzw. pakietu antyinflacyjnego rozwijają USA. Ośrodek analityczny BloombergNEF typuje Stany jako mocnego kandydata do uzyskania dominującej pozycji w produkcji wodoru w perspektywie 2030 r. Na razie niekwestionowanym liderem są jednak Chiny, które w ostatnim czasie zdołały nie tylko zbudować gigantyczne moce wytwarzania niskoemisyjnego wodoru, lecz także opanować najważniejsze ogniwo łańcucha dostaw: produkcję elektrolizerów.
UE się obawia, że wytwarzane na masową skalę i coraz tańsze instalacje z Chin zdominują jej rynek. Wdraża w związku z tym pierwsze mechanizmy mające ten scenariusz powstrzymać. W ramach grudniowej, czyli drugiej fali unijnego wsparcia dla projektów wodorowych, obowiązywać będą specjalne wymogi w zakresie dywersyfikacji dostaw elektrolizerów. Jak poinformowała w zeszłym tygodniu Komisja Europejska, ubiegający się o unijne środki inwestorzy będą musieli zagwarantować, że z Państwa Środka pochodzić będzie nie więcej niż 25 proc. instalacji.
W lipcu z apelem w tej sprawie zwrócili się do KE przedstawiciele 20 firm z branży. Według nich wśród beneficjentów ubiegłorocznej, pilotażowej aukcji wodorowej (rozdysponowano w niej ponad 700 mln euro) mniej niż połowa projektów opierała się na technologiach europejskich. – Tragiczny los fotowoltaiki, gdzie potencjał dynamicznie rozwijającego się przemysłu (...) został całkowicie zaprzepaszczony w ciągu nieco ponad dwóch dekad, może się powtórzyć, tym razem nawet w krótszym czasie – napisali. ©℗