Kwestia budowy farm wiatrowych na lądzie znalazła się w poprawce do projektu zmiany ustawy dotyczącym zamrożenia cen energii złożonym przez Koalicję Obywatelską i Trzecią Drogę. Kontrowersyjna propozycja dwóch ugrupowań spotkała się z wieloma negatywnymi głosami ekspertów od energetyki. Sugerują oni, że jeżeli nowelizacja wejdzie w życie, grozi nam "paraliż transformacji energetycznej". O co dokładnie chodzi w poselskim projekcie?

Procedowany projekt dotyczy zmiany ustaw w celu wsparcia odbiorców energii elektrycznej, paliw gazowych i ciepła oraz niektórych innych ustaw. Głównym założeniem propozycji jest zamrożenie cen prądu, gazu i ciepła dla gospodarstw domowych i podmiotów wrażliwych przez pierwsze półroczne 2024 roku. Teraz posłowie dołączyli do projektu poprawkę-"wrzutkę" dotyczącą zmiany zasad budowy farm wiatrowych.

Poprawka zakłada liberalizację zasad budowy lądowych elektrowni wiatrowych. "Ograniczenie możliwości lokalizacji elektrowni wiatrowych do terenów położonych w odległości równej lub większej od 10-krotności wysokości elektrowni wiatrowej od zabudowy mieszkaniowej oznacza, przy obecnej strukturze urbanizacji kraju, praktyczny brak miejsc pod takie inwestycje" - zauważono w uzasadnieniu do projektu.

Czego dotyczy "wrzutka" do poselskiego projektu?

Zmiany w przepisach dotyczą m.in. zakresu wymogu minimalnej odległości elektrowni wiatrowej od zabudowy mieszkalnej oraz parków narodowych. Odległość ta ma być zależna od natężenia dźwięku emitowanego przez elektrownie. "W przypadku nowocześniejszych urządzeń o niskim natężeniu hałasu ich lokalizacja będzie mogła nastąpić w bliższym otoczeniu zabudowy mieszkaniowej. Wiatraki (…) głośniejsze powinny być lokowane znacznie dalej od zabudowań, tak aby nie powodować uciążliwości. Zaproponowane zmiany ustawowe przyczynią się z jednej strony do zapewnienia właściwej ochrony terenów mieszkaniowych, a z drugiej zracjonalizują lokalizowanie elektrowni wiatrowych" - napisali w uzasadnieniu projektu posłowie KO i Trzeciej Drogi, wskazując przy tym dopuszczalne odległości lokalizacji elektrowni od poszczególnych rodzajów terenów oraz sposób wyliczania poziomów dźwięku emitowanego przez nowo powstające elektrownie.

Ponadto w projekcie wskazano, że w przypadku budowy elektrowni ma być odtąd uwzględniania nie tylko odległość od budynków mieszkalnych, ale także do terenów rekreacyjno-wypoczynkowych, terenów zabudowy związanej ze stałym lub czasowym pobytem dzieci i młodzieży, terenów domów opieki społecznej, szpitali i niektórych stref uzdrowiskowych. Zwrócono uwagę, że obecnie "lokalizacja elektrowni (…) następuje wyłącznie na podstawie miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego", a w myśl nowelizacji będzie się to mogło dziać także na podstawie zintegrowanych planów inwestycyjnych czy uchwały o ustaleniu lokalizacji inwestycji.

Zauważono przy tym, że "każdy z proponowanych trybów lokalizowania elektrowni (…) zapewnia udział społeczeństwa oraz powierza podjęcie uchwały w sprawie dopuszczenia możliwości budowy wiatraków na terenie danej gminy jej organowi stanowiącemu - radzie gminy."

Szykuje się paraliż transformacji energetycznej w Polsce?

Poselski projekt jest obecnie szeroko komentowany w sieci. Jak na portalu X (dawniej Twitter) zauważył Jakub Wiech, redaktor naczelny portalu Energetyka24, "ustawa wiatrakowa wymaga zmiany - inaczej dojdzie do paraliżu polskiej transformacji energetycznej. Ale zmiana prowadzona w taki sposób, jaki wynika z wczorajszego projektu ustawy, to najlepsza droga do… paraliżu polskiej transformacji energetycznej." Ocenił on, że "wrzucanie do projektu ustawy zmiany przepisów dot. gospodarki nieruchomościami (…), to gra na najbardziej wrażliwej społecznie strunie: bo oto okazuje się, że pojawia się możliwość wywłaszczenia kogoś na potrzeby inwestycji transformacyjnych." Dodał również, że "zmiana (…) dotycząca ograniczenia minimalnej odległości od parku narodowego lub rezerwatu do zaledwie 300 metrów jest rażącym naruszeniem standardów w zakresie ochrony przyrody."

"(…) Wrzucenie propozycji ustawodawczych dot. wyhamowania wzrostu cen energii do jednego worka z tak skonstruowanymi przepisami dot. liberalizacji budowy wiatraków to jest dość niskie zagranie polityczne, chyba nie pasujące do zapowiedzi podwyższenia standardów legislacyjnych składanych przed wyborami. Tak więc lepiej by było, gdyby te propozycje zostały gruntownie zmienione." - podsumował Wiech.

Pierwsza "wtopa" nowej władzy

Z kolei Arkadiusz Pączka, wiceprzewodniczący Federacji Przedsiębiorców Polskich, w poście na serwisie X nazwał propozycję zmian "wtopą". Jak przyznał, w tym przypadku niezwykle ważna jest koordynacja procesu legislacyjnego. Rozważył przy tym, czy przyszłemu rządowi Donalda Tuska uda się na tym zapanować.

"To ingerencja w prawo własności i prawa obywateli"

O projekcie wypowiedziała się także w artykule na swojej stronie internetowej Fundacja Basta. - Projekt wprowadza (…) możliwość lokalizowania farm wiatrowych na podstawie „uchwały wiatrakowej” (przepisy podobne jak w niesławnej ustawie „lex deweloper”), a więc wbrew zapisom obowiązujących miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego. Zmniejsza też istotnie wymagane odległości do zabudowy mieszkaniowej (wiatraki od 300 m w przypadku zabudowy wielorodzinnej i od 400 m w przypadku zabudowy jednorodzinnej), a także od parków narodowych i rezerwatów przyrody (projekt zakłada możliwość lokalizacji elektrowni wiatrowych od tych obszarów w odległości 300 m)." - napisano.

W tekście wyrażono także opinię, że procedowana poprawka zakłada "ingerencję w prawo własności i prawa obywateli". Uzasadniono to tym, że "zaproponowane przepisy umożliwią wywłaszczanie osób prywatnych w celu budowy elektrowni wiatrowych i innych inwestycji OZE, ponieważ po wejściu w życie projektu budowa inwestycji OZE będzie celem publicznym."

Zarzuty te odpierają autorzy poprawki do projektu ustawy. - Nie ma (…) mowy o żadnych wywłaszczeniach pod wiatraki - zapewnił podczas czwartkowej konferencji prasowej Borys Budka, poseł Koalicji Obywatelskiej. - To jedno wielkie kłamstwo - dodał.

Zapewnił, że nowy projekt "uwzględnia pełną procedurę, która chroni interesy mieszkańców przed ewentualnym negatywnym wpływem takich inwestycji." - Gwarantujemy (…), że nikt nie będzie mógł blokować ewentualnie dostępu do takich źródeł energii elektrycznej, ekologicznej, zapewniając, że jeżeli zgodnie z prawem, zgodnie z planem zagospodarowania przestrzennego będzie wydana taka decyzja, to jednocześnie przyłącze może być realizowane w trybie administracyjnym, dlatego że gdy już legalna zgoda zgodnie z wymogami środowiskowymi będzie wydawana przez odpowiednie organy, wówczas taką inwestycję można uznać za inwestycję celu publicznego - powiedział Borys Budka w rozmowie z dziennikarzami.