Spadek opłacalności istniejących instalacji i mniejsze szanse na postawienie nowych – tego obawia się branża w związku ze zmianą przepisów. Firm y należące do Skarbu Państwa z niepokojem czekają na decyzję Sejmu.
O 100 mln zł większe podatki plus ponad 30 mln opłat parapodatkowych – takie mogą być skutki tzw. ustawy odległościowej dla pozostających pod kontrolą Skarbu Państwa koncernów energetycznych. A to niejedyne straty, jakie mogą ponieść – pod znakiem zapytania stoi rentowność już istniejących instalacji. – Można się również spodziewać mniejszych przychodów z przyłączeń – dodaje Tomasz Duda, analityk Erste Group.
Skąd te czarne wizje? Poselski projekt zakłada zmianę sposobu wyznaczania lokalizacji – wiatrak może stanąć nie bliżej od zabudowań niż dziesięciokrotność jego wysokości, co w praktyce przekłada się na ok. 1,5–2 km. To znacznie ograniczyłoby możliwość nowych inwestycji. Zmieniłby się również sposób naliczania podatku. Dotychczas elektrownia wiatrowa była podzielona na część budowlaną stanowiącą ok. 20–30 proc. wartości instalacji oraz część techniczną obejmującą pozostałe elementy, takie jak maszt, turbina i łopaty wirnika. Podatek w wysokości 2 proc. od wartości jest jak dotąd płacony od części budowlanej, ale projekt ustawy przewiduje, że objęta nim będzie cała inwestycja. Według szacunków Polskiej Izby Gospodarczej Energetyki Odnawialnej i Rozproszonej przy założeniu, że koszt 1 MW mocy z energii wiatrowej to ok. 6–6,5 mln zł, sam podatek od nieruchomości dla branży wzrósłby z obecnych 150 mln do 650 mln zł.
Do tego dochodzą opłaty – 1 proc. wartości inwestycji dla Urzędu Dozoru Technicznego, który miałby dopuszczać instalacje do eksploatacji. Zezwolenie miałoby być ważne dwa lata, po czym badanie trzeba by było powtarzać. Według szacunków PIGEOR to kolejne 187 mln obciążeń dla firm działających w tej branży.
Wprawdzie energetyka wiatrowa to domena przedsiębiorców prywatnych, ale i państwowe koncerny – chociaż w różnym stopniu – mocno w ostatnich latach inwestowały w ten sektor. Obecnie ich farmy wiatrowe stanowią około jednej piątej zainstalowanej mocy. Liderem jest PGE Energia Odnawialna z 529 MW mocy wiatrowych. Tauron Ekoenergia ma 200 MW, Energa – 185 MW, a ENEA – 56 MW. Dla wszystkich zmiana przepisów oznaczałaby dodatkowe koszty. Przedstawiciele koncernów nieoficjalnie przyznają, że są zaniepokojeni, oficjalnie – odmawiają komentarzy. – Na razie jest to projekt ustawy, może się jeszcze zmienić. Możemy się odnosić tylko do konkretnego aktu prawnego – twierdzi Maciej Szczepaniuk, rzecznik PGE. – Widzimy potencjalne ryzyka dla rozwoju naszego biznesu, jeśli projekt ustawy poselskiej wszedłby w życie w obecnym kształcie – przyznaje Mariusz Rędaszka, wiceprezes Energi ds. finansowych. On również jednak radzi, by poczekać na gotowy akt prawny. – Podawanie jakichkolwiek liczb na tym etapie byłoby spekulacją – dodaje.
Wzrost obciążeń podatkowych może wydawać się niewielki w porównaniu do skali działalności koncernów i ich miliardowych przychodów, jednak to niejedyne szkodliwe skutki ustawy. Jej wejście w życie może oznaczać spadek opłacalności już istniejących farm wiatrowych, a więc i mniejsze zyski z tego segmentu. Dość wspomnieć, że sama grupa PGE tylko w ubiegłym roku zainwestowała w farmy ok. 1 mld zł. Nowa ustawa znacznie zmienia perspektywy zwrotu z tej inwestycji. PIGEOR zwraca uwagę, że przychody sektora wiatrowego ze sprzedaży energii w 2015 r. wynosiły ok. 1,9 mld zł, czyli obciążenia nowymi podatkami stanowiłoby 44 proc. przychodów ze sprzedaży energii. To sprawia, że produkcja może okazać się nieopłacalna. Dodatkowym czynnikiem niepewności jest zawieszenie części ustawy o OZE, która miała określać nowe warunki wsparcia dla energii odnawialnej . – Widać, że wraz z nowym rządem mamy nowe podejście do OZE. Dla niektórych firm, które dużo inwestowały w taką działalność – jak PGE czy Energa – ważna staje się teraz kwestia powtórnego przeanalizowania ekonomiki tych przedsięwzięć – twierdzi Tomasz Duda.

Zdaniem rządu projekt jedynie porządkuje kwestie lokalizacji wiatraków, w odpowiedzi na protesty lokalnych społeczności, którym nie podobało się, że wiatraki stają zbyt blisko domów. – Oczywiście pojawiały się głosy i zapewne pojawią się jeszcze, szczególnie ze strony środowiska inwestorów, z zarzutami, że inicjatywa poselska dusi rynek i inwencję inwestorów elektrowni wiatrowych. Nie podzielam tego zdania. Ona wprowadza normalne relacje pomiędzy inwestorami a mieszkańcami okolic, gdzie lokalizowane są farmy – oceniał minister infrastruktury i budownictwa Andrzej Adamczyk podczas pierwszego czytania ustawy w komisji. W przedświątecznym tygodniu zakończyła prace zajmująca się projektem podkomisja. Jej sprawozdanie ma zostać rozpatrzone 30 marca i to zakończy pierwsze czytanie. Terminu drugiego czytania jeszcze nie wyznaczono.