„27” zmierzy się, być może po raz ostatni, z kością niezgody, którą stał się mechanizm ograniczenia ceny błękitnego paliwa.

Dzisiejsze spotkanie ministrów energii to szansa, aby przesądzić o losach długo oczekiwanej interwencji Unii Europejskiej na rynku gazu. Ostatnia formalna propozycja Komisji Europejskiej – zakładająca uruchomienie limitów dopiero wtedy, gdy notowania gazu w holenderskim hubie TTF (według szacunków odbywa się tam ok. 80 proc. handlu tym surowcem w Europie) utrzymają się przez co najmniej dwa tygodnie powyżej 275 euro za 1 MWh i będą zarazem o ponad 58 euro wyższe niż wskaźniki dla cen skroplonego gazu ziemnego (LNG) w regionie – spotkała się z ostrą krytyką większości stolic. Warunki te, jak podkreślano, nie były dotąd spełnione nawet w najbardziej dramatycznych momentach trwającego od niemal półtora roku gazowego kryzysu. Teraz prawdopodobnie na stole pojawi się nowa propozycja ich poluzowania.
Nasi rozmówcy spodziewają się, że ostatecznie czeska prezydencja podda pod dyskusję pułap ok. 200 euro i różnicę 35 euro względem indeksów LNG. Mechanizm mógłby być włączany już po trzech–pięciu dniach spełniającej te kryteria zwyżki cenowej. Od lata, kiedy ceny w kulminacyjnym momencie przekraczały 300 euro za 1 MWh, indeks TTF ustabilizował się nieco powyżej 100 euro (średnia listopadowych notowań wyniosła ok. 115 euro za 1 MWh).
Według naszych źródeł przed weekendem debatowano o obniżeniu limitu do poziomu 160–220 euro za 1 MWh. W zeszłym tygodniu sondowana przez prezydencję propozycja obejmująca pułap 220 euro uznana została za niewystarczająco satysfakcjonującą przez większość zwolenników limitu.
Jeśli nadal nie będzie konsensusu, podjęta zostanie zapewne próba przeforsowania decyzji w głosowaniu większościowym. Taki scenariusz zasygnalizował kilka dni temu czeski premier Petr Fiala. Potrzeba zamknięcia sporu o limit cen jest tym pilniejsza, że na szali znajduje się cały pakiet rozwiązań mających przygotować Unię na perturbacje rynku gazu. Chodzi m.in. o mechanizm wspólnych zakupów czy wzmocnienie mechanizmów solidarnościowych przy niedoborach paliwa. Mają one obowiązywać „domyślnie”, a nie tylko na zasadzie dwustronnych umów pomiędzy państwami. Przegłosowanie najbardziej kontrowersyjnego elementu interwencji dziś ma dać szansę na wejście w życie całego pakietu na początku nowego roku.
Na gazowy limit na rynku hurtowym naciska koalicja kilkunastu państw. Należą do niej m.in.: Polska, Belgia, Francja, Włochy czy Grecja. Argumentują, że limit pomógłby wypełnić lukę cenową między Europą a rynkami światowymi, zatrzymałby wewnątrzunijny wyścig na subsydia i wsparłby walkę z inflacją. Krytycy – do których należą państwa kojarzone z obozem „skąpców”, z Niemcami na czele – obawiają się wpływu narzędzia na bezpieczeństwo dostaw. A przede wszystkim tego, że zbyt nisko zawieszony pułap będzie zachętą do nieodpowiedzialnego zużycia gazu oraz utrudni rywalizację cenową z odbiorcami azjatyckimi.
Swoje obawy wyraził też przed weekendem operator giełdy ICE, która obsługuje gazowe transakcje TTF. Ocenił, że dyskutowane propozycje nie gwarantują odpowiedniego czasu na adaptację. Zagroził wręcz wycofaniem się z holenderskiego rynku. Giełda szacuje, że ryzyko związane z limitem będzie oznaczać dla handlujących gazem konieczność zwiększenia marż. Podobne obawy stoją za oporem wobec mechanizmu ze strony samej Holandii, a także Niemiec, które są gospodarzem drugiej co do wielkości gazowej giełdy w UE.
Obok mechanizmów anty kryzysowych Unia planuje rozszerzenie wsparcia finansowego dla paliwowej derusyfikacji. Zgodnie z nieformalnym porozumieniem wypracowanym w zeszłym tygodniu przez negocjatorów „27” i europarlamentu ma na to pójść 20 mld euro z rynku uprawnień do emisji CO2. Na dofinansowanie będą mogły liczyć m.in. inwestycje w OZE i efektywność energetyczną, ale także na infrastrukturę, która pozwoli zwiększyć w krótkim terminie bezpieczeństwo dostaw paliw do UE, na likwidację wąskich gardeł, zachęty do redukcji zużycia paliw w przemyśle czy walkę z ubóstwem energetycznym. ©℗
ETS obejmie transport i budynki – ale z limitem dla cen uprawnień
Robocze porozumienie w sprawie obciążenia opłatami za emisje – poczynając od 2027 r., z możliwością opóźnienia tego terminu o rok – sektorów odpowiedzialnych za ponad 40 proc. śladu węglowego Unii Europejskiej dopięli w niedzielę nad ranem, po niemal 30 godzinach rozmów, negocjatorzy Parlamentu Europejskiego i państw członkowskich. Oprócz transportu drogowego i morskiego oraz przydomowych źródeł ciepła tzw. ETS2 objąć ma także gałęzie przemysłu, których nie uwzględnia dotychczasowy system opłat. Zdaniem sprawozdawcy europarlamentu Petera Liesego z Europejskiej Partii Ludowej uzgodnione przepisy, będące flagowym elementem pakietu Fit for 55, pomogą ograniczyć unijne emisje dwutlenku węgla już w tej dekadzie o 1500 megaton. To ekwiwalent ponad połowy CO2 wyemitowanego przez UE przez cały zeszły rok. – To ogromne korzyści z punktu widzenia klimatu za minimalną cenę – podkreśla Liese.
Obawy o koszty reformy ma zmniejszyć rozszerzony względem pierwotnych propozycji, wart 87 mld euro społeczny fundusz klimatyczny. Zasilany wpływami z rynku uprawnień do emisji instrument ma być źródłem finansowania dla rozwiązań łagodzących skutki ETS dla grup wrażliwych. Negocjatorzy zgodzili się też na specjalny mechanizm, który ma zagwarantować, że cena prawa do emisji tony CO2 w nowym systemie nie przekroczy 45 euro. Wysokość limitu ma zostać na nowo przeanalizowana w 2029 r.
Pomysłodawcami tego rozwiązania byli polscy eurodeputowani z EPL – Jerzy Buzek i Adam Jarubas. ©℗
Marceli Sommer