Zdaniem samorządowców niektóre spółki energetyczne, m.in. przez nieprzystąpienie do przetargów, działają na szkodę finansów publicznych. Resort klimatu odrzuca te zarzuty, choć przyznaje, że widzi niektóre zachowania firm i próbuje reagować.
Zdaniem samorządowców niektóre spółki energetyczne, m.in. przez nieprzystąpienie do przetargów, działają na szkodę finansów publicznych. Resort klimatu odrzuca te zarzuty, choć przyznaje, że widzi niektóre zachowania firm i próbuje reagować.
Na czym polega spór? Włodarze narzekają, że do przetargów rozpisywanych przez miasta nie zawsze zgłaszają się oferenci. „Nie odpowiadają również na zapytanie ofertowe, a jeśli odpowiadają, to proponują horrendalne ceny, np. w wysokości 2,5 tys. zł za 1 MWh (zamrożona cena to 785 zł netto za 1 MWh – red.)” – podaje Związek Miast Polskich (ZMP), zrzeszający ponad 300 takich jednostek w Polsce. Łódzcy samorządowcy podają, że na ten moment, oprócz ich miasta, także m.in. Wrocław, Tarnów, Jelenia Góra, Wałbrzych, Sopot czy Olsztyn nie mają podpisanych umów na dostawę energii w 2023 r. i nie wiedzą, ile będą musiały zapłacić za prąd.
Przy czym dziś włodarze przekonują, że dostawcy energii mają w tym zwlekaniu konkretny cel, zwłaszcza teraz, gdy weszło w życie mrożenie cen. „Zdarza się też, że (dostawcy – red.) odsuwają w czasie rozstrzygnięcia po to, by miasta musiały skorzystać z dostawcy rezerwowego. Ten otrzyma wyższą rekompensatę – jako że różnica między ceną energii wynikającą z umowy a rezerwową jest znacząca. Dla przedsiębiorstw to bardzo opłacalne, ale na szkodę finansów publicznych” – przekonuje ZMP.
W taką pułapkę nieomal wpadły władze Bydgoszczy. W listopadzie prezydent miasta Rafał Bruski twierdził, że kolejne postępowania – czy to w trybie prawa zamówień publicznych, czy w trybie z wolnej ręki – nie przynosiły skutków, bo albo nikt się nie zgłaszał, albo spółki odmawiały zawarcia umowy. Sytuacja groziła tym, że po 1 stycznia Bydgoszcz będzie miała dostarczaną energię w trybie rezerwowym, co oznaczałoby dodatkowy koszt pół miliona złotych. Kilka dni temu ogłoszono jednak, że udało się dogadać ze spółką Enea, tyle że kontrakt będzie obowiązywał tylko pół roku. Sama spółka podkreśla, że unikanie przetargów na dostawę energii jest wyjątkiem, a nie regułą. – Enea uczestniczy w przetargach organizowanych przez jednostki samorządu terytorialnego. W każdym przypadku składamy oferty dopasowane do potrzeb klienta i spełniające warunki określone w zamówieniu – podkreśla Piotr Ludwiczak, kierownik biura prasowego Grupy Enea. Jak dodaje, oferowane warunki odzwierciedlają sytuację rynkową. – Szczególnie w ostatnich miesiącach rynek jest bardzo zmienny i, co oczywiste, wpływa to na składane przez sprzedawców oferty. Dlatego w niektórych przypadkach nie zawsze mogą to być warunki optymalne dla obydwu stron – wyjaśnia. Zwraca uwagę, że sytuacja już się zmieniła, bo od 1 grudnia weszły ceny maksymalne na energię dla samorządów.
Na ostatnim posiedzeniu Komisji Wspólnej samorządowcy zwrócili też uwagę na przykład Łodzi. W pierwszych dwóch przetargach nie było chętnych na dostarczenie tam prądu, w końcu ofertę złożyła PGE. „Wśród warunków (nie do negocjacji) znalazł się zapis, że dodatkowo miasto ma płacić od jednego punktu świetlnego cenę od 35 do 200 zł. Jednak najbardziej kuriozalny zapis dotyczy konieczności zabezpieczenia ryzyka finansowego kontraktu – czterema spółkami miejskimi do wysokości 23,5 mln zł” – podaje ZMP. Dziś władze miasta mają wznowić negocjacje z PGE Obrót SA w sprawie sprzedaży rezerwowej na dostawę energii w 2023 r. Przekonują też – na podstawie spotkania z wiceminister klimatu Anną Łukaszewską-Trzeciakowską – że spółka nie ma prawa żądać dodatkowych opłat ponad stawkę z ustawy. Podobną linię przyjął rząd podczas wspomnianej Komisji Wspólnej, gdy padło zapewnienie, że cena całkowita energii powinna zamykać się w cenie maksymalnej - 785 zł za 1 MWh.
Nasz rozmówca z resortu przyznaje, że docierają tam niepokojące sygnały o postępowaniu dostawców i że nie podoba się to kierownictwu. – Konkretnych spółek nie chcemy wskazywać, ale rzeczywiście odbyły się już rozmowy z prezesami, by poszli po rozum do głowy i by te oferty nie były z kosmosu. Na ten moment nie przewidujemy zmian legislacyjnych, ale będziemy reagować na bieżąco. Zresztą ustawowo i tak nie możemy powiedzieć spółkom, za jaką cenę mają sprzedawać energię – wskazuje rozmówca DGP. Jednocześnie odrzuca argument samorządowców, że spółki grają na to, by dostawy energii do samorządów odbywały się w trybie rezerwowym, bo wtedy będą mogły liczyć na wyższe rekompensaty od państwa. – Mrożenie cen energii jest zarówno w „normalnym” trybie, jak i rezerwowym. A zgodnie z ustawą i rozporządzeniem nie będzie rekompensat do ceny ofertowej, tylko do ceny rynkowej typu 1200–1300 zł, ponadto przewidujemy, że może to być nawet 800–900 zł za 1 MWh – dodaje nasz rozmówca.
Także Piotr Ludwiczak z Enei przekonuje, że mimo sugestii samorządowców firmom energetycznym bardziej opłacają się kontrakty. – Wbrew popularnej opinii taryfa rezerwowa, nie jest korzystna dla sprzedawców. Sprzedawca jest zobligowany zabezpieczyć energię na dostawy, których wcześniej nie mógł zaplanować – podkreśla Ludwiczak. ©℗
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama