Rząd podtrzymuje, że jeszcze w tym roku wybierze technologię, w której powstanie pierwsza elektrownia jądrowa. Polski przemysł chce stać się istotnym graczem przy tej inwestycji.

Mimo odwołania w zeszłym tygodniu pełnomocnika rządu ds. infrastruktury energetycznej Piotra Naimskiego, rząd deklaruje budowę „dużej” elektrowni jądrowej według planu. – Działamy zgodnie z harmonogramem. Tak jak zakładaliśmy: w tym roku wybór technologii, 2026 r. rozpoczęcie budowy, 2033 r. gotowy pierwszy blok – zapewnia nas rzecznik resortu klimatu Aleksander Brzózka. Uruchomienie atomu w 2033 r. zakłada też Krajowy Plan Odbudowy, którego pełna wersja została opublikowana wczoraj.
Ubiegający się o dostarczenie technologii do budowy pierwszej polskiej elektrowni atomowej amerykański Westinghouse ocenia w odpowiedzi dla DGP, że „rok 2033, jako termin oddania do użytku pierwszego bloku jądrowego w Polsce, jest realny”, jeśli – zastrzega – zgodnie z przyjętym harmonogramem decyzja polskiego rządu o wyborze partnera technologicznego zostanie podjęta jesienią tego roku. – Kluczowe będzie tu trzymanie się harmonogramu. Ze swojej strony Westinghouse ma doświadczenie w realizacji tego typu projektów i jest gotowy na wykonanie go w wyznaczonym terminie – przekonuje.
Także Bruce Hong, wiceprezes koreańskiego KHNP ds. projektów na Europę Środkową i Wschodnią, wskazuje, że „jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, KHNP dotrzyma założonego harmonogramu”. Jak wyjaśnia, proces uzyskiwania pozwolenia na budowę elektrowni jądrowej trwa zwykle od czterech do pięciu lat, „ale możliwości KHNP pozwalają na ukończenie budowy elektrowni jądrowej w ciągu 10 lat, wliczając w to powyższy okres”. – Oznacza to, że bez trudu uda nam się ukończyć budowę pierwszego reaktora do 2033 r. – akcentuje.
Na realizację tej inwestycji liczy polski przemysł, który już ma doświadczenie we współpracy z sektorem jądrowym na świecie. – Nie ma innej drogi niż budowa dużej elektrowni jądrowej. Uważam, że ona powstanie i stanie się to szybko. Powody są dwa: po pierwsze to potrzeba dostępu do taniej gwarantowanej energii (niezależnej od słońca lub wiatru) w sytuacji szalejących cen węgla i gazu, a po drugie brak dostępu do ekonomicznych rozwiązań z zakresu magazynowania energii – mówi nam Michał Krzysztoforski z Elektrobudowy. Jest przekonany, że polski przemysł skorzysta na tej inwestycji. – Już zresztą korzysta, np. nasza firma już współpracuje z wszystkimi trzema dostawcami technologii, którzy starają się o kontrakt w Polsce, także przy projektach jądrowych – podkreśla.
Również Maciej Stańczuk, wiceprezes Rafako, uważa, że polskie firmy mogą stać się „wielkim beneficjentem polskiego programu jądrowego”. – Tylko od nich samych zależeć będzie, jak te szanse zostaną wykorzystane – zaznacza. Dodaje, że udział lokalnego biznesu przy inwestycjach w reaktory jądrowe powinien wzrastać z każdym budowanym blokiem. – Przy projekcie Hinkley Point C w Wielkiej Brytanii udział lokalnych, brytyjskich podwykonawców wyniósł aż 64 proc. Osiągnięcie podobnego pułapu przy pierwszych projektach w Polsce nie będzie z pewnością możliwe, ale zarówno rząd polski, jak i prywatni inwestorzy powinni wyznaczyć twardy minimalny poziom udziału lokalnego biznesu – np. początkowo nie mniej niż 30 proc. – i przeforsować go w kontraktach z dostawcami technologii – postuluje.
Skala projektu budowy elektrowni jądrowej jest rzeczywiście ogromna i myślę, że w ostatnich dziesięcioleciach nie mieliśmy do czynienia w Polsce z taką inwestycją. Nie mam na myśli wyłącznie infrastruktury technicznej, ale również uwarunkowań prawnych i w praktyce – powstania nowej gałęzi przemysłowej, jaką jest branża energetyki jądrowej – mówi z kolei Wojciech Majka, prezes spółki Ecol z Rybnika, która realizuje zlecenia remontowe i serwisowe w elektrowniach atomowych. – Upatruję dla nas wielu szans współpracy, zarówno podczas budowy polskich elektrowni, jak i zwłaszcza na etapie ich późniejszej eksploatacji – zaznacza.
Także w jego ocenie budowa elektrowni jądrowej stwarza ogromne szanse dla polskiego przemysłu, choć rozciągnięte w czasie i – w początkowej fazie – niełatwo dostępne dla wszystkich. Dostawca technologii, przewiduje Wojciech Majka, w pierwszych budowanych blokach będzie w większym zakresie angażować swoich sprawdzonych wykonawców zagranicznych.
Także Piotr Bischof ze spółki Famet – która realizowała zlecenia dla Finów, a obecnie dla Brytyjczyków – wskazuje, że polskie firmy uczestniczą w takich projektach, trudnych, wykonywanych pod specjalnym nadzorem, i osiągnęły już odpowiedni poziom techniczny. Udział w budowie polskiej elektrowni to – jego zdaniem – doskonała szansa na podniesienie poziomu technologicznego i jakościowego polskiego przemysłu.
O polski udział zapytaliśmy konkurujących o to, by dostarczyć technologie do polskiej inwestycji. Bruce Hong z KHNP deklaruje, że jego firma „zwiększy do maksimum udział lokalnych firm w polskim projekcie jądrowym, a efekt synergii przyniesie korzyści pod względem ekonomicznym i efektywności zarówno Polsce, jak i Korei”. – Według mojej wiedzy polski rząd ma plan stopniowego zwiększania udziału krajowych firm z 40 proc. w przypadku pierwszego bloku do 70 proc. w przypadku szóstego – zaznacza. Koreańczycy już podpisali porozumienia z dziewięcioma polskimi firmami dotyczące zacieśnienia współpracy przy budowie elektrowni w Polsce.
Amerykański Westinghouse deklaruje, że jego model biznesowy zakłada bardzo szeroki udział lokalnych firm. – Zakładamy, że ponad 50 proc. całkowitej wartości każdego reaktora będzie dostarczane przez polskie firmy – zapowiada. W styczniu podpisał memorandum o współpracy z 11 firmami w Polsce.
Pytania do francuskiego dostawcy wysłaliśmy 5 lipca, jednak ciągle czekamy na odpowiedzi.