URE analizuje wnioski taryfowe wytwórców, ale nie przesądza czy zgodzi się podwyżki taryf jeszcze w tym roku.

Szef Urzędu Regulacji Energetyki uważa, że interwencja w rynek ma uzasadnienie, ale jego zdaniem powinna ona być celowana - skierowana do klienta końcowego. Odnosząc się do wniosków o korektę tegorocznych taryf, które złożyły do URE Energa, Enea i Tauron, Rafał Gawin wyjaśnia, że przedsiębiorstwa swoje wnioski uzasadniały m.in. tym, że nastąpiło zwiększone zapotrzebowanie na energię ze względu na napływ uchodźców z Ukrainy. Jak dodaje, obecnie trwa etap postępowania wyjaśniającego w tych sprawach - spółki dostały wezwanie do przedstawienia dodatkowych informacji. Nie wiadomo, czy podwyżki będą i kiedy. - To od przedsiębiorstw zależy, czy i kiedy złożą regulatorowi wnioski o zmianę taryf. Od nich zależą także wszystkie koszty przyjmowane do kalkulacji tych taryf - akcentuje prezes URE. Bada on, czy wnioskowane przez przedsiębiorców taryfy spełniają wymagania określone prawem i przedstawiają jedynie uzasadnione koszty przedsiębiorców. Jak wyjaśnia Rafał Gawin, regulator może zatwierdzić taryfę lub odmówić jej zatwierdzenia, kwestionując koszty jako nieuzasadnione. Od tej decyzji można odwołać się do Sądu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Po zatwierdzeniu taryfy przedsiębiorstwo ma od 14 do 45 dni na jej wprowadzenie.
Jak ujawniło OKO.press, 6 czerwca prezes URE skierował list dotyczący podwyżek cen prądu do minister klimatu i środowiska Anny Moskwy, do wiadomości premiera Mateusza Morawieckiego, ministra aktywów państwowych Jacka Sasina, Piotra Naimskiego, pełnomocnika rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej, oraz Tomasza Chróstnego, prezesa Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Wskazał w nim, że taryfy dla energii elektrycznej dla gospodarstw domowych mogą w 2023 r. wzrosnąć o co najmniej 180 proc., rząd powinien podjąć kroki, by chronić obywateli przed „nieakceptowalnym” poziomem cen wynikającym z „nieracjonalnych” marż producentów energii, rozwiązaniem może być opodatkowanie rosnących zysków z produkcji prądu i przekierowanie tych pieniędzy na działania osłonowe.
Piotr Naimski, sekretarz stanu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów oraz pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej, mówił wczoraj w Polskim Radiu, że „rząd zdecydował, że podwyżki energii będą bardzo limitowane w przyszłym roku”.
Jak przypomina Michał Hetmański, prezes Fundacji Instrat, jego organizacja w analizie z lutego br. wskazała, że spółki energetyczne produkujące prąd głównie z węgla osiągnęły już pod koniec zeszłego roku najwyższe zyski od lat. - Od tego czasu przez wojnę i kryzys gazowy ceny prądu dalej rosły, ale polskie ceny węgla dopiero kroczą tym tempem i pewnie cen importowanego spoza UE węgla nie osiągną. Ceny praw do emisji CO2 nawet spadły. Słusznie zatem zauważa prezes URE, że wytworzyło to u wytwórców jeszcze większe marże - podkreśla.
Jak ocenia, wysokie zyski spółek energetycznych są otoczone ochroną państwa, które powinno dbać w pierwszej kolejności o rachunki gospodarstw domowych, a nie wyniki finansowe państwowych monopolistów. - Te dwa cele są jawnie sprzeczne - dobrze, że chociaż URE staje po stronie słabszych uczestników rynku i zwraca uwagę na konieczność interwencji - uważa Michał Hetmański.
Jego zdaniem rozwiązań w obecnej sytuacji jest kilka. - Regulacja cen czy bezpośrednio marż to skomplikowany instrument, jak pokazują świeże doświadczenia z Hiszpanii. Trudno po polskiej historii z konstrukcją Funduszu Wypłaty Różnicy Ceny mieć zaufanie w zdolność państwa do stworzenia transparentnego mechanizmu kompensującego ten niebotyczny wzrost. Dlatego rząd powinien skupić się na wspieraniu najbardziej obciążonych kosztami kryzysu - bezpośrednio ubogich energetycznie czy spółek ciepłowniczych, które stoją przed wizją bankructwa - podsumowuje. ©℗