Rząd podejmie decyzję w sprawie wyboru dostawcy technologii do budowy pierwszej elektrowni jądrowej jesienią - mówi Piotr Naimski, sekretarz stanu, pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej.

Co oznacza wypowiedzenie umowy o gazociągu jamalskim

Rząd poinformował o zerwaniu przez Polskę umów z Rosją dotyczących gazociągu jamalskiego. Co oznacza ta decyzja?
Wypowiedzenie międzyrządowego porozumienia z Rosją, zawartego w 1993 r., nastąpiło na mocy uchwały rządu z 13 maja. W zeszły poniedziałek decyzja została zakomunikowana notą dyplomatyczną Ministerstwa Spraw Zagranicznych stronie rosyjskiej. Dokument, o którym mówimy, regulował kwestie związane z budową gazociągu jamalskiego i jego funkcją tranzytową oraz tworzył ramy dla dostaw gazu ziemnego do Polski, uszczegółowione w kontrakcie gazowym pomiędzy Gazpromem i PGNiG. Kontrakt ten, tzw. jamalski, formalnie wygasa z końcem tego roku, a w praktyce, na skutek jednostronnego zerwania przez Gazprom, przestał być realizowany pod koniec kwietnia. Od tego czasu fizycznie gazu ze Wschodu nie odbieramy.
Przygotowania do zerwania zależności od Rosji w obu tych aspektach zaczęły się dużo wcześniej. Intencja zakończenia kontraktu jamalskiego została przez PGNiG przekazana stronie rosyjskiej na trzy lata przed jej wygaśnięciem, czyli w 2019 r. Z kolei procedura zmierzająca do wypowiedzenia umowy międzyrządowej dotyczącej Jamału rozpoczęła się kilka miesięcy temu, jeszcze za urzędowania w resorcie klimatu i środowiska ministra Michała Kurtyki.
Czy poza wymiarem symbolicznym wypowiedzenie jej będzie miało też praktyczne konsekwencje?
Praktycznie zmienia się stosunkowo niewiele. Dostęp do gazociągu dla wszystkich zainteresowanych stron realizowany był od dłuższego czasu niezależnie od zapisów porozumienia – poprzez system aukcji prowadzonych przez operatora polskiego systemu przesyłowego gazowego, należącą do Skarbu Państwa spółkę Gaz-System. W aukcjach tych uczestniczył także Gazprom. Ten system funkcjonuje i umożliwia w dalszym ciągu tranzyt przez Polskę, natomiast funkcje tranzytowe gazociągu były od miesięcy ograniczane do minimum przez stronę rosyjską. A ponad dwa tygodnie temu Moskwa ogłosiła, że Gazprom kończy korzystanie z Jamału jako trasy przesyłowej na Zachód. Umowa międzyrządowa z Rosją w zakresie tranzytu stała się bezprzedmiotowa, a jej postanowienia w zakresie dostaw zostały rażąco naruszone przez stronę rosyjską. Wypowiedzenie jej przypieczętowuje zupełnie nowy stan rzeczy: po niemal 30 latach strategiczny błąd popełniony przez polski rząd został naprawiony, usuwamy z obiegu prawnego jeden z ostatnich reliktów „szczególnych” relacji gazowych z Rosją. Rok 2022 jest z tego punktu widzenia przełomowy.
Co jeszcze składa się na ten przełom?
W czasie, gdy trwa rosyjska inwazja na Ukrainę, a Kreml w spektakularny sposób wykorzystuje broń gazową przeciwko Europie, w Polsce finalizujemy inwestycje, które całkowicie odwracają kierunki dostaw tego surowca do naszego kraju. Będąc jeszcze do niedawna dużym odbiorcą rosyjskiego gazu doprowadziliśmy do sytuacji, w której jesteśmy jednym z krajów najlepiej przygotowanych na zakręcenie kurka przez Rosjan. W Europie potwierdziły się i zyskały wreszcie uznanie argumenty, które głosiliśmy od lat: że dostawy rosyjskie są politycznie obciążone, że nie należy na nich polegać i trzeba dążyć do jak najszybszego uwolnienia się od gazowej zależności.
„Reliktem” tej zależności jest w dalszym ciągu status własnościowy Jamału, którego korzenie sięgają wypowiedzianego przez rząd porozumienia z Rosją.
Formalnie polska część rurociągu należy do spółki EuRoPol Gaz, w której niemal połowę udziałów ma Gazprom (druga połowa jest w rękach PGNiG). Ale na podstawie umowy powierzeniowej w praktyce pełną kontrolę nad tą infrastrukturą ma Gaz-System. Sprawy własnościowe nie stoją od dawna na przeszkodzie wykorzystywaniu gazociągu jamalskiego na potrzeby polskiej sieci przesyłowej.
Wojna i towarzyszące jej sankcje zaburzają jednak to status quo i każą się zastanawiać nad dalszym losem znajdujących się na terenie naszego kraju aktywów Gazpromu. Przy czym to jest nie tylko polski problem. W dużo większym stopniu dotyczy on choćby Niemiec, gdzie do rosyjskich koncernów należy część strategicznych magazynów gazu czy np. rafineria w Schwedt. Jak te restrykcje będą w praktyce egzekwowane jest na razie kwestią otwartą.

1 października ruszy Baltic Pipe

Mówi pan, że jesteśmy dobrze przygotowani na odcięcie od rosyjskiego gazu...
Tak. To zasługa całego szeregu inwestycji. Po pierwsze, gazoportu w Świnoujściu, którego pomysłodawcą był prezydent Lech Kaczyński. Zmiana władzy w 2007 r. i to, jak projekt ten prowadził rząd Donalda Tuska przyczyniły się do opóźnień – zamiast w 2012 r. inwestycja została w pełni sfinalizowana dopiero w roku 2016. W 2021 r. zrealizowaliśmy pierwszą fazę rozbudowy terminalu, a pod koniec 2023 r. ukończymy kolejną, na skutek której jego przepustowość wzrośnie do ponad 8 mld m sześc. rocznie. Funkcjonuje gazociąg Polska-Litwa, dzięki któremu od maja pozyskujemy gaz z terminala LNG w Kłajpedzie. W sierpniu oddamy do eksploatacji gazociąg Polska-Słowacja, a 1 października – z początkiem nowego roku gazowego – rozpoczniemy użytkowanie gazociągu Baltic Pipe, który połączy nas ze złożami norweskimi.
Ile będziemy w stanie nim sprowadzać?
Na początku ok. jednej trzeciej przepustowości, docelowo, poczynając od końca grudnia, jego moce przesyłowe sięgną 10 mld m sześc. gazu rocznie. To prawie połowa obecnego zapotrzebowania Polski na gaz i w zasadzie identyczny wolumen z tym, który pozyskiwaliśmy dotąd na mocy kontraktu z Gazpromem. Baltic Pipe i Terminal LNG w Świnoujściu w połączeniu z nowymi połączeniami transgranicznymi oraz istniejącymi już interkonektorami, w tym rewersem na Jamale, który umożliwia dostawy z Niemiec i zachodu Europy sprawiają, że możemy się czuć bezpieczni, jeśli chodzi o możliwości importowania gazu z najróżniejszych kierunków.
Jak rozumieć wypowiedź wiceprezesa PGNiG Roberta Perkowskiego, że zakontraktowane zostało tylko 4,5 mld m sześc. dostaw gazu z Norwegii, a więc mniej niż wynosi połowa przepustowości Baltic Pipe? Z jego słów wynikało, że spółka nie widzi na razie potrzeby zabezpieczania większej ilości surowca z tego kierunku.
PGNiG ma swoje koncesje, które na dziś pozwalają mu na wydobycie ze złóż norweskich ok. 3 mld m sześc. gazu. Oprócz tego ma różnorodny portfel kontraktów. Wypowiedź pana Perkowskiego jest niezrozumiała i niefortunna, ale na szczęście została już sprostowana przez spółkę. Nie wyobrażam sobie, żeby PGNiG miał ograniczać wykorzystanie Baltic Pipe. Byłoby to nierozsądne i niewłaściwe. Dużo bezpieczniej jest wykorzystać go w pełni, kontraktując brakujące wolumeny od innych firm operujących na szelfie norweskim, niż polegać na niestabilnym kontynentalnym rynku europejskim. Sądzę, że to jest oczywiste dla wszystkich, więc być może pan prezes po prostu się przejęzyczył.

Pływający terminal w Zatoce Gdańskiej

Kolejnym elementem infrastrukturalnej ofensywy miał być od 2027 r. pływający terminal do odbioru gazu skroplonego w Zatoce Gdańskiej. W ostatnim czasie widzimy, że czarterowanie tego typu jednostek jest dla wielu krajów sposobem na ekspresową dywersyfikację, a realizację podobnych inwestycji planuje się nawet w perspektywie miesięcy. Polska nie może czy nie chce mieć kolejnego terminalu równie szybko?
Rok 2027 wydawał się adekwatny do naszych możliwości i potrzeb jeszcze kilka miesięcy temu. Teraz staramy się ten termin przyspieszyć, takie możliwości bada Gaz-System. Ale nie jest to proste. Aby móc korzystać z nowego terminalu konieczna jest budowa gazociągu łączącego go krajową siecią przesyłową. Do tego dochodzą kwestie środowiskowe, projektowe, zakupowe. Analizujemy w rządzie możliwe zmiany legislacyjne w tych obszarach. Trudno jednak przypuszczać, by rozpoczęcie eksploatacji gdańskiego gazoportu było możliwe wcześniej niż w 2025 r.
Widzimy, że LNG zyskuje na popularności, także w krajach, które – jak Niemcy – kwestionowały dotąd sens tego typu projektów. Zobaczymy, kiedy w praktyce uda się sfinalizować zapowiadane inwestycje. Faktem jest, że wszyscy się spieszą, a konkurencja narasta. Dużych jednostek regazyfikujących, o jakich tu mówimy, jest dziś na całym świecie ok. 50. Znakomita większość stoczni, które specjalizują się w budowie takich statków, zlokalizowana jest w Korei Południowej i zamawia się je z dużym wyprzedzeniem. Zresztą podobne zaostrzenie konkurencji obserwujemy w całym sektorze energii. I nic dziwnego, wchodzimy w globalny kryzys energetyczny. Rywalizacja będzie się moim zdaniem nasilać także wewnątrz Unii Europejskiej.

Czy grozi nam racjonowanie gazu?

Racjonowania gazu w nadchodzącym sezonie grzewczym w Polsce nie będzie?
Wszystko wskazuje na to, że uda się takiego scenariusza uniknąć. Nasze magazyny gazu są w zasadzie pełne już dziś. Zatłoczyliśmy je do ponad 90 proc. objętości, choć sezon na gromadzenie zapasów dopiero się zaczął.
A ceny? Należy spodziewać się drastycznych podwyżek?
Z rosnącymi cenami trzeba się liczyć i to w przypadku wszystkich surowców energetycznych – zarówno gazu, jak i węgla czy ropy naftowej. Skala podwyżek zależeć będzie od tego, jak szybko wróci równowaga na światowych rynkach. Wysokie ceny nie są oczywiście miłą perspektywą dla nikogo. Dlatego staramy się ten trend ograniczać na ile tylko jest to możliwe, a gdy podwyżki następują – odpowiadać wsparciem dla odbiorców.
Musimy jednak mieć świadomość, że np. rezygnacja z rosyjskiej ropy będzie kosztowna, nie tylko w Polsce. Cały czas trzeba jednak pamiętać, że funkcjonujemy w warunkach wojennych, a to kosztuje. Warto jednak ponieść ten koszt, żeby utrudnić Moskwie działania wojenne.

Windfall tax dla przemysłu paliwowego

To perspektywa dla nas, konsumentów i dla biznesu, a co z naszym przemysłem paliwowym, który wskutek wojny ma okres żniw. Czy powinien go objąć tzw. windfall tax, czyli podatek od ponadstandardowych zysków? Premier Morawiecki mówił o tym w kontekście Norwegii, ale na naszym krajowym podwórku pojawiają się takie postulaty wobec Orlenu czy PGNiG.
Rzeczywiście wpływy z norweskich złóż, wskutek rosyjskiej inwazji na Ukrainę, wzrosły radykalnie. To trudna sytuacja, choć – mówiąc brutalnie – podczas każdej wojny jedni tracą życie i majątki, a drudzy się bogacą. Dyskusja na ten temat toczy się również w Norwegii. Pojawiają się różne pomysły np. utworzenia funduszu na odbudowę Ukrainy. Czy powinien to być formalny podatek? Trudno powiedzieć. Decyzja w sprawie tego, w jaki sposób wykazać solidarność, co należy zrobić, leży po stronie Norwegii. Myślę, że to się stanie.
A co z naszymi spółkami, powinna je objąć taka danina?
Gaz dla PGNiG Rosjanie odcięli z końcem kwietnia. Spółka i jej klienci musi sobie radzić na niestabilnym i drogim teraz rynku europejskim. PKN Orlen i LOTOS będą realizowały politykę derusyfikacji zaopatrzenia w ropę prowadzoną przez rząd i wpisującą się w planowane unijne sankcje na import ropy z Rosji. Nie będą beneficjentami spolityzowanych dostaw rosyjskich.

Rywalizacja w UE o zasoby energetyczne

Powiedział pan, że przed nami okres nasilonej rywalizacji o zasoby energetyczne, również wewnątrz UE. Jaka powinna być polska reakcja w tej sytuacji?
To zadanie dla spółek energetycznych, paliwowych. Po to mamy potężny, rozrastający się, koncern – PKN Orlen. Przed nim stoi to wielkie wyzwanie. W tym bardzo konkurencyjnym świecie trzeba szukać stabilnych źródeł, mieć zróżnicowaną paletę kontraktów, zapewnić dywersyfikację na różnych poziomach – zarówno infrastruktury dla przesyłu gazu czy ropy, jak i kontraktów zakupowych z różnych źródeł.
Nie możemy liczyć na europejską solidarność w tej kwestii? Czy da się coś zrobić, by zapewnić równą konkurencję w sytuacji, gdy część państw UE nadal będzie korzystać z paliw rosyjskich?
Za bezpieczeństwo dostaw energii w krajach Unii odpowiadają rządy, a nie Komisja Europejska czy Parlament Europejski. Zaopatrzenie w energię, źródła dostaw i poziom uzależnienia od dostaw z Rosji są w Unii bardzo różne. Rządy kierują się lokalnymi warunkami. W efekcie bardzo trudno osiągnąć porozumienie w sprawie egzekwowania sankcji wobec Rosji, a Rosjanie to, dość skutecznie, rozgrywają.
Nie jestem w tej kwestii optymistą. Rozwiązania ogólnoeuropejskiego szybko bym się nie spodziewał. Raczej pokładałbym nadzieję w tym, że szok spowodowany wojną spowoduje strategiczne decyzje w krajach UE o odejściu od rosyjskich dostaw gazu i ropy. Mówimy o dłuższej perspektywie – 2-3 lat – bo to wymaga inwestycji.
Natomiast w krótkiej perspektywie możemy mieć do czynienia z zakłóceniem konkurencji w UE, ze względu na to, że rosyjska ropa jest o kilkadziesiąt procent tańsza od tej z innych kierunków. Będą firmy, a może nawet kraje, które będą rozgrywały to na swoją korzyść.
Zbliża się finalizacja fuzji w sektorze paliwowym. Czy to jest dla Polski bezpieczny kierunek?
Trzeba mieć nadzieję, że plan połączenia PKN Orlen, Lotos i PGNiG dając możliwość koordynacji strategii w sektorze paliwowym i rafineryjnym nie narazi Polski na niekontrolowane przejęcia własnościowe w tym obszarze. To dotyczy m. in. mechanizmów ograniczających możliwości zbywania aktywów przez partnerów uzyskujących je w wyniku fuzji. Ostateczne decyzje rządu w tej sprawie będą musiały brać tę kwestię pod uwagę.

Czy będziemy odchodzić od gazu?

W związku z tym, co dzieje się na światowych rynkach, rząd wszczął niedawno proces aktualizacji polityki energetycznej. Wiadomo, że ma ona objąć m.in. plany inwestycji gazowych. Jak głęboka będzie musiała być ta rewizja?
Intencją rządu nie jest i nigdy nie było uczynienie z gazu podstawy wytwarzania energii elektrycznej w Polsce. Dążymy natomiast do tego, żeby transformacja w energetyce była zrównoważona. Zainicjowane zmiany to będzie korekta, a nie rewolucja. Inwestycje, które już są w toku, na pewno zostaną dokończone. W dalszym ciągu spodziewamy się, że do 2030 r. zużycie gazu będzie wzrastać, osiągając poziom 30 mld m sześc., może nieznacznie wyższy. Natomiast nie chcemy, żeby potem rosło ono dalej, nie chcemy uzależniać się od surowca pochodzącego z importu, nawet jeśli kierunki tego importu wydają się relatywnie bezpieczne.
Czyli będziemy odchodzić od gazu?
Po roku 2030 kolejnych znaczących inwestycji gazowych nie będzie. Zdajemy sobie sprawę z tego, że Unia traktuje gaz jako paliwo przejściowe. Jest oczywiście pytanie, jak długo będzie trwał ten okres przejściowy, ja myślę, że dość długo. Dziś realizowane inwestycje, a także te przyszłe, jak gazoport w Gdańsku, są w pełni uzasadnione, będą nam potrzebne przez następne 20-30 lat. Tak długo, jak OZE będą wymagały stabilizacji w postaci źródeł niezależnych od warunków pogodowych, w naszej gospodarce będzie miejsce dla gazu.

Perspektywy dla polskiego atomu

Jaka jest perspektywa dla polskiego atomu? Skąd będzie dostawca technologii i z czego sfinansujemy tę inwestycję?
Do rządu trafiły już dwie wstępne oferty – francuska i koreańska. Oferta amerykańska, która jest przygotowywana na podstawie umowy międzyrządowej, będzie gotowa z końcem lata. Rząd podejmie decyzję w sprawie wyboru dostawcy technologii do budowy pierwszej elektrowni jądrowej jesienią.
Chcemy wybrać rozwiązanie, które będzie po pierwsze bezpieczne, a po drugie dające możliwość długoletniej współpracy z partnerem, wykraczającej poza samą budowę. Elektrownia będzie działać 60-80 lat. To oznacza, że musimy brać pod uwagę kryteria nie tylko biznesowe, ale także strategiczne, geopolityczne.
W międzyczasie prowadzimy przygotowania do tej inwestycji. Polskie Elektrownie Jądrowe złożyły raport środowiskowy do Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska oraz wskazały preferowaną lokalizację pierwszej elektrowni jądrowej na Pomorzu.
A co z finansowaniem?
Mówimy o dużych kwotach, ale do udźwignięcia przez polskie państwo. Finansowanie to – w sumie kilkadziesiąt miliardów dolarów – będzie rozłożone w czasie, bo planujemy oddanie pierwszego reaktora w 2033 r., a czas jego budowy to co najmniej 6 lat. Z potencjalnymi partnerami rozmawiamy oczywiście też i o sposobie finansowania.
Jest pan na dziś przekonany, że zbudujemy tę elektrownię?
Tak, jestem przekonany. Polska tego potrzebuje. Przez większość swojego życia podejmuję się zadań, które uważam za możliwe do zrealizowania. Tak było też w latach 70., gdy zakładaliśmy KOR. Też uważałem to za możliwe do zrealizowania. Podobnie jest teraz z będącym na ukończeniu gazociągiem z Norwegii do Polski, choć na początku drogi mało kto w to wierzył.
A małe reaktory jądrowe, SMR-y?
Biznes potrzebuje dostępu do bezemisyjnej energii, by móc utrzymać swoją pozycję konkurencyjną. Polskie firmy chcą inwestować w SMR-y i mają pełne poparcie rządu.
Rozmawiali: Sonia Sobczyk-Grygiel, Marceli Sommer

Rząd zmienia prawo, by nie zabrakło węgla

Do procedowanego właśnie w Sejmie projektu nowelizacji specustawy ukraińskiej rząd dodał autopoprawkę. Przewiduje ona, że Rządowa Agencja Rezerw Strategicznych zadba o zapasy węgla kamiennego w celu wzmocnienia bezpieczeństwa energetycznego oraz zagwarantowania pewności dostaw do odbiorców końcowych. Autopoprawka zakłada, że pieniądze na ten cel będą pochodziły z zarządzanego przez RARS Funduszu Zapasów Interwencyjnych oraz z Rządowego Funduszu Rozwoju Dróg. To efekt reakcji na pakiet sankcji wobec Rosji oraz sytuację na rynku, na którym węgiel systematycznie drożeje. Obecnie jest trzykrotnie droższy niż rok temu - cena tony ekogroszku wynosi ok. 3 tys. zł. Stąd decyzja rządu. - Trzeba zrobić szybki zakup na rynkach światowych, żeby zwiększyć podaż. Będziemy się starali, żeby na jesieni tego węgla nie zabrakło - tłumaczy nasz rządowy rozmówca.
Poprzedniczka RARS - Agencja Rezerw Materiałowych - kilka lat temu skupowała już węgiel, ale wówczas celem tej operacji było poprawienie sytuacji finansowej kopalń. Teraz celem autopoprawki jest „(…) ograniczenie ryzyka wzrostu ubóstwa energetycznego, które w krajowych warunkach jest związane głównie z pokrywaniem potrzeb cieplnych w gospodarstwach domowych. Projektowana regulacja wpływać będzie również na zapewnienie stabilnych warunków prowadzenia działalności gospodarczej” - jak zapisano w uzasadnieniu. ©℗
GOS TZ