Pierwsza polska spółka z amerykańskich list sankcyjnych została rozwiązana

Katowicka firma Doncoaltrade, która sprowadzała do Polski węgiel z okupowanych przez Rosję terenów Ukrainy, przestała istnieć – ustalił DGP. W 2018 r. po naszych artykułach jako pierwszy zarejestrowany w Polsce podmiot została ona objęta sankcjami przez Stany Zjednoczone.
21 lipca Sąd Rejonowy Katowice-Wschód postanowił wpisać w Krajowym Rejestrze Sądowym (KRS) Romana Ziukowa jako likwidatora spółki. To efekt zaocznego wyroku z 22 listopada 2019 r., w którym ten sam sąd przychylił się do wniosku Ziukowa o rozwiązanie firmy.
Ziukow przed wybuchem wojny w Zagłębiu Donieckim był wspólnikiem Ołeksandra Melnyczuka, innego biznesmena z branży węglowej. Ich Doncoaltrade powstał w 2012 r. i zajął się sprowadzaniem antracytu, najbardziej energetycznego rodzaju węgla. Gdy wybuchła wojna, wspólnicy znaleźli się po przeciwnych stronach barykady. Rodzina Ziukowów – Roman i jego ojciec Jurij, dwukrotny wiceminister energetyki Ukrainy – pozostała wierna Kijowowi. Melnyczuk wybrał karierę u boku Rosjan. Został wiceministrem energetyki samozwańczej Ługańskiej Republiki Ludowej (ŁRL). Kontynuował też handel węglem.
Mimo to do KRS corocznie trafiały dokumenty podpisywane przez obu wspólników. Pełnomocnik Ziukowów Kyryło Meszkowski przekonywał, że od 2014 r. podpis jego klienta był fałszowany, a Melnyczuk przejął kontrolę nad firmą. Z dokumentów z KRS wynikało, że działalność Doncoaltrade stopniowo zamierała. Ostatnim wpisem świadczącym o aktywności irmy była wzmianka w sprawozdaniu za 2016 r., że „jednostka prowadziła sprzedaż węgla-antracytu sprowadzanego z Ukrainy”. Sprawozdań za 2017 r. i lata późniejsze spółka już nie składała. Teoretycznie grozi za to 5000 zł grzywny; sąd kilka razy wzywał zarząd do uzupełnienia braków. Postępowania były jednak umarzane bez orzekania kar, bo „jedyny członek zarządu jest obcokrajowcem niemającym adresu do doręczeń na terytorium Polski, co powoduje, że nie jest możliwe skuteczne przymuszenie podmiotu do złożenia wymaganego wniosku”, a „bezpośrednim celem postępowania przymuszającego jest wymuszenie na podmiocie wykonania ciążącego na nim obowiązku, a nie samo nakładanie grzywien”. Gdyby Ziukow nie doprowadził do rozwiązania spółki, sąd ze względu na nieskładanie sprawozdań mógłby podjąć decyzję o jej rozwiązaniu z urzędu.
Porzucenie spółki zbiegło się w czasie z publikacjami DGP. O Doncoaltrade napisaliśmy w październiku 2017 r. Była to pierwsza firma, którą opisaliśmy w cyklu o imporcie do Polski antracytu z okupowanego Donbasu. W styczniu i lutym 2018 r. Doncoaltrade, Melnyczuk i kilku innych bohaterów naszych artykułów zostało objętych sankcjami przez USA. Steven Mnuchin, sekretarz skarbu w administracji Donalda Trumpa, przekonywał, że „kto dostarcza dobra, usługi lub wsparcie materialne osobom fizycznym i prawnym, które trafiły na listę za ich działalność na Ukrainie, może się narazić na sankcje”, a ówczesny szef ukraińskiej dyplomacji Pawło Klimkin pisał, że „krok po kroku sankcje dotykają każdego zaangażowanego w działalność rosyjskiej administracji okupacyjnej na ziemiach ukraińskich”. Amerykańskie sankcje były jedyną publicznie ogłoszoną decyzją zachodniego rządu wymierzoną w handlarzy donieckim węglem.
Melnyczuk mógł zakładać, że wróci do Polski. Może o tym świadczyć powołanie w listopadzie 2017 r. nowego prezesa. Został nim Grigore Melnic. Sposób zapisu jego nazwiska wskazywałby na obywatela Mołdawii, o ile taka osoba w ogóle istnieje – w dokumentach, którymi dysponuje KRS, widnieje tylko jego adres, nie ma zaś kopii dokumentu tożsamości czy notarialnego poświadczenia podpisu. Ostatecznie Melnyczuk stracił wpływy w ŁRL i przeniósł się do Moskwy, a polska policja wszczęła postępowanie w sprawie podrobienia podpisów Ziukowa w dokumentach Doncoaltrade. Separatyście udało się za to uniknąć ukraińskiego więzienia (grozi mu proces za terroryzm), choć w maju 2017 r. zatrzymano go na lotnisku Kijów Boryspol. Wracając z luksusowych zakupów w Paryżu, nie zadeklarował towarów wartych 46,5 tys. euro. Zapłacił 1700 hrywien (300 zł) kary i puszczono go wolno.
Porzucenie spółki zbiegło się w czasie z publikacjami DGP