Wodór daje szansę na transformację polskiej gospodarki. Czy będziemy umieli ją wykorzystać? Dużo zależy do tego, czy wyciągniemy lekcję z porażki projektu gazu łupkowego w Polsce. Wtedy skończyło się na szumnych zapowiedziach. Co zrobić, żeby nie powtórzyć scenariusza sprzed 10 lat?

Nowa ropa XXI wieku – taką wizję wodoru roztacza Polska Strategia Wodorowa. W tym ujęciu wodór to strategiczny surowiec, który pozwoli osiągnąć neutralność klimatyczną polskiej gospodarki. Do realizacji celu mają prowadzić konkretne działania. Produkcja zielonego wodoru z elektrolizerów zasilanych z odnawialnych źródeł energii. Wykorzystanie wodoru jako paliwa do napędzania autobusów i samochodów wodorowych, produkcji stali, w przemyśle chemicznym. Wreszcie wodór jako magazyn energii pozwalający stabilizować system energetyczny i zatrzymywać energię, gdy jest nadprodukowana. 17 mld zł – tyle Polska ma przeznaczyć do 2030 r. na rozwój gospodarki wodorowej.
Jednak ta pełna optymizmu i szumnych obietnic debata wokół wodoru i przyszłości gospodarki wodorowej bardzo przypomina boom na gaz łupkowy sprzed 10 lat. Podobnie jak wtedy, dyskusja o wodorze toczy się dziś przede wszystkim w ekonomiczno-eksperckich bańkach informacyjnych. Warto wyciągnąć lekcję z tamtych doświadczeń, by znów nie skończyło się na szumnych zapowiedziach. Na szczęście mamy narzędzia, które debatę wokół wodoru mogą skierować na właściwe tory. Ta metoda nazywa się oceną technologii (ang. technology assessment) i pozwala urealnić debatę wokół wodoru. Ale po kolei.
Polska gorączka łupkowa
Polska „gorączka łupkowa” rozpoczęła się w 2011 r. Wtedy amerykańska Energy Information Agency oszacowała w raporcie wielkość złóż w Polsce na 5,3 bln m sześc., co pokryłoby zapotrzebowanie Polski na gaz ziemny na 300 lat. Choć raport Państwowego Instytutu Geologicznego urealnił te dane do przedziału 346–768 mld m sześc., w dalszym ciągu była to wielkość kilkakrotnie przekraczająca zasoby konwencjonalnego gazu. W tzw. pasie łupkowym, ciągnącym się od Pomorza po Lubelszczyznę, znalazło się 12 proc. powierzchni Polski. W ciągu kilku lat Ministerstwo Środowiska wydało ponad 100 koncesji dla kilkunastu polskich i międzynarodowych firm poszukujących gazu łupkowego, ale przeprowadzono tylko kilkadziesiąt odwiertów. Na przeszkodzie stanęły nie tylko kwestie technologiczne i prawne, lecz także niesprzyjająca atmosfera w debacie publicznej i liczne protesty społeczne.
Wokół gazu łupkowego rozgorzała ostra debata publiczna. Na pierwszy plan wysunęły się zagrożenia związane z wydobyciem surowca: zanieczyszczenie wód gruntowych, wycieki, pożary. Kolorytu dodawały jej kadry z filmu „GasLand” Josha Foxa (nominowanego do Oscara!). Widzowie oglądali płonącą wodę w kranie na terenach USA, gdzie wydobywa się gaz z łupków. To spektakularny widok, szkoda tylko, że mało kto przejmował się tłumaczeniami, że takie fenomeny występują na tym gazonośnym terenie od XVII w. Z koszulką „No al fracking” (fracking to technologia szczelinowania hydraulicznego służąca do wydobywania gazu ze złóż łupkowych) sfotografował się nawet w 2013 r. papież Franciszek podczas audiencji z udziałem działaczy ekologicznych.
W walkę z gazem łupkowym zaangażowały się powstające jak grzyby po deszczu lokalne komitety sprzeciwu. Protesty wybuchły w kilkudziesięciu miejscach w Polsce. Niejednokrotnie doprowadziły one do blokady inwestycji. Przykładem jest lubelska wieś Żurawlów. Jej mieszkańcy fizycznie blokowali przez ponad rok teren wiertni Chevronu, co uniemożliwiło rozpoczęcie prac wydobywczych. Wspierali ich w tym krajowi i europejscy aktywiści ekologiczni. Żurawlów stał się międzynarodowym symbolem protestu lokalnej społeczności przeciw globalnemu koncernowi. W 2015 r. Chevron został zmuszony do wycofania się z Polski.
Nadciąga wodorowa chmura fake newsów?
Od czasu sporu o gaz łupkowy dużo zmieniło się w sferze informacyjnej. Wzrosło znaczenie mediów społecznościowych, a wraz z nimi celowej dezinformacji prowadzonej za pomocą fake newsów. Nie ma wątpliwości, że tak ważny strategicznie temat jak wodór będzie przedmiotem działań dezinformacyjnych.
Jaka przyszłość czeka więc wodór? Odpowiedzi podsuwa raport Instytutu Kościuszki dotyczący dezinformacji wokół epidemii COVID-19. Wskazuje on na istotny problem: zamknięte grupy społecznościowe na Facebooku. Tworzą one zamknięty obieg fałszywych informacji i prowadzą zmasowane akcje dezinformacyjne. Wyjątkowo trudno je śledzić i im przeciwdziałać. Dodatkowo ich aktywność podsyca oddolna, nieskoordynowana działalność tysięcy osób. Rozsiewają one fake newsy i teorie konspiracyjne, które potem podchwytują i upowszechniają influencerzy i celebryci.
W przypadku wodoru twórcy kampanii dezinformacyjnych będą mieć ułatwione zadanie. Ze względu na swoje właściwości surowiec ten rodzi kontrowersje związane z bezpieczeństwem: jest łatwopalny, wybuchowy, podatny na ulatnianie i wycieki, istnieje także ryzyko uduszenia się wodorem. Jak podaje Polski Instytut Ekonomiczny w raporcie „Kierunki rozwoju gospodarki wodorowej w Polsce”, w latach 1985–2006 odnotowano w Unii Europejskiej 38 incydentów z udziałem wodoru, z tego 18 dotyczyło bezpośrednio eksplozji.
Polskie problemy z wodorem
Hurraoptymistyczne prognozy (wodór – ropa XXI w.!) może budują dobre samopoczucie ekspertów i polityków, ale zaciemniają obraz sytuacji. A sytuacja jest problematyczna, ale nie beznadziejna. Jesteśmy przecież bogatsi o doświadczenie porażki projektu polskiego gazu łupkowego. Pytanie brzmi: czy rzeczywiście potrafimy uczyć się na błędach?
Obecnie brakuje pogłębionych badań i sprawdzonych rozwiązań dotyczących bezpiecznego magazynowania, transportu i przesyłu wodoru. Kwestie bezpieczeństwa stanowią jedno z kluczowych wyzwań dla rozwoju gospodarki wodorowej – m.in. w kontekście przesyłania wodoru gazociągami. Można się spodziewać – podobnie jak w przypadku gazu łupkowego – że wypłynie temat ograniczonej dostępności wody w Polsce. Wówczas problemem było zużywanie jej masowych ilości przy szczelinowaniu hydraulicznym. Obecnie może pojawić się kwestia produkcji wodoru w procesie elektrolizy wody – a jest to najbardziej zielony i promowany sposób uzyskiwania bezemisyjnego wodoru. Kontrowersje mogą wzbudzić plany magazynowania wodoru w zbiornikach podziemnych i kawernach solnych, które dobrze się do tego celu nadają, gdyż cechują się wysoką szczelnością. Tu przypominają się protesty przeciw planom rozbudowy podziemnych zbiorników gazu przez PGNiG w pomorskiej gminie Kosakowo w 2013 r., zakończone wygranym przez przeciwników referendum lokalnym.
Metoda oceny technologii – szansą na rzetelną debatę wokół wodoru?
Czego uczy spektakularna porażka projektu polskiego gazu łupkowego? Już teraz należy zająć się analizą społecznych aspektów wodoru, monitorować nastawienie społeczeństwa i postrzeganie ryzyka związanego z tą technologią przez różne grupy społeczne. Zamiast zostawiać społeczeństwo na bocznym torze, zaprosić je do wspólnego wypracowania bezpiecznych i akceptowalnych metod magazynowania i transportu wodoru. Wreszcie, należy przygotować wcześniej osłonową akcję informacyjną, opartą na uzgodnionych i powszechnie akceptowanych faktach i rozwiązaniach. To sposób, by uniknąć celowej dezinformacji i nie polec na starcie.
Tu przydatnym narzędziem może być metoda „oceny technologii”, którą w Polsce upowszechnia Łukasiewicz – Centrum Oceny Technologii. Pozwala ona kompleksowo przeanalizować potencjalne skutki i oddziaływania technologii wodorowych na otoczenie społeczno-gospodarcze, oszacować ryzyko dla człowieka i środowiska, przewidzieć pola konfliktów, zidentyfikować potencjalnie kontrowersyjne zagadnienia oraz opracować scenariusze działania. Pierwsze analizy z zakresu oceny technologii wodorowych powstały w Wielkiej Brytanii w 2014 r., a w Holandii w 2015 r. – gdy my nadal trzymaliśmy się resztek złudzeń o „polskim gazie łupkowym”. Obudowanie polskiego programu wodorowego interdyscyplinarnymi analizami z zakresu oceny technologii pozwoliłoby wyjść poza ekspercko-polityczną bańkę informacyjną. Dzięki temu nasz kraj mógłby odpowiednio przygotować się do uczciwej debaty o przyszłości wodoru w Polsce.