Niemiecki koncern energetyczny Uniper przyznaje oficjalnie, że kontrowersyjny gazociąg omijający Polskę i Ukrainę może ostatecznie nie powstać.
To pierwszy tak wyraźny głos z grona spółek finansujących projekt. „Stany Zjednoczone zintensyfikowały wysiłki w zakresie ukierunkowanych sankcji wobec projektu Nord Stream 2, co zwiększa prawdopodobieństwo, że budowa gazociągu będzie się opóźniać lub zgoła nie zostanie ukończona” – czytamy w raporcie Uniperu podsumowującym pierwsze półrocze 2020 r.
– Jesteśmy zaniepokojeni rozwojem sytuacji – skwitował prezes Andreas Schierenbeck podczas telekonferencji, na której przedstawiono sprawozdanie.
50 proc. kosztów budowy Nord Stream 2 ponoszą niemieckie koncerny Uniper i Wintershall Dea, francuski Engie, austriacki OMV i brytyjsko-holenderski Royal Dutch Shell. Rosyjski Gazprom jest właścicielem i ma być operatorem gazociągu.
Do ukończenia projektu, który ma połączyć rosyjski Wyborg z niemieckim Greifswaldem brakuje zaledwie 150 km z ok. 1200 km.
Pod koniec grudnia 2019 r. prezydent USA Donald Trump podpisał ustawę o budżecie Pentagonu na rok 2020, w której zapisano m.in. sankcje wobec firm budujących gazociąg Nord Stream 2. Kluczowe dla zakończenia projektu szwajcarskie przedsiębiorstwo Allseas, którego statki układają rury po dnie Morza Bałtyckiego, zawiesiło prace do odwołania.
Kontrolowane przecieki do niemieckich mediów ze „źródeł dyplomatycznych” w Waszyngtonie nie pozostawiają wątpliwości, że USA są zdecydowane, by utrącić projekt, który postrzegają jako dalsze uzależnianie się UE od rosyjskich surowców energetycznych. W razie konieczności są gotowe wprowadzić dodatkowe retorsje.
Na celowniku mogliby się znaleźć europejscy inwestorzy projektu lub firmy, które odbierałyby rosyjski gaz, gdyby rurociąg kiedykolwiek powstał.
Kilka dni temu trzech senatorów Partii Republikańskiej wystosowało list do firmy zarządzającej portem w Sassnitz na Rugii, grożąc „druzgocącymi sankcjami prawnymi i ekonomicznymi”. Miasto jest kluczowym węzłem logistycznym przy budowie ostatniego odcinka gazociągu. Ted Cruz, Tom Cotton i Ron Johnson ostrzegli kierownictwo portu, że dalsze przyjmowanie rosyjskich specjalistycznych statków i przechowywanie materiałów na potrzeby budowy rurociągu doprowadzi do zniszczenia przedsiębiorstwa. Zagrozili też, że restrykcje mogą dotknąć poszczególnych udziałowców portu i jego menedżerów – z zakazem wjazdu i zamrożeniem kont na terenie USA włącznie. Senatorowie przypomnieli, że kwestia powstrzymania Nord Stream 2 jest w Waszyngtonie przedmiotem ponadpartyjnego konsensusu.
– Sankcje amerykańskiego Kongresu przeciwko Nord Stream 2 nie mogą być wiązane tylko i wyłącznie z prezydenturą Donalda Trumpa i wzmacnianiem elementu merkantylistycznego w jego polityce wobec Niemiec. Chociaż poszczególni senatorowie mają szereg rozmaitych motywacji, to ogólnie rzecz biorąc, sankcje pokazują istniejące od dawna ponadpartyjne przekonanie, że projekt rurociągu, wbrew deklaracjom rządu niemieckiego, jest szkodliwy dla bezpieczeństwa energetycznego Europy – mówi DGP Thomas O’Donnell, analityk rynku energetycznego i wykładowca prywatnego berlińskiego uniwersytetu Hertie School of Governance. – Bezwzględne ataki hakerskie, zabójstwa, ingerencje w wybory i kampanie propagandowe prowadzone przez Rosję tylko wzmacniają świadomość w Kongresie, że należy działać szybko i zdecydowanie – tłumaczy.
List amerykańskich senatorów – siłą rzeczy – wywołał oburzenie niemieckich polityków. Minister ds. europejskich w MSZ RFN Niels Annen ubolewał nad „tonem i treścią” pisma oraz uznał groźby sankcji za niedopuszczalne w relacjach między partnerami. Manuela Schwesig, premier Meklemburgii-Pomorza Przedniego zapewniła z kolei, że projekt będzie kontynuowany. – Oczekuję, że rząd federalny również stanowczo odrzuci te próby szantażu – zażądała. Doświadczenia ostatniego roku pokazują jednak, że głos Niemiec w Waszyngtonie jest coraz mniej brany pod uwagę.
Zmasowany lobbing niemieckich dyplomatów i wysokich urzędników ministerstwa gospodarki, którzy pod koniec 2019 r. próbowali zapobiec wprowadzeniu sankcji, spełzł na niczym.
O’Donnell zwraca uwagę, że niemiecki rząd, angażując się we wsparcie projektu, naraził się nie tylko na ochłodzenie relacji z USA i częścią państw UE, lecz także paradoksalnie z Rosją. – Putin nie jest człowiekiem, który wierzy w bezinteresowną przyjaźń między państwami. W 2015 r. ówczesny wicekanclerz Sigmar Gabriel obiecał Kremlowi, że Nord Stream 2 będą obowiązywać przepisy niemieckie, a nie europejskie. Berlin nie wywiązał się z obietnicy i w oczach Putina jest niedojdą. Nie ma więc sensu się z nim liczyć. Realne konsekwencje są takie, że Merkel nie ma np. żadnego argumentu, by przekonać Moskwę do zmiany polityki wobec Ukrainy. Obnaża to błędy założeń niemieckiej polityki wobec Rosji – konkluduje ekspert.