Zablokować inwestycję mogliby Duńczycy, ale nie chcą ryzykować konfliktu z Berlinem



Na razie spór o gazociąg przeniósł się do Brukseli, gdzie Komisja Europejska chciałaby doprowadzić do nowelizacji prawa unijnego tak, aby nie było wątpliwości, że będzie się stosowało również do Nord Stream 2. Chodzi o tzw. trzeci pakiet energetyczny, czyli zespół uregulowań prawnych dotyczących m.in. zasad, na jakich odbywa się przesył błękitnego paliwa na terenie Unii. To o poparciu dla tego pomysłu mówi premier Mateusz Morawiecki, kiedy wspomina o budowie koalicji w obrębie Wspólnoty.
– Polska nie może zablokować budowy gazociągu, bo nie przebiega przez nasze terytorium. Nie może tego też zrobić Komisja Europejska, bo nie ma takich narzędzi. Jedyne, na co możemy się nastawiać, to podporządkowanie gazociągu prawu unijnemu, przy czym należy pamiętać, że to również nie jest mechanizm blokujący – chociaż może wpłynąć na opóźnienie inwestycji – mówi Aleksandra Gawlikowska-Fyk z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. Ekspertka dodaje, że nie jest jednak wykluczone, iż znaczne opóźnienia mogą skłonić Gazprom do wycofania się z inwestycji lub jej przemyślenia.
Ten prawny spór można byłoby uznać za czysto akademicki (jeśli gazociąg przebiega przez terytorium UE, ale zaczyna się poza Wspólnotą, to od którego momentu powinno stosować się do niego unijne prawo?), gdyby nie daleko idące konsekwencje dla Rosji. Podpadnięcie całości Nord Stream 2 pod unijne prawo mogłoby bowiem pociągnąć za sobą prawne, rynkowe i polityczne zmiany w tym kraju, o czym w analizie pisał niedawno Bartosz Bieliszczuk z PISM.
Chodzi mianowicie o wymaganą trzecim pakietem energetycznym zasadę TPA (third-party access), czyli zapewnienia dostępu do infrastruktury stronom trzecim. To oznacza, że Gazprom, który ma monopol na eksport błękitnego paliwa rurociągami, musiałby dopuścić do Nord Stream 2 swoich konkurentów – Novatek i Rosnieft – co oznaczałoby nie tylko konieczność stworzenia ram prawnych dla takiego rozwiązania (Rosnieft chciał wysyłać gaz dla brytyjskiego BP przez Nord Stream 1, ale został odesłany z kwitkiem), lecz także wzmocnienia środowiska osób związanych z tymi firmami.
Jak jednak wskazuje Bieliszczuk, Gazprom przepisy trzeciego pakietu może obejść – dlatego tak ważne jest, aby Komisja siadła do rozmów z Moskwą w sprawie umowy międzyrządowej UE–Rosja. „Zarówno dyskutowany obecnie mandat UE, jak i przyszła umowa muszą zagwarantować egzekwowanie prawa unijnego w odniesieniu do Nord Stream 2. Umowa powinna zapewniać Komisji możliwość ukarania Gazpromu (jako właściciela i inwestora Nord Stream 2 oraz właściciela systemu przesyłowego) i jego europejskich spółek w przypadku stwierdzenia nadużyć” – pisze ekspert. Na razie jednak Komisji nie udało się uzyskać mandatu negocjacyjnego od państw członkowskich.
Nie jest to jednak droga do zablokowania budowy gazociągu. Tak naprawdę mogą to zrobić wyłącznie politycy w Kopenhadze, którzy niechętnie patrzą na Nord Stream 2. Duńczycy nie mieli wielu zarzutów pod adresem Nord Stream 1, ale od momentu powstania tej inwestycji percepcja Rosji w tym kraju mocno się zmieniła.
– Problem polega na tym, że nawet jeśli Kopenhaga niechętnie patrzy na ten projekt, to nie chce antagonizować Berlina, który jest jej najbliższym partnerem w Unii. Z tego względu duńscy – ale też i szwedzcy – politycy najchętniej przekazaliby ten gorący kartofel w ręce Brukseli – ocenia Gawlikowska-Fyk. Na zablokowanie projektu przez Berlin raczej nie ma co liczyć, nawet jeśli obecna lokatorka urzędu kanclerskiego często bywa przychylna względem środkowoeuropejskiej perspektywy. Wobec malejących dostaw z holenderskich pól na Morzu Północnym Nord Stream 2 jest widziany nad Szprewą jako projekt dywersyfikacyjny.