Dla europejskich producentów samochodów mijający rok okazał się stracony. Potwierdził jednak, że przyszłość będzie elektryczna

Z jednej strony zamknięte na dwa miesiące zakłady produkcyjne i problemy z dostawami części spoza Europy, z drugiej – zamknięte salony, wystraszeni klienci i kolejne lockdowny. Tak trudnego roku branża motoryzacyjna nie pamięta. Kryzysowi oparł się jednak segment aut elektrycznych, który jest na dobrej drodze, by w 2021 r. znacząco zwiększyć udział w rynku. To efekt spadających kosztów produkcji akumulatorów (w ostatniej dekadzie ich ceny zmalały o 90 proc.), rosnącej presji regulacji klimatycznych i wsparcia antykryzysowego.
Na największym w Europie rynku niemieckim nastroje poprawiły się po grudniowym odbiciu. Tegoroczny wynik boli jednak niemiecką gospodarkę. Tym bardziej że spadek odnotowały wszystkie marki – m.in. Opel (–32,3 proc.), Volkswagen (–21,3 proc.) i Audi (–19,9 proc.). Na innych dużych rynkach jest jeszcze gorzej. Nie pomogły nawet wprowadzane w części krajów dopłaty do złomowania starych aut czy do zakupu nowych. Największy spadek wśród dużych europejskich rynków dotknął Hiszpanię. Należący do Volkswagena Seat zmniejszył sprzedaż o ponad 38 proc. We Włoszech Fiat Chrysler Automobiles zarejestrował o 27 proc. aut mniej niż rok wcześniej. Szacuje się, że kryzys oznacza dla włoskiego budżetu utratę 10 mld euro z VAT.
Wywodzące się z Francji koncerny Renault i PSA straciły po 25 proc. Francuska organizacja motoryzacyjna CCFA ocenia, że choć przyszły rok będzie lepszy, to o powrocie do poziomów rejestracji sprzed kryzysu można myśleć dopiero po 2025 r. W najbliższych latach wzrost ma wynieść kolejno 10,7 proc. i 10,5 proc. Brytyjska branża zaliczyła najgorszy wynik od 28 lat. Jak wylicza tamtejsze stowarzyszenie SMMT, kosztowało to motoryzację 20 mld funtów, a dla rządu utratę wpływów podatkowych w wysokości 1,9 mld funtów.
Kierunek wskazuje Norwegia, gdzie elektryki przekroczyły w 2020 r. 50 proc. udziału w sprzedaży nowych aut, a w grudniu odsetek ten sięgnął dwóch trzecich. Te wyniki to zasługa wprowadzanych od dekad zachęt, w tym zwolnienia e-samochodów z większości podatków i opłat. Odbiegają one od europejskiej przeciętnej. W III kw. 2020 r. spośród nowych aut kupowanych w UE napęd elektryczny miało co dziesiąte, 12,4 proc. stanowiły pojazdy hybrydowe, a kolejne 2,3 proc. stanowiły samochody oparte na paliwach alternatywnych – etanolu lub gazie. Łącznie segmenty te stanowiły mniej niż jedną czartą rynku wobec 47,5 proc. udziału aut na benzynę oraz 27,8 proc. diesli.
Pionierem jest Norwegia. Połowa nowych aut jeździ tam na prąd
Gdy spojrzymy na dynamikę poszczególnych kategorii, widać jednak, że to elektryki są technologią przyszłości. Według Bloomberga w perspektywie 2030 r. globalna sprzedaż aut elektrycznych może sięgnąć 26 mln, przekraczając jedną czwartą udziału w całym rynku samochodowym. Próg 50 proc. miałaby osiągnąć już w kolejnej dekadzie. W tym kierunku zamierza podążać Unia Europejska. Bruksela chce, żeby do 2030 r. po europejskich drogach jeździło co najmniej 30 mln bezemisyjnych aut. Wątpliwości co do perspektyw tak ambitnego celu podnosi branża. W 2019 r., jak wskazuje Europejskie Stowarzyszenie Producentów Samochodów (ACEA), jedynie 600 tys. z ponad 240 mln samochodów na terenie Unii było bezemisyjne. W ocenie organizacji do tak radykalnego wzrostu brakuje podstaw.
Elektryki są na topie w USA, gdzie transformacja motoryzacji ma być jednym z priorytetów administracji Joego Bidena. Przed wyborami demokrata obiecywał setki miliardów na rozwój zielonych technologii oraz budowę 500 tys. nowych stacji ładowania e-samochodów do 2030 r. Trend ten jest widoczny także na rynkach finansowych. Gigantyczne sukcesy odnotowała Tesla, która sprzedała w 2020 r. prawie 500 tys. elektrycznych aut – o 36 proc. więcej niż w 2019 r.. Jej prezes Elon Musk, z majątkiem szacowanym na 188 mld dol., wyprzedził właśnie założyciela Amazona Jeffa Bezosa w rankingu najbogatszych ludzi świata. Bezpośrednio przyczynił się do tego wzrost wartości akcji Tesli. Koniunkturę wyczuwa także Apple, które chce stworzyć napędzany elektrycznie samochód autonomiczny.
Polska branża w przeciwieństwie do brytyjskiego czy francuskiego rynku uniknęła całkowitego zamknięcia salonów w marcu i kwietniu. Mimo to spadki nad Wisłą również były znaczące. Potwierdziły się prognozy ekspertów, którzy wskazywali, że miniony rok zakończy się z wynikiem 20–25 proc. na minusie. Jednocześnie dane za grudzień są obiecujące. Liczba rejestracji nowych aut na poziomie 59,4 tys. sztuk to wynik niewiele gorszy od tego z grudnia 2019 r. Zauważalnie, bo o 16 proc. spadł import używanych samochodów. Średni wiek sprowadzanych pojazdów to nieco ponad 12 lat. Podobnie jak w innych częściach Europy, duży wzrost nowych rejestracji odnotowały elektryki. Według danych z końca listopada w Polsce było ich 17,1 tys., o 8,1 tys. więcej niż rok wcześniej.
O ile mniej nowych samochodów rejestrowano w 2020 r.