- Przybywa nauczycieli, którzy dokształcają się w kierunku drugiego przedmiotu nauczania - mówi w rozmowie z DGP Marek Pleśniar, dyrektor Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty.

Marek Pleśniar, dyrektor Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty / Dziennik Gazeta Prawna
Jak dziś planuje się pracę szkoły?
Ciężko. Szczególnie szkołom ponadpodstawowym, które najprawdopodobniej od września przyjmą o ok. 150 tys. uczniów więcej do pierwszych klas. W dyskusji wokół tego tematu słabo słychać argument, że odbędzie się to kosztem warunków, w jakich uczą się dzieci. Zapewne dojdzie do wydłużenia pracy placówek oświatowych. Trudniej będzie zorganizować zajęcia dodatkowe, pozalekcyjne, bo tam, gdzie jeszcze jej nie ma, zawita zmianowość. Do tego nie sposób dziś planować z pełną odpowiedzialnością kolejnego roku szkolnego, gdy mamy braki kadrowe.
Jak duże?
Są pojedyncze miejscowości, gdzie problem nie istnieje, ale w dużych i wielkich miastach jest on nagminny. Nakłada się na to gwałtownie rosnąca średnia wieku w zawodzie. Nauczyciele emeryci, owszem, są doraźnym remedium na braki kadrowe, zarazem widać trend odchodzenia na emeryturę od razu, gdy to możliwe. A młoda zmiana nie przychodzi chętnie do zawodu, skoro płaca w nim na starcie jest symbolicznie wyższa od płacy minimalnej. Obecnie mniejsza liczba ofert pracy w kuratoryjnych bazach może wynikać z tego, że dyrektorzy liczą na dopięcie siatki z tą załogą, którą mają. Bo rzeczywiście przybywa nauczycieli, którzy dokształcają się w kierunku drugiego przedmiotu nauczania.
Z nieoficjalnych rozmów w resorcie edukacji wynika, że to trend pożądany przez ministerstwo.
Ale wątpię, czy w ostatecznym rozrachunku korzystny dla uczniów. I tak wracamy do kwestii jakości kształcenia. Proszę sobie wyobrazić, że np. matematyk doszkala się na informatyka, który opiekuje się siecią i pracownią komputerową. Tą metodą zabito kiedyś technikę w szkołach. I generalnie to prosta droga do deprecjonowania przedmiotów wymagających specjalistów. Nie ma sposobu, by nauczyciel po kursie podyplomowym był w stanie ogarnąć na najwyższym poziomie zarówno swój pierwotny przedmiot, jak i ten nowo wyuczony. Choć zgadzam się, że jest to rozwiązanie odpowiadające na problemy szkół i te związane z wyrobieniem pensum.
Dyrektorzy mogą sięgać też po godziny ponadwymiarowe i z naszej sondy wynika, że tak robią.
Tu mamy do czynienia z manewrami, dla których tłem jest, za przeproszeniem, bieda oświatowa. Z mojej wiedzy wynika, że samorządy naciskają, by dyrektorzy ograniczali płatne zastępstwa. Jednocześnie jest presja w szkołach na nauczycieli, by je brali, sztukując tak godzinowe wakaty. Po żadnej ze stron nie ma cienia złej woli. Każdy chce wykonywać swoje zadania tak, by budżet się spiął, a szkoła mogła działać. Skutki uboczne tych manewrów można obserwować, śledząc zmiany w planach lekcji, gdzie co chwila pojawia się zastępstwo lub odwołanie zajęć.
Rozmawiały Paulina Nowosielska, Patrycja Otto