Braki kadrowe stawiają pod znakiem zapytania realizację dodatkowych lekcji, które – według planu MEiN – miały wyrównać poziom po roku zdalnej nauki.

Prawie 73 proc. szkół ma problemy kadrowe, w zdecydowanej większości placówek z tej grupy jest do pięciu wakatów, w ponad 6 proc. – przynajmniej sześć lub więcej. Najbardziej brakuje nauczycieli przedmiotów ścisłych: matematyki, fizyki czy chemii. To ważne w kontekście tego, że najczęściej wybieranym przedmiotem na zajęcia wspomagające jest właśnie matematyka (tak stało się w 34 proc. szkół) – wynika z ankiety zrealizowanej dla DGP przez Ogólnopolskie Forum Nauczycieli i Dyrektorów.
Dlatego dyrektorzy 84 proc. szkół deklarujących organizację tych zajęć (w skali kraju zgłosiło taką chęć prawie 16,9 tys. placówek) przyznają teraz, że nie są pewni ich powodzenia. 55 proc. wskazuje, że na przeszkodzie stoją braki kadrowe.
– Od ostatnich dni wakacji sen z powiek spędza mi zorganizowanie grafiku zajęć. Wola jest, pieniądze są, ale nie ma nauczycieli – mówi DGP Ryszard Sikora, dyrektor szkoły podstawowej w Krakowie.
W poprzednich latach przy brakach kadrowych szkoły sięgały po rozwiązanie w postaci dodawania nauczycielom pół etatu (półtora etatu to maksymalny wymiar). – Zajęć wyrównawczych nie mogą jednak prowadzić dyrektorzy lub wicedyrektorzy szkół (choć uczą np. polskiego czy matematyki). Nie mogą też osoby, które już mają wspomniane półtora etatu. Spowodowało to, że część dyrektorów żałuje decyzji o przyjęciu tych godzin – zaznacza w rozmowie z DGP Janusz Aftyka, przewodniczący Ogólnopolskiego Forum Nauczycieli i Dyrektorów.
Marek Krukowski, dyrektor podstawówki w Lublinie, martwi się o zajęcia z przedmiotów ścisłych. Na całą szkołę ma dwie nauczycielki fizyki. – Liczba osób, które postanowiły odejść z zawodu, nigdy nie była tak duża jak w tym roku. Na emeryturę przeszło siedem osób i tylko jedna zdecydowała, że może pozostać w pracy w mniejszym wymiarze – opisuje.
Samorządy przyznają, że otrzymują sygnały o trudnościach kadrowych. W Łodzi wolnych etatów nauczycielskich jest ok. 200 (na ponad 9 tys. zatrudnionych nauczycieli), a we Wrocławiu na ok. 8,5 tys. nauczycieli wciąż brakuje 700.
– Problem częściowego niedoboru kadry pedagogicznej rozwiązywany jest przez zatrudnienie emerytowanych nauczycieli oraz proponowanie nauczycielom zwiększonego wymiaru godzin pracy maksymalnie do 1,5 etatu – mówi Magdalena Czarzyńska-Jachim, wiceprezydentka Sopotu. – Ale nie wiemy, na jak długo takie rozwiązania wystarczą.
Piętrzą się też inne trudności. Małgorzata Targosz, dyrektor I LO w Kędzierzynie-Koźlu, wskazuje na przeładowany plan lekcji w szkołach ponadpodstawowych. – Nasza młodzież dociera do szkół z okolicznych wiosek. Odkąd samorządy przejęły organizację dojazdów, liczba busów jest bardzo ograniczona. Uczniowie mają 36 lekcji w tygodniu. A to oznacza konieczność organizowania zajęć wyrównawczych na dziewiątej czy dziesiątej godzinie lekcyjnej. W efekcie część osób już teraz zgłasza kłopoty z powrotem do domu i rezygnuje z zajęć. Mamy do wyrobienia do połowy grudnia 240 godzin, ale na pewno się to nie uda – mówi.
Pytanie, jak rozliczać te godziny. Tu nie ma pewności. Jedne szkoły zamierzają je wpisywać do arkuszy organizacyjnych, inne nie. Samorząd prowadzący liceum w Kędzierzynie-Koźlu chce, by szkoła właśnie w ten sposób je ewidencjonowała i podpisywała z nauczycielami aneksy do umów. – Ale jak to zrobić w sytuacji, kiedy nie jestem pewna ostatecznego powodzenia programu? Ile godzin wpisać? – zastanawia się dyrektor Targosz. Jej zdaniem należałoby rozliczyć zajęcia wyrównawcze jak godziny nadliczbowe.
Marek Krukowski nie wpisywał zajęć do arkusza. Pytany o sposób rozliczania, mówi: to pieśń przyszłości. – Nie wiem, czy nauczyciele będą dostawali pieniądze co miesiąc, czy zbiorczo, w grudniu (zajęcia dodatkowe mają trwać trzy miesiące – red.) – dodaje. Ta szkoła ma do zrealizowania 675 godzin zajęć dla klas IV–VIII. Dyrektor dał zgodę na uruchomienie lekcji zerowej, która rozpoczyna się o 7.05, by je zmieścić.
Problemem są też stawki godzinowe. W świadomości dyrektorów i nauczycieli utarła się informacja, że ma to być 70 zł brutto. Tymczasem to maksymalna stawka przyjęta przez MEiN, a wypłacana ma być ta, która wynika z zaszeregowania.
– Od organu prowadzącego słyszę teraz, że to samorząd dostaje pełną kwotę, natomiast wypłaca nauczycielowi stawkę w zależności od stopnia awansu i wykształcenia. W praktyce dla nauczyciela stażysty oznacza to nawet mniej niż połowę stawki MEiN – mówi jeden z pytanych przez DGP dyrektorów. Z tego powodu trudno mu znaleźć chętnych do prowadzenia zajęć. Nie jest to też stawka, która skusiłaby kogoś z zewnątrz.
O problemach z realizacją zajęć wyrównawczych pisaliśmy m.in. 1 września 2021 r. w tekście „Resortowe korepetycje dzielą szefów szkół, ministerstwo i samorządy”. Wskazywaliśmy, że rzeczywistość jest inna od opisywanej przez resort, według którego o popularności programu świadczą liczne zgłoszenia od szkół. Tymczasem z analizy ZNP wynikało, że dyrektorzy nie są pewni, czy wykorzystają pulę zajęć.
Teraz resort edukacji podkreśla w korespondencji z DGP, że z inicjatywy ministra Czarnka wprowadzono korektę przepisów, by jak największa liczba uczniów mogła skorzystać z pomocy. Zwiększona została liczba godzin wspomagających z 10 do 15 na oddział szkolny, został podwojony tygodniowy limit zajęć, co daje szkołom większą elastyczność ich organizacji.
Mimo to dyrektorzy szkół mówią o zasadzie ograniczonego zaufania. Są tacy, którzy postawili na wariant minimalny. – Mam 220 godzin na szkołę. Wychodzi ok. 70 godzin w miesiącu, dzielone na 15 oddziałów – wylicza Krzysztof Durnaś, dyrektor szkoły podstawowej w Łodzi. Obawia się, że uczniowie siódmych klas, które mają najwięcej lekcji, mogą rezygnować z tych dodatkowych. – W ostatnich wytycznych MEiN pojawiła się opcja łączenia uczniów między oddziałami. Szczególnie z przedmiotów ścisłych będą to więc raczej międzyklasowe konsultacje niż regularne lekcje – mówi.