To premier wyszedł z inicjatywą rozmów ze stroną chińską na temat szczepionki. Wiedza o wszystkich przesłankach tego pomysłu jest w rządzie - mówi Krzysztof Szczerski, sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta, pełnomocnik prezydenta do spraw utworzenia Biura Polityki Międzynarodowej
Prezydent Andrzej Duda rozmawiał z chińskim przywódcą Xi Jinpingiem o ewentualnym zakupie chińskich szczepionek. To była kurtuazja, czy rzeczywiście są takie plany?
W kontekście rosnącej fali zachorowań o rozmowę z chińską głową państwa poprosił pana prezydenta premier Mateusz Morawiecki. Była to zatem inicjatywa rządowa. Kwestia została poruszona z założeniem, że stworzy ona warunki do tego, by podjąć szczegółowe negocjacje handlowe. Bo przecież to nie miał być dar, ale normalna transakcja. Sygnał ze strony chińskiej był pozytywny. Prezydenci ustalili, że dalsze kroki będą podejmować firmy albo odpowiednie agendy rządowe. Jak później zakomunikowali przedstawiciele rządu, nie zapadła jednak decyzja, by przejść do dalszych rozmów.
Wydaje się, że z chińską szczepionką w UE są spore problemy. Europejska Agencja Leków nawet nie zaczęła jej autoryzować i ci, którzy zostaną nią zaszczepieni, mogą nie dostać szykowanego na wakacje „paszportu szczepionkowego”.
O szczegóły zmiany podejścia do zakupu chińskich szczepionek trzeba pytać rząd. Myślę, że czynnikiem, który w dużej mierze był i będzie brany pod uwagę, jest polityka europejska w zakresie szczepień. Zarówno jeśli chodzi o rejestrację nowych szczepionek, jak i o tzw. paszporty. Nie można przecież przyjąć dwóch szczepionek: chińską teraz, bo jest taka możliwość, by się ratować, a potem jeszcze drugą, by mieć „europejski paszport szczepionkowy”. Zresztą dyskusja o tym dokumencie powinna być moim zdaniem bardzo poważna, bo jego wprowadzenie nie może stanowić ingerencji w wolność obywatelską. Nie może być tak, że ktoś zaszczepiony legalną szczepionką spoza Europy może mieć problemy z realizowaniem swoich praw obywatelskich, na przykład swobody przemieszczania się. A trzeba też dodać, że szczepienia są dobrowolne. Paszporty nie mogą zatem stanowić instrumentu przymusu.
Rozmowa o chińskich szczepionkach to było rzeczywiście udrożnienie kanału handlowego? A może próba wzmocnienia w negocjacjach z koncernami farmaceutycznymi, które podpisały umowy z UE, ale zaliczają opóźnienia?
Powtarzam, bo pojawiały się w przestrzeni medialnej fałszywe interpretacje, to premier wyszedł z inicjatywą rozmów ze stroną chińską. Prezydent Duda po latach piastowania urzędu posiada bardzo dobre kontakty z głowami innych państw, w tym z przewodniczącym Xi. Stąd prośba premiera o wsparcie. Niemniej wiedza o wszystkich przesłankach tego pomysłu jest w rządzie. Ale racja, że był to też sygnał dla naszych partnerów europejskich, że sytuacja zaczyna być krytyczna i że to poszukiwanie na własną rękę jest realnym wyjściem z unijnego kryzysu szczepionkowego. Polska nie jest też żadnym wyjątkiem, bo kilka innych krajów rozmawiało na temat możliwości produkowania rosyjskiej szczepionki w zakładach na swoim terenie. Była też delegacja duńska i austriacka do Izraela. Były szczepienia chińskimi i rosyjskimi szczepionkami na Węgrzech. Wszystko odbywało się w atmosferze kryzysu wiarygodności programu europejskiego. Wiele krajów próbowało działać samodzielnie. Myślę, że te wszystkie działania zmobilizowały Komisję Europejską, by zajęła bardziej aktywną postawę w relacjach z koncernami.
Próbowano kontaktować się z dostawcami rosyjskich szczepionek?
Rząd nas o to nie prosił. Ale pytaliśmy o szczepionki naszych partnerów amerykańskich i stamtąd otrzymaliśmy odpowiedź, że nie ma możliwości produkcyjnych, które pozwoliłyby skierować dodatkowe duże partie do nas na zasadzie dwustronnej. Jak wiemy USA kierują pewne partie tylko do czasowego użytku, na zasadzie „pożyczki”, do swoich sąsiadów, co ma pomóc w opanowaniu pandemii na ich kontynencie.
Wygląda to na rewizję stanowiska prezydenta Donalda Trumpa i jego zapowiedzi z lata.
Sytuacja była inna. Wówczas spodziewano się, że szczepionka amerykańska będzie pierwsza i dużo bardziej ekskluzywna. Administracja Trumpa bardzo szybko uruchomiła badania nad szczepionką w różnych laboratoriach. W lecie wiele wskazywało na to, że Amerykanie będą mieli preparat pierwsi i to swojej wyłącznej produkcji. Dlatego prezydent Duda zapytał prezydenta Trumpa, czy podzieli się szczepionką z takimi sojusznikami jak Polska. Usłyszeliśmy odpowiedź, że tak. I to zostało powiedziane podczas wizyty w Białym Domu. Potem, jak wiemy sytuacja z produkcją szczepionek i ich rejestracją potoczyła się inaczej. Mają one charakter międzynarodowy. Dodatkowo pojawił się pomysł europejskiego programu szczepień. Natomiast jestem przekonany, że gdyby amerykańska szczepionka okazała się unikatowa i Europa miałaby jeszcze wiele miesięcy czekania na własną, to ustalenia obu prezydentów zostałyby zrealizowane.
Szczyt 17 plus jeden, w którym prezydent Duda brał udział na krótko przed swoją rozmową z Xi, okazał się prestiżową porażką Chin. Kraje bałtyckie odmówiły udziału na najwyższym szczeblu, podczas gdy Chiny reprezentował sam prezydent.
Ocenianie szczytu nie jest moją rolą, bo nie Polska była jego gospodarzem. Jak mówił podczas jego obrad prezydent Andrzej Duda, w naszym regionie nie wymuszamy na sobie spójnych zachowań, pod sznurek. Każde państwo ma prawo do indywidualnej ścieżki relacji z partnerami z zewnątrz. Polska kieruje się w tym wypadku jedną fundamentalną zasadą: żadne istotne spotkanie dotyczące naszego regionu nie powinno odbywać się bez naszego udziału. Stąd obecność prezydenta. Myślę natomiast, że dla strony chińskiej ważne było to, że żadne państwo nie odmówiło udziału, a szczyt się odbył w pełnym gronie.
Za czasów Trumpa kontakty polsko-chińskie nie były tak intensywne. Nowa administracja amerykańska wymusi większe otwarcie Polski na Chiny?
Czytam, także ostatnio w państwa gazecie, różne takie analizy nie zawsze opierające się na faktach. Chcę w związku z tym zapewnić o jednym. Polityka pana prezydenta jest przede wszystkim oparta na analizie sytuacji z perspektywy polskich interesów: „Poland first”. Dlatego działania innych państw są dla nas istotne jako kontekst, ale nie decydują o treści polityki. Proszę zwrócić uwagę, że z czasów dobrych stosunków z administracją Donalda Trumpa nie wychodzimy jako Polska z żadnym bagażem decyzji, które dziś mogłyby być postrzegane jako problematyczne. Potrafiliśmy mieć dobre relacje z prezydentem Trumpem zachowując naszą obecność multilateralną, nie wychodząc z porozumienia paryskiego czy WHO. Wręcz odwrotnie, Polska od dawna nie była tak aktywna na forum ONZ, jak przez ostatnie lata. Nie deklarowaliśmy też chęci skorzystania na wycofaniu wojsk amerykańskich z Niemiec. Niektóre państwa z naszego regionu liczyły, że te wojska trafią do nich i dzisiaj, po prawdopodobnej zmianie tej decyzji, mają z tym kłopot. Osiągnęliśmy z USA wiele, zachowując podmiotowość własnych celów. Kluczem było działanie na zasadzie obopólnych korzyści: „win-win”. Na takiej samej zasadzie rozwijamy dwustronne relacje z Chinami. Dzięki temu, przy różnych rozbieżnościach na przykład w kwestii bezpieczeństwa, nie notujemy ochłodzenia kontaktów z Pekinem. Co ważne w Polsce, w odróżnieniu od kilku innych państw europejskich, nie ma też problemu wyprzedaży w ręce Chin czy innych krajów ważnych elementów infrastruktury np. komunikacyjnej. To pozwala na samodzielną politykę i partnerstwo.
Polska dała kosza Huaweiowi projektując nowelizację ustawy o Krajowym Systemie Cyberbezpieczeństwa. To nie nadwyrężyło kontaktów z Pekinem?
Co do kwestii cyberbezpieczeństwa to myślę, że będzie nas czekała twarda dyskusja o odpowiednich standardach w europejskim gronie, ale oczywiście także z Chinami. Ja jestem zwolennikiem, by w tej sprawie Polska konsekwentnie trzymała się zasad ustalonych w ramach wspólnoty euroatlantyckiej. Sami nie jesteśmy w stanie postawić warunków. To musi być robione wspólnie. Dogadywanie się na własną rękę nas osłabi. Wysoka jakość współpracy z Chinami w wielu dziedzinach leży w interesie każdego państwa, w tym Polski. Niemniej w zakresie tematyki bezpieczeństwa zawsze powtarzaliśmy naszym chińskim partnerom, że priorytet mają nasze obowiązki sojusznicze choćby w ramach NATO. I tego oczekujemy od pozostałych państw zachodnich.
Taka spójność Zachodu wobec Pekinu jest możliwa?
I tu jest pies pogrzebany. W relacjach z Chinami europejska pozycja negocjacyjna byłoby znacznie silniejsza, gdybyśmy byli wobec siebie w UE lojalni. A nie jesteśmy. A jeszcze trzeba brać pod uwagę różnice między niektórymi państwami europejskimi a Stanami.
Ma pan na myśli umowę inwestycyjną?
Mówię o tym, że nigdy nie jest dobrze, jak w Unii jaskrawo widać, że zamiast jedności jest próba zawłaszczenia polityki przez grupę silnych. Kiedy rozmowy o relacjach pomiędzy UE a Chinami są prowadzone w trzy osoby: Angela Merkel, Emmanuel Macron i Xi Jinping to słyszymy, że zabierają oni głos w imieniu Europy. A gdy dochodzi do spotkania 17 plus jeden, to słyszymy, że to rozbijanie jedności. Tymczasem dla nas w relacjach gospodarczych z Chinami najważniejszy jest handel i otwieranie ich rynku na polskie towary. Rozumiem, że dla Niemiec dużo bardziej istotne są inwestycje i ich ochrona, bo je mają i to jeden z fundamentów ich przemysłu. Ale czy to znaczy, że w UE można tylko forsować umowę inwestycyjną z Chinami, a rozmawiać o naszym eksporcie rolnym do Chin to już nie
Trump grał ostro wobec Chin, a Europa miała mniej jednoznaczne podejście. Jak nowa administracja USA wpłynie na możliwość kreowania wspólnej polityki wobec Chin?
Nie jest przypadkiem, że umowa inwestycyjna została podpisana w okresie przejściowym administracji amerykańskiej. To było wykorzystanie momentu, by nowa administracja zastała Europę w nowych relacjach z Chinami. Prawdę mówiąc, nie kupuję narracji, że to strona chińska wymusiła na Europie tę umowę. Uważam, że jest to element realizacji strategii domykania pewnych decyzji w sytuacji, w której prezydent Biden z góry zadeklarował nowe otwarcie w relacjach z Europą, w tym Niemcami. Zostało to najwyraźniej uznane za danie de facto wolnej ręki w pewnych sprawach. Dlatego jednocześnie z umową chińską nastąpiło przyspieszenie budowy Nord Stream 2. Z obiema tymi sprawami administracja Bidena będzie miała problem, jeśli chodzi o relacje atlantyckie. Ale to nie my jesteśmy źródłem tego problemu. My poddajemy pozytywne rozwiązania, jak choćby Inicjatywa Trójmorza.
Nie jest tak, że ten brak spójności Zachodu wobec Chin przyniesie wkrótce bardzo konkretne konsekwencje? Jeśli chodzi o sieć 5G to wiele państw z braku jednej wykładni przyjmuje własne rozwiązania. Powstaje więc patchwork regulacyjny i technologiczny. Nie wróży to dobrze Zachodowi, jeśli wykluczanie największego konkurenta technologicznego odbywa się w sposób tak nieskoordynowany?
W negatywnym scenariuszu będzie tak, że kraje silne załatwią sprawę dwustronnie godząc się w pewnym zakresie na obecność chińskich technologii. A słabsze kraje europejskie albo będą musiały podążyć tym wzorem kupując wspólną technologię europejsko-chińską, albo – ponieważ nie będą miały oparcia w europejskich regulacjach – padną łupem chińskim. Brak spójności europejskiej nie szkodzi państwom dużym i silnym, ale słabszym, które staną przed bardzo ograniczonym wyborem.
A Polska?
My po pierwsze oczekujemy wspólnego stanowiska i jesteśmy gotowi go współtworzyć. Tu bardziej ufamy regulacjom uzgodnionym na forum natowskim. Po drugie, regulacje rynku teleinformatycznego będziemy załatwić po swojemu, w ich ramach.
Jak wyglądają dziś nasze stosunki z nową administracją USA ?
W polityce polsko-amerykańskiej wrócimy do dobrych, standardowych czasów. Nie możemy tego porównywać do okresu prezydentury Donalda Trumpa, bo to był szczególny prezydent i szczególny czas, który my znakomicie wykorzystaliśmy. Teraz wracamy do standardu, który znamy z wcześniejszych okresów. Jesteśmy bliskimi sojusznikami, mamy wspólne strategiczne projekty i to jest trwała baza. Nie ma, jak dotąd żadnych sygnałów o zmianie tego kursu. Dla mnie najistotniejsze jest to, że odbyły się trzy kierunkowe rozmowy, które ustaliły stanowiska obu państw po zmianie administracji w USA. To były rozmowy na szczeblu szef MSZ - sekretarz stanu, szef MON - sekretarz obrony oraz moja i ministra Pawła Solocha z doradcą prezydenta USA ds. bezpieczeństwa narodowego Jake’iem Sullivanem. Mamy drożne wszystkie trzy kanały komunikacji i to nas satysfakcjonuje. Z pewnością dojdzie też do rozmowy prezydentów, ale nie wywieramy tu żadnego nacisku, bo bierzemy poprawkę na warunki polityki w trakcie pandemii i dominację agendy wewnętrznej.
Proszę zwrócić uwagę, że w Białym Domu od momentu wyboru Joe Bidena nie było jeszcze żadnej wizyty. I nie jest to sygnał polityczny, tylko realia. Taki komunikat dociera do nas z Waszyngtonu. Nowa administracja amerykańska potwierdziła, że chce kontynuować współpracę polsko-amerykańską na najważniejszych polach, czyli bezpieczeństwa, Trójmorza czy współpracy we wspólnych instytucjach takich jak NATO. Na pewno ważne jest znalezienie wspólnej formuły współpracy w dziedzinie energetyki, tyle, że koncepcja nowej amerykańskiej polityki w tym obszarze dopiero powstaje. Jeśli będzie istotny zwrot ku zielonej energetyce, to zobaczymy, jaki to będzie miało wpływ z jednej strony na współpracę w dziedzinie LNG, a z drugiej przy rozwoju energetyki jądrowej. Wiemy także, że będzie dyskusja na tematy ideologiczne i dochodzą do nas sygnały, że przedstawiciele opozycji i tu w Warszawie i w Waszyngtonie wręcz szaleją, żeby wymusić jakieś ostre komunikaty w tych sprawach ze strony nowej administracji USA. Jest to zmasowana próba, by włączyć także Stany do wewnętrznej rozgrywki z polskim rządem wedle zasady „ulica i zagranica”.