Przychodnie i szpitale nieformalnie zbierają dane o leczących się u nich chorych. Za pomocą kolorów segregują ich na VIP-ów, konfabulantów czy furiatów.
Przychodnie i szpitale nieformalnie zbierają dane o leczących się u nich chorych. Za pomocą kolorów segregują ich na VIP-ów, konfabulantów czy furiatów.
Histeryczny, spóźnialski, roszczeniowy – takie określenia zapisują lekarze o pacjentach w nieformalnych bazach danych. Powstają one w szpitalach i przychodniach, zarówno tych publicznych, jak i prywatnych. Prawnicy przekonują, że to działanie na granicy prawa. Sami lekarze nieoficjalnie przyznają, że zbieranie i korzystanie z takich danych ułatwia im pracę.
– Lekarz zapytał, dlaczego mam czerwoną kropkę, oznaczającą, że jestem osobą awanturującą się – mówi pacjent jednej z warszawskich przychodni. Taki stygmat to zasługa pracowników recepcji.
W ten specyficzny sposób nasz rozmówca dowiedział się, że większość pacjentów przychodni ma kolorystyczne oznaczenia określające ich charakter, co z kolei rodzi uprzedzenia po stronie lekarza.
Sama przychodnia, która znajduje się w Warszawie, nie chce sprawy komentować. Z naszych informacji wynika jednak, że zbieranie danych w ten sposób nie jest odosobnionym przypadkiem.
W jednej z dużych prywatnych klinik medycznych w Polsce prężnie działał cały system nieformalnego gromadzenia informacji o pacjentach. W komputerze oprócz danych osobowych i medycznych do rubryki „inne uwagi” lekarze wpisują swoje uwagi. Konfabulant, histeryk, trudny w kontakcie – to niektóre z określeń, które pojawiały się obok nazwiska pacjenta. Były też i praktyczne informacje, choćby takie, że pacjent często się spóźnia, nie odwołuje wizyt, jest roszczeniowy. Pozytywnych informacji właściwie nikt nie wpisywał.
Opracowano również rozróżnienie kolorystyczne, za pomocą którego lekarz dostaje informacje o randze pacjenta. Czerwonym kolorem oznaczony jest VIP – prezes firmy albo ważny kontrahent, który wykupił w firmie szeroko zakrojony zakres ubezpieczenia medycznego. Czerwony to też sygnał dla lekarzy, że muszą być mili, nie mogą się spóźnić czy odwołać niespodziewanie wizyty.
– Korzystaliśmy z tego, to ułatwiało rozmowę z taką osobą – przekonuje jeden z lekarzy. Dodaje, że to rodzaj segregacji. Z tak jednoznacznych opisów zrezygnowano, kiedy zauważył je jeden z pacjentów i zrobił w przychodni awanturę.
Podobne praktyki są stosowane również w szpitalach. – To jedna z tych rzeczy, na które kładzie nacisk nasz ordynator. Szczególnie ważna przy przekazywaniu sobie pacjentów na dyżurze – mówi pediatra pracujący na oddziale dziecięcym w jednym ze szpitali specjalistycznych. W wewnętrznej dokumentacji znajdują się opisy, jaki jest kontakt z pacjentem. – Dla nas jest to szczególnie utrudnione, bo rozmawiamy z opiekunami dzieci. Są takie wpisy, że rodzic niechętnie udziela informacji albo nie dba o dziecko – wskazuje pediatra. Zaraz jednak dodaje, że taka wiedza zdecydowanie ułatwia pracę. I zaznacza, że nie informuje o tym pacjentów.
Co na to przedstawiciel Naczelnej Izby Lekarskiej Maciej Hamankiewicz? Jego zdaniem ocena stanu psychicznego pacjenta jest jednym z elementów badania lekarskiego. – Dla całego zespołu lekarskiego i pielęgniarskiego ważna jest każda informacja o pacjencie, nawet ta, że pacjent lekceważy proces leczenia i osoby starające się mu pomóc – przekonuje. – Im więcej informacji o pacjencie posiada zespół, również tych psychospołecznych – tym lepiej. Lekarz, który nie zna pacjenta, ma szansę w ten sposób go poznać – dodaje Hamankiewicz.
Prawnicy nie mają takiej pewności. – Informacje dotyczące charakteru pacjenta, zbierane w celu ułatwienia kontaktu z nim, nie mieszczą się w granicach danych medycznych, które szpital może przetwarzać zgodnie z prawem – twierdzi Izabela Kowalczuk, radca prawny z kancelarii Bird & Bird. Jej zdaniem w kontekście zbierania danych dotyczących charakteru pacjentów należy wziąć pod uwagę dwie podstawy prawne: pierwsza z nich to uzasadniony interes administratora danych (szpitala), a druga to zgoda pacjenta. – Nie należy wykluczyć, że pierwsza przesłanka, tj. uzasadniony interes, miałaby zastosowanie, ale tylko w zakresie niektórych danych (np. dotyczących spóźnień). Zgoda mogłaby być jednak dla szpitala niewygodna i trudna do uzyskania, gdyż każdy z pacjentów musiałby ją podpisać lub w inny sposób wyrazić, np. w trakcie nagrywanej rozmowy z rejestratorem – dodaje.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama