Inne miasta też chcą mieć metro. Kraków wycenił je na 8–12 mld zł
Samorządowe dinozaury mogą spać spokojnie
Nie tylko Hanna Gronkiewicz-Waltz, także dzięki metru, ma już właściwie zapewnioną reelekcję. Wygląda na to, że w listopadowych wyborach pozycja niemal wszystkich znanych, długoletnich prezydentów największych miast jest niezagrożona. I to nie zawsze z uwagi na ich zasługi dla mieszkańców. – Po prostu nie mają z kim przegrać – mówi dr Rafał Chwedoruk, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego. Nie bez znaczenia jest też ich sytuacja polityczna. – Władza prezydenta dużego miasta jest dziś gigantyczna, większa niż lider średniej wielkości partii – wskazuje dr Chwedoruk.
Hanna Gronkiewicz-Waltz ma już za sobą poważny, zwycięski dla niej sprawdzian w postaci zeszłorocznego referendum odwoławczego. Fakt, iż inicjatorowi tego plebiscytu, burmistrzowi dzielnicy Ursynów Piotrowi Guziałowi, nie udało się pozbawić prezydent stolicy stanowiska, znacznie osłabia jego pozycję w nadchodzących wyborach jako kandydata Warszawskiej Wspólnoty Samorządowej. Poza tym żaden z obecnych prezydentów miast nie ma takiego przedwyborczego asa w rękawie jak otwarcie II linii metra. – Opozycja przegra, bo nie potrafiła przez ostatnie 3,5 roku znaleźć kandydatów na tyle silnych, by zagrozić Hannie Gronkiewicz-Waltz. Kandydowanie to pełen etat, działalność, którą trzeba rozpocząć kilkanaście miesięcy przed wyborami i konsekwentnie prowadzić – uważa dr Olgierd Annusewicz, zastępca dyrektora Ośrodka Analiz Politologicznych UW.
Kolejnym kandydatem nie do ruszenia wydaje się prezydent Krakowa Jacek Majchrowski. Choć wcześniej związany z lewicą, dziś kandydat niezależny, który konsekwentnie zyskuje na rywalizacji między PO i PiS. PiS dopiero pod koniec sierpnia zgłosi swojego kandydata, zaś PO wystawiła radną Martę Patenę. Realnym zagrożeniem dla Majchrowskiego może być ewentualna kandydatura Jarosława Gowina, choć w starciu z obecnym prezydentem eksperci dają Gowinowi co najwyżej szansę na dojście do drugiej tury. Majchrowski wciąż przoduje w sondażach i to mimo kompromitacji miasta w związku z próbą zorganizowania zimowych igrzysk olimpijskich.
W Poznaniu faworytem jest urzędujący od 1998 r. Ryszard Grobelny. Nie dość, że cieszy się silną pozycją w strukturach samorządowych (jest szefem Związku Miast Polskich), to jeszcze korzysta ze słabości konkurentów. Zarówno Platforma, jak i PiS wystawią tych samych kandydatów (PO – społecznika i przedsiębiorcę Jacka Jaśkowiaka, PiS – szefa struktur partii w regionie Tadeusza Dziubę), którzy w ostatnich wyborach nie zagrozili pozycji Grobelnego. – Być może pomysł PO i PiS nie jest zły, bo te osoby już startowały w wyborach. Ale pytanie, jaka jest ich rozpoznawalność od tamtej pory i co robiły przez ostatnie 3,5 roku, by wygrać wybory – zwraca uwagę dr Olgierd Annusewicz.
Pewnym swego może być prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz. To on dyktował warunki w rozmowach z Platformą, która nie wystawi własnego kandydata. Podobne porozumienia PO zawarła z Piotrem Uszokiem z Katowic i Tadeuszem Truskolaskim z Białegostoku. Jak ustaliliśmy, premier odbędzie podobną rozmowę z prezydentem Nowej Soli (woj. lubuskie) Wadimem Tyszkiewiczem, oficjalnie bezpartyjnym, choć sympatyzującym z PO.
Niektórzy kandydaci są na tyle pewni swego, że do ostatniej chwili zwlekają z oficjalnym ogłoszeniem kandydatury. Dotyczy to m.in. prezydenta Gdyni Wojciecha Szczurka, Pawła Adamowicza z Gdańska czy Krzysztofa Żuka z Lublina. – Urzędujący prezydent z reguły jest faworytem, więc nie musi przebierać nogami – usłyszeliśmy od pracownika jednego z urzędów.
Zdaniem dr. Rafała Chwedoruka możemy spodziewać się mniejszej frekwencji w tegorocznych wyborach niż cztery lata temu. – Mieszkańcy są rozczarowani polityką, a często tymi rozczarowanymi są wyborcy Platformy. W tym rozgoryczeniu jedyna nadzieja kandydatów popieranych przez inne partie.