Po wyroku Trybunału Konstytucyjnego spółki wykonawcze będą walczyć o kontrakt do upadłego. A państwowa dyrekcja będzie musiała podpisywać umowy, ryzykując wypłaty odszkodowań w przyszłości
Obwodnice Łodzi i Częstochowy na autostradzie A1, częściowo podziemna południowa obwodnica Warszawy, ekspresówki: S17 z Warszawy do Lublina oraz S7 na obwodnicy Radomia i na południe od Kielc. To tylko niektóre z imponującej listy nowych tras z planów minister infrastruktury Elżbiety Bieńkowskiej. Druga połowa roku – przed wyborami samorządowymi – miała być czasem podpisywania umów i wbijania pierwszych łopat. Ale na horyzoncie pojawił się duży znak zapytania.
W wywiadzie dla DGP nowa szefowa Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad Ewa Tomala-Borucka zapowiedziała, że wkrótce blisko 50 przetargów ogłaszanych od czerwca zeszłego roku wejdzie w fazę składania ofert, a większość umów powinno się udać zawrzeć do końca 2014 r.
– Ten plan może nie wypalić z powodu ostatniego wyroku Trybunału Konstytucyjnego, który uznał wysokość wpisu do sądu na skargę na orzeczenie Krajowej Izby Odwoławczej za niekonstytucyjną – twierdzi Rafał Bałdys, wiceprezes Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa.

100 tys. zamiast 5 mln zł

Chodzi o to, że oferent, który nie zgadza się z wynikami przetargu, ma prawo złożenia odwołania do KIO. Jeśli izba stanie po stronie inwestora, może zaskarżyć to do sądu. Jeszcze niedawno bariera była taka, że wnosząc skargę, firmy musiały przy zleceniach budowlanych o wartości przekraczającej kilkadziesiąt milionów złotych wpłacić 5 mln zł – a w razie przegranej kwota przepadała. Trybunał wlał nadzieję w serca prezesów budowlanki, uznając, że opłata powinna wynosić maksymalnie 100 tys. zł. Branża zabiegała o to od lat.
Im bliżej wielkiego otwierania ofert, tym bardziej nerwowo. Od połowy 2013 r. dyrekcja ogłosiła już przetargi na budowę ponad 850 km dróg – w tym 12 obwodnic o łącznej długości 137 km. Szacowana wartość wszystkich ogłoszonych przetargów to 67,5 mld zł. To ma być nowe infrastrukturalne rozdanie, które odegra rolę paliwa dla gospodarki. Ale zanim budowlany wehikuł ruszy, może się zakrztusić.
– Wykonawcy będą korzystali z przychylnego wyroku trybunału, kierując do sądu prawie wszystkie niekorzystne dla nich wyroki KIO. To zablokuje wszystkie postępowania na wiele miesięcy, nie wspominając o tym, że sparaliżuje sądy – twierdzi Rafał Bałdys z PZPB.
– Po wyroku trybunału liczba skarg na orzeczenia KIO znacząco wzrośnie – nie pozostawia złudzeń Tomasz Darowski, partner w Kancelarii Domański, Zakrzewski, Palinka. – Skoro opłata za skargę mogła sięgnąć nawet 5 mln zł, to ta kwota przekraczała możliwości finansowe wielu firm. Przedsiębiorcy, nawet jeśli byli pewni racji, nie dochodzili praw przed sądem, bo było to dla nich zbyt ryzykowne. Teraz sytuacja się diametralnie zmieni – przewiduje.
Zaporową opłatę ustawodawca wprowadził celowo, żeby zapewnić szybsze tempo rozstrzygania postępowań i umożliwić boom inwestycyjny. Teraz wahadło znów przechyliło się na drugą stronę.
– Otoczenie prawne się zmieniło, bo zniknęła bariera dostępu do sądu wykonawców, których dotychczas odstraszała wysoka opłata. Druga strona medalu jest taka, że nowe regulacje pozwolą na protestowanie dla zasady, nawet jeśli z góry będzie to skazane na niepowodzenie – przyznaje Dariusz Blocher, prezes Budimeksu.
W większości odpytanych przez nas spółek budowlanych usłyszeliśmy, że z otwartej szerzej furtki odwoławczej zamierzają korzystać. – Skoro jest taka ścieżka, a ryzyko niewielkie, to pójdziemy nią, jak tylko nadarzy się okazja – usłyszeliśmy.

Gra va banque

Inwestorzy nie są jednak całkowicie bezbronni. Przepisy stanowią bowiem, że skarga do sądu nie blokuje możliwości zawarcia kontraktu. Można sobie wyobrazić sytuację, w której inwestor od razu po rozstrzygnięciu KIO podpisuje umowę z wybranym w przetargu oferentem. A później sąd przyznaje rację spółce, która złożyła drugą w kolejności ofertę.
– W tej sytuacji anulowanie kontraktu nie wchodzi w grę, za to oferent, który wygrał w sądzie, może domagać się od inwestora odszkodowania. Dlatego spodziewam się, że większość zamawiających dla bezpieczeństwa będzie czekała z podpisaniem umowy do zakończenia drogi odwoławczej w sądzie. To może bardzo wydłużyć proces udzielania zamówienia – mówi mecenas Tomasz Darowski.
Biuro Prawne GDDKiA nie udzieliło nam wczoraj odpowiedzi na zadane w tej sprawie pytania. Jak się jednak dowiedzieliśmy, ogólna zasada będzie taka, że dla bezpieczeństwa z podpisaniem kontraktu inwestorzy będą czekali w blokach startowych na wyrok sądu. Według naszego informatora tylko przy inwestycjach priorytetowych, którymi będą chcieli pochwalić się przed wyborami, możliwa jest gra va banque.
– Po pierwsze, kluczowa jest analiza prawna uzasadnienia KIO, na podstawie której można próbować ekstrapolować późniejszy wyrok sądu. Najważniejsze jest jednak oszacowanie potencjalnego odszkodowania, które w praktyce oznacza konieczność zwrotu utraconej marży – usłyszeliśmy.
Ta bardzo rzadko przekracza 5 proc. wartości kontraktu.
– Prawnicy dyrekcji będą sprawdzali różnicę kwot między pierwszą ofertą i drugą. Jeśli będzie mniejsza niż 5 proc., wtedy zaryzykują. To będzie drogowy poker – mówi nasz informator.

To miał być czas wielkich kontraktów. Ale nie będzie