Co piąta polska wieś nie ma szerokopasmowego internetu. Można tam próbować złapać sieć mobilną, ale nie wszędzie się to uda. Połowa miejscowości na Śląsku i w Małopolsce jest offline.
Większość z 4299 miejscowości pozbawionych dostępu do naziemnego internetu szerokopasmowego to małe wsie do 100 mieszkańców. Ale choć są małe, to łącznie znajduje się w nich 118 tys. budynków. O dziwo, to o 5 proc. więcej niż rok wcześniej. Tak wynika z najnowszego raportu Urzędu Komunikacji Elektronicznej.
Wprawdzie według UKE te 5 proc. to tylko nieznaczne wahnięcie związane z projektami „optymalizacyjno-relokacyjnymi sieci telekomunikacyjnej” jednego z dużych operatorów, ale to oznacza, że niemal co piąta wieś w Polsce nie ma dostępu do naziemnego internetu szerokopasmowego. Największy procent miejscowości bez dostępu do sieci jest w województwach małopolskim (52 proc.), śląskim (49 proc) i podkarpackim (48 proc.). Z drugiej strony jest Dolny Śląsk (tylko 11 proc. wsi wciąż nie ma wybudowanej infrastruktury internetowej), Podlasie (13 proc.) i Łódzkie (16 proc.).
Większość tych białych plam na internetowej mapie kraju znajduje się w buforze sieci LTE (czyli do 10 km od nadajnika), więc można łapać w nich internet mobilny. Ale nie wszystkie. W 734 wsiach na internet w ogóle nie ma co liczyć. To tam w pierwszej kolejności powinno się doprowadzić sieć w ramach Programu Operacyjnego Polska Cyfrowa. W pierwszym konkursie dla małych i średnich operatorów na ostatnią milę wskazano 324 wsie, w których czas zatrzymał się przed rewolucją cyfrową. Tyle że wnioski od telekomów, które były chętne, by pozyskać takie dofinansowanie, dotyczyły ledwie 200 miejscowości. Stało się tak, jak opisywaliśmy: 30 proc. miejsc określanych jako wykluczone cyfrowo nadal nie będzie miało dostępu do szybkiego internetu, bo nie ma chętnych do jego budowy. – Choć statystyki mówią o sporym przyroście sieci szerokopasmowych, to jest sporo do zrobienia, bo ten rozkład internetowy jest cały czas dosyć nierównomierny – uważa Krzysztof Głomb ze stowarzyszenia Miasta w Internecie.
Statystycznie sytuacja wygląda coraz lepiej. Jak podaje UKE, w 2015 r. odnotowano 30-proc. przyrost długości sieci światłowodowych. W efekcie na koniec ubiegłego roku długość sieci w Polsce wyniosła prawie 420 tys. km. Ale mimo tych wzrostów dostęp do internetu szerokopasmowego nie jest równomierny, co widać po danych mówiących o średniej gęstości infrastruktury przewodowej w Polsce. Dla całego kraju to 1,41 km/km2. Ale już na Śląsku jest to 4,73 km/km2, a w województwach warmińsko-mazurskim, opolskim, zachodniopomorskim i lubuskim – poniżej 1 km.
– Z jednej strony UKE dopiero co przekonywał, że nasycenie usługami dostępu do sieci w przeliczeniu na gospodarstwa domowe wynosi 102 proc., a z drugiej pokazuje wykaz miejscowości, w których tego internetu nie ma – zauważa Piotr Marciniak z Krajowej Izby Komunikacji Ethernetowej, zrzeszającej najmniejszych operatorów telekomunikacyjnych.
Nasycenie może przekroczyć 100 proc., jeśli duża liczba gospodarstw ma dostęp do kilku sieci, np. internetu stacjonarnego i mobilnego jednocześnie. – Dlatego dane o miejscowościach bez sieci szerokopasmowej są jak najbardziej realne. A w tych, gdzie jest wskazywany dostęp do internetu mobilnego, sytuacja może być różna, bo jakość radiowego sygnału różni się w poszczególnych częściach Polski – uważa Głomb. Dlatego, choć operatorzy deklarują wzrost liczby miejscowości, w których zasięgi sieci LTE są dostępne (pod koniec 2014 r. było ich w Polsce ponad 8 tys., a na koniec 2015 r. – już 14,5 tys.), to jednak często ten dostęp jest głównie deklaratywny.
Co więcej, dostęp do internetu o szybkości minimum 30 Mb/s (a taki wskazuje Komisja Europejska jako minimum) ma wciąż zaledwie 39 proc. budynków i to w miejscowościach powyżej 5 tys. mieszkańców. W mniejszych, do 100 mieszkańców, ten warunek spełnia ledwie 6 proc. budynków. – Mamy wciąż spore środki unijne na budowę takiej sieci, więc jest szansa, że uda się pokryć pozostałe białe plamy. Ale to nie będzie wcale prosty proces, bo zostały najbardziej wymagające, niekorzystnie położone miejscowości – podkreśla Głomb.
Cyfryzacja według Unii
Tempo cyfryzacji krajów Unii Europejskiej opisuje przyjęta w 2010 r. Agenda Cyfrowa. Dokument wyznaczył cele w ramach budowania innowacyjnej gospodarki, które Unia powinna osiągnąć w ciągu dekady. W dziedzinie rozwoju szybkiej infrastruktury sieciowej wskazał potrzebę zapewnienia szerokopasmowego dostępu do sieci dla wszystkich w Unii do 2013 r. Jak widać, nie udało się. Na dostęp do łączy o dużo większej prędkości transmisji danych (ponad 30 Mb/s) dla wszystkich zostawiono czas do 2020 r. W tym samym czasie co najmniej 50 proc. gospodarstw domowych powinno mieć też dostęp do łączy o prędkości powyżej 100 Mb/s.
Już teraz wiadomo, że spora część krajów Unii nie da rady wypełnienić tych zobowiązań. Z najnowszego podsumowania eGovernment Factsheets 2016, przygotowanego w oparciu o dane Eurostatu, wynika, że tempo inwestycji nie tylko w Polsce nie jest zadowalające. Właściwie tylko kraje nordyckie, Beneluks, Estonia i Niemcy wypełniły zobowiązania z Agendy. Na dobrej drodze są Wielka Brytania, Irlandia, Francja, Czechy, Słowenia i Słowacja. U nas jest źle, jednak nie najgorzej. Najsłabsza sytuacja pod względem sieci stacjonarnej – ledwie 51 proc. gospodarstw domowych podłączonych – występuje we Włoszech. A w mobilnej – 28 proc. gospodarstw i przedsiębiorców ze stałym połączeniem – na Węgrzech.
Jednak w Polsce, choć realizacja cyfryzacyjnego planu trwa już sześć lat, to wciąż odbiegamy od USA (pokrycie siecią mobilną sięga 101 proc. gospodarstw), Korei Płd. (105 proc.), nie mówiąc już o Japonii (116 proc.).