Przepisy nie określają maksymalnej temperatury, po przekroczeniu której można by odmówić świadczenia obowiązków. Jak podkreślają eksperci, byłoby to trudne do zrobienia, choć nie niemożliwe.
Prawo chroni zatrudnionych w razie chłodu. Wskazuje, że temperatura w pomieszczeniach pracy nie może być niższa niż 14 stopni Celsjusza lub 18 stopni w przypadku wykonywania prac lekkich i biurowych. Przepisy nie przewidują jednak takich ograniczeń w przypadku upałów. Nawet jeśli – tak jak obecnie – są one długotrwałe. Zobowiązują jedynie firmy do dostarczenia napojów chłodzących.
– Moim zdaniem to luka w przepisach i warto się zastanowić, jak ją usunąć – zauważa Izabela Zawacka, radca prawny z kancelarii Wojewódka i Wspólnicy.
– Skoro regulacje określają minimalną temperaturę w środowisku pracy, to można też ustalić maksymalny jej poziom. Trzeba jednak pamiętać, że diabeł tkwi w szczegółach. Chodzi np. o ustalenie, jakie skutki wywołuje przekroczenie takiej górnej granicy ciepła – podkreśla Magda Walkowiak z Ośrodka Konsultingowo-Szkoleniowego BHP-KOMPLEX.
Ile stopni?
Problematyczne byłoby już samo wskazanie maksymalnej temperatury, przy których można świadczyć pracę.
– Nie jestem przekonany, czy udałoby się ją jednoznacznie ustalić. Różna może być bowiem reakcja na pracę w upale, np. w zależności od rodzaju wykonywanych obowiązków – zastrzega Andrzej Nowak, wiceprezes Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Pracowników Służby BHP, biegły sądowy w zakresie bezpiecznych i higienicznych warunków pracy.
Podaje przykład osób wykonujących prace na budowie i tych zatrudnionych w biurze.
– Wykonywanie zadań na otwartej przestrzeni przy temperaturze 35 stopni w słońcu nie jest dla pracownika budowy niczym szczególnym. Tymczasem praca w zamkniętym pomieszczeniu, w którym jest tak ciepło, będzie problemem dla znacznej części osób – dodaje.
Trzeba byłoby więc określać oddzielnie maksymalną temperaturę przy pracy wewnątrz i na zewnątrz pomieszczeń. I tu znów zaczynają się schody. W przypadku pracy na zewnątrz firma nie ma przecież wpływu na temperaturę otoczenia. Przepisy nie określają obecnie także minimalnych temperatur, które uzasadniałyby odmowę pracy na otwartej przestrzeni. Rozporządzenie z 26 września 1997 r. w sprawie ogólnych przepisów bhp (t.j. Dz.U. z 2003 r. nr 169, poz. 1650 ze zm.) wskazuje jedynie, że przy pracach wykonywanych na zewnątrz lub w nieogrzewanych obiektach należy zapewnić podwładnym pomieszczenia (blisko miejsca pracy) umożliwiające im schronienie się przed opadami atmosferycznymi, ogrzanie oraz zmianę odzieży. Powinna być w nim zapewniona temperatura w wysokości co najmniej 16 stopni Celsjusza (jeśli nie jest możliwe zapewnienie takiego pomieszczenia, firma musi zapewnić źródła ciepła na zewnątrz, np. koksowniki).
– Warto rozważyć, czy analogicznie nie można by wprowadzić rozwiązania, zgodnie z którym w sytuacji gdy temperatura na zewnątrz przekracza wysoki poziom, zatrudniający musi zapewnić klimatyzowane pomieszczenie, w którym pracownicy mogą się ochłodzić – wskazuje Magda Walkowiak.
W praktyce oznaczałoby to rozszerzenie uprawnienia, które już dziś przysługuje osobom wykonującym obowiązki w pomieszczeniach, w których temperatura spowodowana procesami technologicznymi jest stale wyższa niż 30°C (czyli np. w hutach). Pracodawca musi zapewnić im klimatyzowane pomieszczenia do wypoczynku. Jednak i to rozwiązanie powoduje problemy.
– Nie zawsze pracodawca będzie w stanie zapewnić wychłodzone pomieszczenia w pobliżu miejsca pracy osób wykonujących zadania np. na otwartej przestrzeni. Oznaczałoby to też spore koszty – tłumaczy Andrzej Nowak.
W przypadku pracujących wewnątrz budynków przepisy już teraz zobowiązują firmy do zapewniania wymiany powietrza w takich obiektach (wskazują też w jakich przypadkach powinna być zastosowana wentylacja). Państwowa Inspekcja Pracy podkreśla, że jeśli pomieszczenia nie są wyposażone w klimatyzację, pracodawca powinien zaopatrzyć pracowników w wiatraki, a okna zasłonić, tak by uchronić pomieszczenie przed nagrzaniem. Przepisy nie wskazują, że jeśli pomimo takich działań temperatura w budynku przekracza np. 35 stopni, można przerwać świadczenie obowiązków i udać się w chłodniejsze miejsce.
– Teoretycznie jest to możliwe bez konieczności określania maksymalnych wysokości temperatur. Zgodnie z k.p. w razie gdy warunki pracy nie odpowiadają przepisom bhp i stwarzają bezpośrednie zagrożenie dla zdrowia lub życia pracownika albo gdy wykonywana przez niego praca powoduje niebezpieczeństwo dla innych osób, zatrudniony może powstrzymać się od wykonywania obowiązków, zawiadamiając o tym niezwłocznie przełożonego – tłumaczy Izabela Zawacka.
Praktyka jest jednak inna.
– Nie znam przypadku, aby pracownik przerwał wykonywanie obowiązków ze względu na zbyt wysokie temperatury. Byłaby to kwestia sporna, a z doświadczenia wiem, że sądy interpretują generalne zasady wąsko. Skoro przepisy bhp nie zakazują pracy przy wysokich temperaturach, to niełatwo byłoby udowodnić, że jest to powód do przerwania wykonywania obowiązków – podnosi Andrzej Nowak.
Magda Walkowiak przytacza inne konsekwencje, z jakimi musiałyby się zmierzyć osoby przerywające pracę ze względu na upał. – Zapewne usłyszałyby od przełożonego, że na ich miejsce ma kilka innych chętnych do pracy. Choć zwolnienie pracownika wcale nie jest takie proste, to jednak czasem już sama groźba utraty źródła zarobkowania zniechęca zatrudnionych do walki o poprawę warunków, w jakich świadczy się obowiązki – zaznacza.
Podaje przykład firmy, której pracownicy otrzymywali wynagrodzenie akordowe. Pracowali w zamkniętej hali produkcyjnej, w której panowała bardzo wysoka temperatura. Zdarzało się, że niektóre osoby mdlały (wzywano pogotowie), ale nikt nie chciał przerwać pracy, bo zależało im na zarobku. Zdaniem ekspertów to właśnie kwestia wynagrodzenia może być jedną z najistotniejszych barier w ustaleniu maksymalnych temperatur uzasadniających przerwanie pracy. Jeśli za czas odstąpienia od zadań ze względu na upał przysługiwałoby wynagrodzenie, to rozwiązanie takie negatywnie ocenią pracodawcy. Już dziś mogą oni przecież np. skracać dzień pracy w razie wysokich temperatur, ale rzadko to robią, bo tracą na tym finansowo.
No to sjesta?
Rozwiązaniem problemu mogłoby być zwalnianie pracowników z obowiązku świadczenia pracy w godzinach, w których temperatury osiągają najwyższy poziom (np. między 12 a 15). Po tym czasie podwładni wracaliby na miejsce pracy i kończyli dniówkę. Taki tryb pracy jest często wykorzystywany w krajach o klimacie gorętszym niż ten panujący w Polsce.
– Teoretycznie można by go stosować już teraz. Przepisy umożliwiają np. wprowadzenie godzinnej, bezpłatnej przerwy na załatwienie spraw osobistych lub spożycie posiłku. Można też stosować system przerywanego czasu pracy, który przewiduje jedną przerwę w czasie dnia pracy, nie dłuższą niż pięć godzin, za którą przysługuje połowa wynagrodzenia przestojowego – wylicza Andrzej Nowak.
W praktyce – głównie ze względu na kwestie kulturowe – stosowanie sjesty byłoby trudne. Tradycja taka w Polsce nie jest zakorzeniona – w środku dnia nie zamyka się urzędów, firm czy punktów usługowych lub handlowych.
– Poza tym pracodawcy byliby przeciwni takiemu rozwiązaniu, bo w wielu przypadkach nie da się np. wstrzymać produkcji na pół dnia i ruszyć z nią ponownie po kilku godzinach. Uzasadnione byłyby także zapewne ich argumenty o konieczności dotrzymywania terminów zlecenia lub usługi – twierdzi Magda Walkowiak.