Sześć lat temu ojcu i synowi prokuratura postawiła zarzuty pomocnictwa w nielegalnym utrwalaniu i rozpowszechnianiu filmów, nagrań i oprogramowania. Dziś swój model biznesowy dopracowali. I to tak, że rządzą milionami dusz polskich internautów.
Ten tekst najłatwiej byłoby zacząć na dwa sposoby. Pierwszy: rodzimy serwis z pirackimi treściami podbija internet i ma już więcej użytkowników niż oficjalne portale z wideo na życzenie (VoD). Na CDA.pl co miesiąc zagląda 5,5 mln osób, a legalni nadawcy nie są w stanie poradzić sobie z taką działającą na pograniczu prawa konkurencją. Drugi: wrocławski portal podbija nasz internet. Powstał 13 lat temu, zanim pojawił się YouTube. Działa podobnie do niego i dziś pomału odbiera amerykańskiemu gigantowi użytkowników w naszym kraju. Jest już 16. najpopularniejszą stroną w polskim internecie, a w kategorii rozrywka zajmuje czwarte miejsce. Ale zaczniemy inaczej.
Jest 31 października 2009 r. Sobota. Dokładnie jak w tym roku – 1 listopada wypada w niedzielę i nie będzie dłuższego weekendu. Ale 41-letni wówczas Jarosław i jego 21-letni syn Łukasz nawet ten krótki weekend mają zepsuty. Bo do ich wrocławskiego mieszkania wchodzi policja. Przez kilka dni o akcji nie wiadomo, tylko w internecie pojawia się coraz więcej plotek, bo działający od dwóch lat, zdobywający coraz większą popularność serwis OdSiebie.com, służący do wymieniania się plikami, przestaje działać. Aż w środę w sieci wybucha bomba. Założyciele portalu zostali aresztowani! (to nieprawda, byli zatrzymani). Grozi im pięć lat więzienia. Piraci trafią za kratki! – krzyczą nagłówki tekstów w internecie.
Policja enigmatycznie informuje w komunikacie, że „sprawcy przyjmowali nielegalne oprogramowanie, a następnie umożliwiali pobieranie go innym osobom”. W internecie wrze. To w końcu pierwszy w Polsce przypadek tak spektakularnego postawienia zarzutów w związku z piractwem. Konferencję urządza Związek Producentów Audio-Video, chwaląc się ogromnym sukcesem – to po ich skardze sprawą zajęli się śledczy.
Ale sześć lat później Jarosław i Łukasz Ćwiekowie mają się świetnie. Wprawdzie nigdy nie odbudowali zamkniętego w 2009 r. serwisu, ale za to po cichu, bez rozgłosu i reklamy, bez znajomości w branży (nie kojarzą ich nawet obrotni wrocławscy spece od nowych mediów) stworzyli portal, który coraz bardziej spędza sen z powiek poważnym graczom. Psuje szyki telewizjom – tym internetowym i tradycyjnym, kinom oraz dystrybutorom filmów. Oparty podobnie jak OdSiebie.com na społecznościowej wymianie plików z miesiąca na miesiąc ma coraz lepsze wyniki.
Pani ogląda, pan ogląda
Przeglądając dane na temat czytelników DGP, jestem w stanie uwierzyć, że część z państwa nie wie, czym jest CDA.pl. Tylko drobna część. Reszta z państwa niech się nie kryguje. Z serwisu Ćwieków skorzystało w tym roku, jak podaje Gemius (badanie Megapanel), 25 proc. polskich internautów. A z kolei Millward Brown (badanie Net Track) informuje, że w grupie powyżej 25. roku życia ma on aż 3,5 mln widzów, z czego 1,4 mln to urzędnicy, przedsiębiorcy, prezesi, właściciele firm, menedżerowie i przedstawiciele wolnych zawodów. Nie obawiajcie się – w tym, że oglądacie pirackie wersje filmów i seriali na CDA.pl, nie ma nic nielegalnego. Tak skonstruowane jest prawo.
Dla tej części czytelników, która takiej rozrywki nie zna, krótkie wprowadzenie. Serwisy streamingowe, a takim jest właśnie CDA.pl, umożliwiające oglądanie filmów w czasie rzeczywistym, bez konieczności pobrania pliku, jego zapisania na dysku twardym i dalszego udostępniania – a to jest właśnie karalne (tak działają popularne protokoły P2P emule czy torrent) – zaczęły się pojawiać pięć–sześć lat temu. Po prostu znacząco poprawiła się przepustowość światowej sieci. To wtedy pojawił się Netflix, a VoD, działające trochę jak „antyczne” wypożyczalnie filmów wideo, zaczęły uruchamiać stacje telewizyjne, a nawet sami producenci filmowi. Wtedy także zaczęły się pojawiać serwisy, które prawami autorskimi się nie przejmowały. Tłumaczyły się, że są tylko miejscami wirtualnych spotkań internautów i że to oni umieszczają linki do plików lub same pliki. A gdy trafi się piracka wersja filmu? Cóż poradzić, bo kto skontroluje internet.
Na tę nieuczciwą konkurencję stacje telewizyjne, kablówki, platformy cyfrowe i legalne serwisy streamingowe narzekały coraz głośniej. Szczególnie od chwili, w której odkryły, że jest ona dla nich poważnym zagrożeniem. Takim lodowatym prysznicem w Polsce była jesień 2012 r. Wtedy, już nieistniejące, biuro reklamy Atmedia pokazało wynik badania rozpoznawalności internetowych serwisów telewizyjnych. Na sali rozległ się szum niedowierzania. Nie polsatowska Ipla, nie OnetVOD i nie TVNPlayer, nie oficjalne serwisy internetowe z zapleczem dużych mediowych graczy miały najlepsze oceny. Najwyższe noty zebrał, wydawać by się mogło szerzej nieznany, serwis iiTV.info, będący linkownią do kradzionych seriali i filmów.
Od tej pory trwa wojna. Nadawcom, składającym kolejne wnioski do prokuratur i policji, udało się zamknąć Kinomaniaka.tv i doprowadzić do zatrzymania jego twórców i administratorów. Potem zniknęły iiTV.info, Scs.pl i Ekino.tv. Za to świetnie trzyma się – choć podobno od dawna namierzeni są jego twórcy – Weeb.tv. Ale prawda jest jednak taka, że w miejsce każdego zamkniętego serwisu pojawia się kilka kolejnych. Coraz częściej działających poza granicami Polski, więc trudno je zamknąć.
Take down zgodnie z prawem
I jest jeszcze CDA.pl. Jego twórcy na pewno zezłoszczą się, że nazwa ich firmy pojawiła się w pobliżu serwisów typowo pirackich. Gdy ostatnio porównaliśmy CDA.pl do Kinomaniaka.tv lub Chomikuj.pl, dostaliśmy od Cwmedia, spółki, do której należy CDA.pl, „wezwanie do zaprzestania naruszeń”. Z zapewnieniami, że „serwis respektuje polskie prawo i działa legalnie. Jesteśmy serwisem społecznościowym, który istnieje w sieci od ponad 12 lat. Wszystkie materiały w serwisie zamieszczane są przez użytkowników. Jako platforma społecznościowa reagujemy na wszelkie zgłoszenia naruszeń, kasując bezzwłocznie zgłoszone pliki. Jesteśmy firmą zarejestrowaną na terytorium RP i tutaj płacimy podatki”.
Kiedy o tym piśmie mówię ludziom z branży filmowej, krztuszą się ze śmiechu. – Naprawdę? Są bezczelni – powtarzają kolejni przedstawiciele dystrybutorów filmowych, producentów, serwisów VoD. Ale już zapytani o to, czy CDA.pl jest serwisem pirackim, są znacznie bardziej enigmatyczni. I dlatego nie napiszemy, że to portal piracki ani że żyje z łamania prawa, ani że zarabia na kradzieży, ani że jest największym w Polsce katalogiem linków do ukradzionych nagrań wideo. Bo, o dziwo, on naprawdę działa w granicach prawa.
Te granice to UŚUDE i notice & take down. UŚUDE to ustawa o świadczeniu usług drogą elektroniczną, a notice & take down to zasada z tej ustawy, zgodnie z którą administratorzy portalu mają obowiązek reagować na informacje o naruszeniach praw autorskich i – jeżeli takie treści u nich się pojawią – usuwać je. Ale tylko na wniosek właściciela takich praw i po wskazaniu przez niego konkretnego utworu i linku do niego. I CDA.pl to robi. Co więcej – robi to szybko, a nawet przygotowało specjalny mechanizm, pomagając zgłosić takie naruszenie.
– Respektują nasze wnioski – przyznaje Michał Ciecierski z Monolith Films – Oczywiście, że to nie rozwiązuje problemu. Bo co z tego, że jeden czy drugi link zostanie usunięty, gdy na ich miejsce pojawiają się kolejne? I nie jest tak, że raz wskazany film czy serial już więcej na CDA.pl udostępniany nie jest. Za każdym razem trzeba zgłosić kolejne złamanie prawa – dodaje.
Paula Szmidt z M2 Film zapytana o CDA.pl wzdycha. – Nareszcie ktoś się nimi zainteresował. To kopalnia pirackich treści działająca w pełnej jawności. Ależ oczywiście, że zgłaszamy im naruszenia, ale to syzyfowa praca. To dzień w dzień kilka, czasem kilkanaście linków. A nie jesteśmy ogromnym dystrybutorem – tłumaczy.
Dariusz Żytomirski, prawnik Stowarzyszenia Filmowców Polskich, pytany o CDA.pl początkowo nie bardzo wie, o jakim serwisie mowa: – CDA? Nie bardzo kojarzę, tyle jest tych serwisów VoD. Nie przypominam sobie, byśmy mieli z nimi jakąś umowę, ale proszę dać mi chwilę, sprawdzę. Oddzwania po godzinie. – Nie skojarzyłem początkowo, o co chodzi. Ale już sprawdziłem. Znaleźliśmy u nich dwa filmy pokazywane ewidentnie bez zgody producenta. Już w tej sprawie do nich piszemy – zarzeka się.
To nie opinie przypadkowych ludzi z tego środowiska. To wskazani przez CDA.pl producenci, nadawcy i dystrybutorzy, którzy korzystają ze specjalnego narzędzia zaoferowanego przez portal do zgłaszania nieprawidłowości. CDA.pl chwali się, że tak współpracuje już z Kinem Świat, Onet.pl, TVN, Agorą, BBC, Stowarzyszeniem Filmowców Polskich, ITI Neovision, Domem Wydawniczym Rafael, Monolith Films, Warner Bros, M2 Films, Gutek Film, Time SA czy Cyfrowym Polsatem. Wszyscy, których o tę współpracę spytaliśmy zaprzeczyli.
– To hydra. Gdy odetnie się jedną głowę, w jej miejsce wyrastają kolejne – jeden z producentów wymienionych przez CDA.pl wybucha gorzkim śmiechem. – Mówią, że z nimi współpracujemy. Jeżeli współpraca polega na tym, że zaczynamy dzień pracy od monitoringu, co z naszej produkcji znalazło się na ich portalu , w ilu linkach i ile powiadomień musimy do nich wysłać, to tak, jesteśmy współpracownikami.
Karolina Makowska odpowiadająca w TVN za treści multimedialne mówi, że od początku tego roku w CDA.pl znaleźli ponad 800 materiałów, do których prawa ma jej firma. – W większości są to fragmenty audycji TVN24 lub odcinki programów TVN – tłumaczy.
Polski YouTube
CDA.pl zapewnia, że na wszystkie zgłoszenia reaguje. – Miesięcznie wpływa ich ok. 300, zawierają w sumie pretensje do ponad 2 tys. materiałów. Wszystkie zgłoszenia rozpatrywane są pozytywnie, sporne materiały natychmiast blokowane – przekonuje nas Jarosław Ćwiek. – Uruchomiliśmy specjalne narzędzie do zgłaszania przypadków łamania praw autorskich, a więc niejako wychodzimy ponad wymogi prawa. Skoro uważa pani, że YouTube działa legalnie i przestrzega prawa, to dlaczego nas ocenia inaczej? – pyta z emocjami w głosie. Zapewnia, że nie ma nic do ukrycia i o swoim biznesie chętnie opowie.
I opowiada, a właściwie odpisuje: „Serwis CDA.pl powstał w 2003 r. jako platforma skupiająca graczy i osoby zainteresowane rozrywką. W tym czasie internet wyglądał zgoła odmiennie niż dzisiaj. Nie było sieci społecznościowych ani serwisów typu YT. W owym czasie w CDA.pl można było znaleźć gry online w technologii flash i darmowe wersje gier. Wraz z rozwojem technologii w 2009 r. serwis został przebudowany i od tego czasu funkcjonuje jako społecznościowa platforma, która umożliwia dzielenie się materiałami wideo, grami online, zdjęciami i memami. W serwisie każdy może zamieścić materiały wideo, gry lub obrazki – nie trzeba mieć założonego konta. Na dzień dzisiejszy w serwisie zarejestrowanych jest ponad milion aktywnych kont”. I dalej: „Dział wideo generuje 55 proc. ruchu, dział z grami online 35 proc., reszta zasięgu rozkłada się pomiędzy memy internetowe, zdjęcia i profile użytkowników”. Jarosław Ćwiek podkreśla, że od lata tego roku działa ich specjalny program partnerski dla dystrybutorów filmowych i twórców autorskich materiałów wideo. – Współpracujemy ze 120 podmiotami dostarczającymi treści. Są to zarówno dystrybutorzy filmowi, jak i osoby fizyczne prowadzące jednocześnie kanały na np. YT. Nasi partnerzy dostarczyli ok. 35 tys. plików wideo, za które serwis w ramach programu wypłacił 100 tys. zł. Wśród partnerów są mało znani dystrybutorzy BB Media i Epelpol, ale także Filmoteka Narodowa.
„Zakładając dalszy wzrost liczby partnerów dostarczających materiały wideo oraz wzrost oglądalności samego serwisu, szacujemy, iż do końca przyszłego roku kwota wypłacana twórcom zwiększy się kilkudziesięciokrotnie. Jesteśmy przekonani, że sumy wypłacane najpopularniejszym partnerom mogą być w najbliższym czasie siedmiocyfrowe” – zarzeka się Ćwiek.
Ambitne plany. Ale skoro jest tak wspaniale, to dlaczego nie zainteresował się nimi żaden zagraniczny inwestor? Dlaczego CDA.pl nie ma w rankingach najbardziej innowacyjnych biznesów i w konkursach dla serwisów 2.0? Nie mamy polskiego Skype’a, polskiego Facebooka, polskiego Twittera, ale oto mamy konkurencję dla YT. Serwis, który wyrósł na potentata internetowej rozrywki. Dlaczego nie ma peanów na cześć CDA.pl?
Innowacyjność w czasach CDA
– Jeżeli mogą się pochwalić czymś innowacyjnym, to umiejętnością lawirowania w granicach prawa. Przecież oni urośli na kradzionym. Zbudowanie biznesu na pokazywaniu za darmo cudzego produktu nie jest wielką filozofią – ocenia Marcin Przasnyski, szef firmy Anti-Piracy Protection. Mecenas Dominik Skoczek, doradca zarządu Stowarzyszenia Kreatywna Polska, były dyrektor departamentu własności intelektualnej i mediów w Ministerstwie Kultury, stwierdza jednoznacznie: – CDA.pl wyrasta na największego pirata w Polsce. Jeśli chodzi o zasięg, liczbę wizyt miesięcznie, prześcignął już Chomikuj.pl. Dla branży audiowizualnej i filmowej jest szczególnie niebezpieczny, bo zawiera wyłącznie materiały wideo i gry, a udostępnia je całkowicie za darmo.
Identyczne wnioski wypływają także z analizy ruchu w serwisach oferujących pirackie treści przedstawionej kilka tygodni temu w Wyższej Szkole Policyjnej w Szczytnie, a przygotowanej przez Anti-Piracy Protection. Stwierdza ona: „Zasięg Chomika systematycznie spada. To serwis płatny, ale ma wszystkiego rodzaju treści – natomiast już z początkiem br. wyprzedził go CDA, który ma tylko treści audiowizualne – za darmo. Jak wiemy z porównania oficjalnych wyników obu spółek, Chomikuj monetyzuje się jakieś 20 razy lepiej niż CDA”.
Skoro jednak CDA.pl stosuje się do prawa, skoro usuwa nielegalne treści, to co tak boli nadawców i producentów? – To, że zanim prawo zostanie zastosowane, film czy serial w ciągu kilku godzin ma kilkadziesiąt, czasem nawet ponad sto tysięcy wyświetleń. Proszę tylko pomyśleć, jaki ma to wpływ na wyniki sprzedaży biletów do kin czy płatnych wyświetleń w serwisach VoD – tłumaczy Przasnyski. – Jestem o tym przekonany, choć nie mogę tego udowodnić, że na początku swojej działalności właściciele tego serwisu pomagali szczęściu i te wszystkie filmy i seriale nie znalazły się u nich przypadkowo – dodaje.
– Polecam zrobić taki eksperyment: wpisać w Google nazwę dowolnego filmu czy serialu. W większości przypadków pierwszym wynikiem, jaki podpowie wyszukiwarka, będzie CDA.pl – Marcin Hajek, szef platformy OnetVOD, nie ukrywa, że jemu oraz jego firmie portal Ćwieków naprawdę zabił ćwieka. Robię eksperyment. I rzeczywiście – na CDA.pl znajduję i „Homeland”, i „Obce niebo”, i „Marsjanina”. Hajek jest przekonany, choć brakuje mu twardych dowodów, że serwis ten – choćby jego właściciele twierdzili, że jest inaczej – wciąż żyje z nielegalnych treści. Ma świadczyć o tym cały zestaw działań CDA.pl. – Wysoka rozpoznawalność marki, i to bez kampanii reklamowych. Pozycjonowanie w Google mistrzowskie, takie, że ok. 50 proc. ich użytkowników wchodzi właśnie z wyszukiwarki. W dodatku nowości filmowe pojawiają się tam niemalże razem z premierami. Mogą właściciele CDA.pl przekonywać, że są portalem społecznościowym i jedynie umożliwiają udostępnianie linków, ale to wygląda po prostu na biznes na cudzych treściach – tłumaczy Hajek.
I to dobry biznes. W 2012 r. firma miała zaledwie 55 tys. zł przychodu i 44 tys. zysku netto. Rok później to już ponad 1,956 mln zł przychodu przy zysku netto na poziomie 1,498 mln zł. A rok 2014 zamknęła z 4,1 mln zł przychodu i ponad 3 mln zł zysku.
– O takich wzrostach marzą menedżerowie największych serwisów. To sytuacja kuriozalna, nawet trochę śmieszna, choć nie jest nam do śmiechu. Bo jak się okazuje, CDA.pl jest dzisiaj największą platformą VoD w kraju. I dopiero po tym jak urosła i zaczęła wchodzić do mainstreamu, chce pokazywać się jako praworządny serwis – rozkłada ręce szef OnetVOD.
Serwis, w którym swoje kanały zakładają vlogerzy znani z YT, tacy jak Matura to Bzdura, Jaja w Kuchni czy Kurs na Wschód. I który współpracuje z Filmoteką Narodową.
Branżowa solidarność 2.0
Eksperci zwracają uwagę jeszcze na jeden element funkcjonowania CDA.pl. – 3 mln zarobku przy tak ogromnej widowni, przy 130 mln odsłon miesięcznie to śmieszne pieniądze. To kilka czy kilkanaście razy mniej, niż zarobiono by na sprzedaży biletów do kin czy nawet opłat za VoD – zauważa Przasnyski.
Te znacznie mniejsze zarobki wynikają z modelu biznesowego, który wybrało CDA.pl – czyli reklam. Nie są w tym odosobnieni. Jak wynika z wielu badań, Polacy nie lubią płacić za treści w sieci. I dlatego tak serwisy VoD z legalnymi treściami, jak i ponad połowa serwisów z nielegalnymi treściami (raport IAB) żyją z reklam.
Ale w tym reklamowym modelu CDA jest element zaskoczenia. Bo wsparcie reklamowe temu portalowi zapewnia sieć reklamowa IDMnet, będąca częścią Grupy ZPR (holdingu spółek jak ZPR Media, Time SA w skład którego wchodzi m.in Radio WAWA i Radio ESKA).
A w obsłudze technicznej tych reklam pomaga Ad Player należący do Agory. – Więc jak to jest: koncerny medialne, którym powinno zależeć na wspieraniu legalnych treści w sieci, pomagają zarabiać serwisowi, który wyrósł dzięki bezprawnemu korzystaniu z tych treści? – pytam znajomego pracującego dla dużego domu mediowego.
– Wytłumaczenie jest proste. Klienci nie są do końca w stanie skontrolować tego, komu w internecie domy mediowe sprzedają ich reklamy. Liczy się dobra wycena jednego potencjalnego odbiorcy tej reklamy. A ta dla tak dużej grupy, konsumencko idealnych i sprzedawanych pakietowo widzów jak w CDA jest bardzo korzystna. Bardzo – tłumaczy.
– Branża przeoczyła moment, kiedy można było z CDA walczyć. Od dawna ją się o tym zagrożeniu ostrzegało, ale żadnych skoordynowanych działań nie podjęli – rozkłada ręce Przasnyski. I dodaje: – A dziś nie jest już to serwis, na który można nasłać policję. Jego właścicieli nikt już nie zatrzyma za złamanie prawa.
****

W 2012 r. sąd drugiej instancji uznał, że twórcy serwisu OdSiebie.pl są niewinni – bo z uwagi na ogromną liczbę plików umieszczanych każdego dnia nie byli w stanie sprawdzić legalności wszystkich.