W ciągu kilkunastu dni do posłów wpłynie samorządowy projekt nowelizacji prawa energetycznego, który odbierze zakładom energetycznym część władztwa nad oświetleniem ulicznym na rzecz gmin. W odpowiedzi branża przedstawia własne propozycje zakończenia trwającej od lat wojny. Gminy przejmują inicjatywę w trwającej od lat wojnie z zakładami energetycznymi o uliczne lampy i związane z tym rachunki za prąd. Jak wynika z naszych ustaleń, na przełomie maja i czerwca do sejmowej podkomisji, która wypracuje zmiany, trafi samorządowy projekt nowelizacji ustawy Prawo energetyczne. Jak słyszymy w Sejmie, cieszy się on sporym poparciem parlamentarzystów z różnych opcji politycznych. Materiał będzie stanowić podstawę do dalszych prac nad zmianami przepisów.

Prace nad projektem pilotuje Marek Wójcik, były wiceminister administracji i cyfryzacji w rządzie PO-PSL, obecnie ekspert Związku Miast Polskich. - Zamierzamy wprowadzić możliwość dokonywania wyboru, zgodnie z ustawą o zamówieniach publicznych, dostawcy energii oraz zorganizowania przetargu na utrzymanie punktów świetlnych bez względu na to, kto jest właścicielem infrastruktury - zdradza nam Marek Wójcik. Nie wykluczone, że w pakiecie propozycji znajdzie się także postulat dotyczący zwrotu lamp, które w ostatnich kilku latach gminy wybudowały własnym sumptem, a które potem przejęły zakłady energetyczne.

Propozycje wypracowane przez samorządowców podobają się parlamentarzystom. - Kierunek jest słuszny. Dlaczego osoby prywatne mogą korzystać z liberalizacji rynku energetycznego, a samorządy już nie? - zastanawia się poseł PiS Grzegorz Adam Woźniak.

Na zmianach w przepisach zależy też Andrzejowi Maciejewskiemu (Kukiz’15), przewodniczącemu sejmowej komisji samorządowej. - Zależy mi na wypracowaniu jednego, wspólnego projektu, tak aby sprawę wreszcie dopiąć do końca. Prawo energetyczne w relacji samorząd-dostawcy prądu na dziś jest taką stajnią Augiasza, którą należy uporządkować - przekonuje w rozmowie z DGP.

Rzeczywiście, wyzwanie jest ogromne. Samorządowcy szacują, że nawet 90 proc. infrastruktury oświetleniowej w Polsce znajduje się w rękach zakładów energetycznych. Jak nam tłumaczą, to skutek uwłaszczenia się zakładów. W poprzednim ustroju lampy były państwowe, ale w momencie transformacji ustrojowej oraz komercjalizacji zakładów energetycznych, podmioty te przejęły majątek państwowy. A więc linie oświetlenia ulicznego były budowane ze środków publicznych, a stały się własnością komercyjnych podmiotów.

Co prawda w 2007 r. dokonało się otwarcie runku energii elektrycznej (od tego momentu każdy odbiorca może swobodnie decydować, kto będzie jego dostawcą), ale w praktyce zmiany te nie objęły gmin. Właśnie dlatego, że lampy w znacznej większości nie stanowią mienia komunalnego, a - jak wskazują lokalni włodarze - zakłady blokują gminom możliwość swobodnego wyboru dostawcy prądu.

To samo jest z utrzymaniem lamp. - W mojej gminie mieszka około 5 tys. osób i jest tam 600 punktów oświetleniowych. Za energię używaną do oświetlenia ulic płacę około 200 tys. zł, a za konserwację 90 tys. Dlaczego za tę konserwację powinniśmy płacić? Jeżeli dostaję rachunek za prąd, to przecież w tym rachunku są ujęte wszelkie koszty związane z dostarczaniem tego prądu. Pojawia się wątpliwość, czy gminy nie płacą dwukrotnie - argumentował na jednym z ostatnich posiedzeń samorządowej komisji sejmowej Marcin Barczykowski, wójt gminy Dąbrowa oraz członek Porozumienia Strzeleńskiego - inicjatywy gmin z woj. wielkopolskiego, lubuskiego, kujawsko-pomorskiego, zachodniopomorskiego i dolnośląskiego, które walczą o zmianę prawa energetycznego.

Zdaniem wójta Barczykowskiego, gminy obecnie srogo przepłacają za konserwację lamp ulicznych. - W moim rejonie energetycznym, mogileńskim, od stycznia tego roku spółka ENEA nie wykonuje usług związanych z konserwacją oświetlenia, ale robi przetarg i na rynku kupuje wykonawcę, czyli działa komercyjnie. Nam przez wiele lat mówiono, że działanie komercyjne jest tu niemożliwe. Wykonywanie tego typu usług przez przedsiębiorstwo energetyczne jest dwu-, trzy-, nawet czterokrotnie droższe od usług, które można kupić na wolnym rynku w drodze przetargu - przekonywał wójt na posiedzeniu komisji.

Wygląda na to, że samorządy mogą też liczyć na wsparcie ze strony krajowych regulatorów. Urząd Zamówień Publicznych (UZP), po wielu pytaniach ze strony gmin odnośnie praktyk stosowanych przez zakłady energetyczne, zwrócił się z prośbą o wyjaśnienia do Prezesa Urzędu Regulacji Energetyki (URE). „W opinii Prezesa URE należy przyjąć, iż brak jest uzasadnienia dla pozbawienia gminy, niezależnie od okoliczności, czyją własność stanowi infrastruktura oświetleniowa, prawa wyboru sprzedawcy energii elektrycznej nabywanej w celach oświetleniowych” - wynika z komunikatu opublikowanego na stronie internetowej UZP.

Przedstawiciele branży energetycznej przypominają, że zgodnie z obowiązującym prawem, gmina jest zobowiązana do wyboru podmiotu prowadzącego eksploatację oświetlenia stanowiącego majątek gminy, w trybie przewidzianym w ustawie Prawo zamówień publicznych. Jednocześnie gmina nie ma obowiązku korzystania z majątku oświetleniowego i usług przedsiębiorstwa energetycznego w zakresie oświetlania miejsc publicznych, placów i dróg, co stanowi zadanie własne gminy. Potwierdza to m.in. wyrok Sądu Najwyższego z dnia 17 lutego 2011 r.

Nie mniej branża deklaruje wolę współpracy przy ewentualnej zmianie przepisów. - Bardzo zależy na harmonijnej współpracy między spółką oświetleniową a samorządami. Świadectwem jest m.in. nasz udział w pracach Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego - zapewnia Dorota Ślużyńska ze spółki Enea Oświetlenie. Dodaje, że przedstawiciele spółki na spotkaniu z samorządowcami z Porozumienia Strzeleńskiego w marcu ubiegłego roku, przedstawili rozwiązanie, które może zażegnać spór. - Zaproponowaliśmy stworzenie, na wzór taryf dla operatorów systemu dystrybucyjnego, taryfy dla operatorów systemów oświetlenia, dotyczącej kosztów eksploatacji punktu świetlnego, a zatwierdzanej np. przez Prezesa URE. Propozycja ta, spotkała się z zainteresowaniem uczestników spotkania - zapewnia Dorota Ślużyńska.

Biorąc jednak pod uwagę fakt rozpoczynających się prac w Sejmie, trudno uznać, by propozycja ta wzbudziła wśród samorządowców coś więcej niż zainteresowanie. Lokalne władze chcą dokonać rewolucji i - jak na razie - są na najlepszej drodze do tego.