Oblężenie przeżywają szkoły średnie, które tworzą specjalne oddziały dla uczniów zainteresowanych pracą w służbach mundurowych. Ich szefowie przekonują, że dzięki temu mają większe szanse na dostanie się do wojska. Gwarancji na to nie ma.
Oblężenie przeżywają szkoły średnie, które tworzą specjalne oddziały dla uczniów zainteresowanych pracą w służbach mundurowych. Ich szefowie przekonują, że dzięki temu mają większe szanse na dostanie się do wojska. Gwarancji na to nie ma.
Samych szkół o profilu wojskowym jest w kraju około 220. Co ciekawe chętnych jest tak dużo, że tworzone są kolejne klasy. Młode osoby chcą uczyć się o wojsku, bo wierzą, że po ukończeniu takiego sprofilowanego liceum łatwiej będzie im dostać się do służb mundurowych, w tym policji. W praktyce okazuje się, że żadnej gwarancji nie mają.
Armia chce jednak wykorzystać zapał młodych osób i zasilić nimi rezerwy, w tym Narodowych Sił Rezerwowych (NSR). W tym celu dyrektorzy szkół ponadgimnazjalnych będą mogli zawrzeć specjalną umowę z komendą uczelni wojskowej lub ośrodkiem szkolenia rodzajów sił zbrojnych. Takie porozumienia byłoby podpisywane z Centrum Szkolenia Artylerii i Uzbrojenia w Toruniu, Centrum Szkolenia Wojsk Inżynieryjnych i Chemicznych we Wrocławiu, Centrum Szkolenia Wojsk Lądowych w Poznaniu oraz Centrum Szkolenia Łączności i Informatyki w Zegrzu.
– Szef placówki oświatowej, w której funkcjonuje klasa wojskowa, w porozumieniu z komendantem centrum szkoleniowego mógłby ustalić, że jego program będzie zbliżony do tego przewidzianego w wojsku dla służby przygotowawczej – mówi DGP płk Leszek Jankowiak, szef Zespołu ds. Profesjonalizacji Sił Zbrojnych RP.
Dzięki temu można będzie np. skrócić służbę przygotowawczą do Narodowych Sił Rezerwowych (NSR) z czterech miesięcy do dwóch.
– Nad prowadzonymi w szkołach wojskowych szkoleniami musi być kontrola. Nie będą to przypadkowi rezerwiści – przekonuje płk Leszek Jankowiak.
Furtka na szybkie zasilanie szeregów rezerwistów dzięki absolwentom klas wojskowych ma być wprowadzona przy okazji nowelizacji ustawy z 21 listopada 1967 r. o powszechnym obowiązku obrony (t.j. Dz.U. z 2012 r. poz. 461 z późn. zm.). Już przed kilkoma tygodniami zaakceptował ją Stały Komitet Rady Ministrów. W najbliższym czasie dokument ma trafić na posiedzenie rządu.
Central szkoleń wojskowych w służbie przygotowawczej mogą rocznie przeszkolić około 8 tys. ochotników. Dla osób wstępujących do korpusu szeregowych trwa ono cztery miesiące. Rozwiązanie przygotowane przez resort obrony narodowej są jednak krytykowane przez żołnierzy zajmujących się rekrutacją i szkoleniem.
– Szkoły z klasami wojskowymi nie mogą tylko realizować teorii, bo w służbie przygotowawczej występują ona łącznie z częścią praktyczną. Dlatego nie wyobrażam sobie, aby w liceum omawiano zachowanie się żołnierz na polu walki bez posługiwania się bronią – argumentuje mjr Maciej Sandomierz, rzecznik prasowy wojewódzkiego sztabu wojskowego w Bydgoszczy.
Dodaje, że do broni muszą być przecież dopuszczone osoby po badaniach psychologicznych, a przy omawianiu budowy granatu, po odpowiednich szkoleniach BHP.
Również eksperci nie kryją oburzenia z nowego pomysłu sił zbrojnych.
– To będzie kolejny bubel prawny, bo armia na siłę chcę zwiększać swoje zasoby rezerw, a nie zastanawia się na ich jakością – potwierdza ppłk dr Remigiusz Wiśniewski, ekspert do spraw szkolnictwa wojskowego.
Tłumaczy, że chętnych nie brakuje do służby przygotowawczej, tylko nie ma dla nich miejsca w centrach szkolenia, bo ich limit jest ograniczony.
Proponowane przez armie rozwiązanie spowoduje, że jeszcze bardziej niż obecnie będą oblegane szkoły wojskowe. Choć do ich tworzenia sceptycznie podchodzi resort edukacji narodowej.
– Nie są to szkoły w rozumieniu placówki zawodowej. Pójście do takiej klasy nie gwarantuje uczniom pracy w służbach mundurowych– uważa Tadeusz Sławecki, wiceminister edukacji narodowej.
Dodaje, że resortowi zależy tylko na tym, aby szefowie tych placówek nie wmawiali uczniom, że po skończeniu klasy wojskowej zostaną automatycznie żołnierzami zawodowymi.
Również instytucje wojskowe odpowiedzialne za rekrutację i szkolenie nie ukrywają, że dla osób z klas wojskowych nie ma żadnych preferencji.
– W ostatnim naborze do służby przygotowawczej trafiło do nas około 300 osób, z tego 2/3 posiadało wykształcenie średnie, a pozostałe wyższe. Zależy nam bardziej na osobach z kwalifikacjami niż po liceum ogólnokształcącym, nawet z klasy wojskowej – wylicza kpt. Tomasz Kisiel, rzecznik prasowy Centrum Szkolenia Artylerii i Uzbrojenia w Toruniu.
Tłumaczy, że wciąż preferowane są osoby ze szkół technicznych.
– Póki co jedyną korzyścią dla uczniów z takich placówek jest możliwość zwiedzania jednostki wojskowej – dodaje.
Zdaniem ekspertów klasy mundurowe produkują tylko bezrobotnych.
– Dla dyrektorów tych placówek założenie takiego oddziału to sposób na uchronienie ich przed likwidacją. W praktyce okazuje się, że nauka w tych klasach, poza noszeniem munduru, nie wiele ma wspólnego z armią– wylicza ppłk dr Remigiusz Wiśniewski.
Problemy też są z pomocami dydaktycznymi.
– Dochodzi do takich sytuacji, że w szkołach z oddziałami wojskowymi uczniowie często nie mają dostępu do masek przeciwgazowych, noszy, nie mówiąc już o broni – podkreśla mjr Maciej Sandomierz.
Uczniowie klas mundurowych jednak wierzą, że zapisując się do takiej placówki po jej skończeniu będą mieli możliwość służy zawodowej w armii lub policji.
– W tym roku mieliśmy aż trzech chętnych na jedno miejsce i dlatego zdecydowaliśmy się na utworzenie kolejnej klasy wojskowej – argumentuje Mariusz Ślebioda, wicedyrektor VI liceum ogólnokształcącego w Toruniu.
Według niego nauka w takiej klasie z pewnością zwiększa szanse na dostanie się do armii. Zaznacza, że uczniowie mają kontakt z jednostką i wiedzą, czego mogą się spodziewać w trackie rekrutacji dla kandydatów na żołnierzy zawodowych.
Podobna sytuacja jest w innych placówkach.
– Uczniowie naszej klasy mundurowej otrzymują po zakończonej nauce specjalny certyfikat potwierdzający odbyte szkolenia. W tych oddziałach jest więcej zajęć sprawnościowych, a także uczą się regulaminów wojskowych – argumentuje Waldemar Gasik, wicedyrektor Zespołu Szkół Ogólnokształcących w Sosnowcu.
Dodaje, że placówka nie prowadzi monitoringu, ilu absolwentów tych klas znalazło się w armii zawodowej.
Dyrektorzy takich placówek przyznają jednak, że wśród nich nie brakuje takich, w których klasy mundurowe są tylko z nazwy.
– Szef MON powinien przygotować jednolite zasady kształcenia w klasach wojskowych. Inaczej jakość kształcenia w tego typu placówkach będzie spadać – przekonuje Eugeniusz Święcki, dyrektor Zespołu Szkół Ogólnokształcących i Zawodowych w Ciechanowcu.
Resort obrony dostrzega problem.
– Mamy podpisane blisko 80 porozumień. Dla uczniów klas wojskowych przygotowujemy specjalną platformę internetową, za pomocą której na odległość będą uczestniczyć w specjalnych kursach – wyjaśnia gen. dyw. dr hab. Bogusław Pacek, doradca ministra obrony i rektor Akademii Obrony Narodowej.
Podkreśla, że przeszkoleni zostaną też nauczyciele oraz wydany zostanie w tym celu podręcznik.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama