Chmielowiec: Wypłaty za komplikacje po szczepieniu mają być szybkie. Te za śmierć tylko na drodze sądowej.

Wiele osób, także z rządu, krytykowało pomysł utworzenia funduszu, z którego miałyby być wypłacane rekompensaty za niepożądane odczyny poszczepienne.
Fundusz jest potrzebny. Mamy masowe szczepienia przeciwko COVID-19, powinniśmy więc umożliwić pacjentom otrzymanie rekompensaty w razie ewentualnych powikłań po szczepieniach. Wypłaty będą realizowane w systemie no-fault, nie trzeba będzie udowadniać, że to lekarz popełnił błąd, dopuszczając pacjenta do szczepienia. Do wypłaty wystarczy sam fakt dojścia do powikłań.
Trzeba będzie wcześniej leżeć w szpitalu. Ale jeśli ktoś umrze, to nic nie dostanie. Zgon to nie jest odczyn niepożądany?
To ma być rozwiązanie, które w szybki (60 dni) i nieskomplikowany sposób pozwoli na wypłatę odszkodowania. W ekstremalnej sytuacji, np. śmierci pacjenta na skutek szczepienia, jeśli fakt ten zostanie bezspornie potwierdzony, najbliżsi mogą występować np. o rentę alimentacyjną czy zadośćuczynienie.
Obstaję, że śmierć to najpoważniejszy odczyn poszczepienny.
Od 20 lat nie było w Polsce przypadku zgonu z powodu NOP. Owszem, były ciężkie przypadki powikłań, ale nigdy nie doprowadziły one do śmierci. I to też zostało wzięte pod uwagę przy projektowaniu funduszu.
A może chodzi także o pieniądze i za duże obciążenie dla budżetu państwa, z którego ma być finansowany fundusz?
W przypadku funduszu mówimy o rekompensacie do 100 tys. zł. W przypadku śmierci pacjenta wysokość odszkodowania mogłaby być znacznie wyższa, bo ubiegać się o nie może szerszy krąg odbiorców.
Mówi się już o pierwszych przypadkach śmiertelnych, pierwszy był w Oleśnicy.
W żadnym z nich nie potwierdzono związku z podaniem szczepionki. Ale Biuro Rzecznika Praw Pacjenta bada ten z Oleśnicy.
Dlaczego?
Ze wstępnych ustaleń wynika, że do pacjenta dwa razy przyjeżdżał zespół ratownictwa i za żadnym razem nie zabrał go do szpitala. Weryfikujemy, jakie czynności zostały przeprowadzone oraz ich prawidłowość.
Załóżmy, że jednak dojdzie do zgonu z powodu szczepienia na COVID-19, co wtedy?
Pozostaje droga sądowa.
Projekt jest teraz na etapie konsultacji i wprowadzania poprawek. Co pana zdaniem powinno się zmienić?
Moim zdaniem projekt jest dobry, wymaga tylko pewnych uściśleń, jak choćby w kwestii terminów. W projekcie jest rok na składanie wniosku o rekompensatę. Ten rok jest liczony od czasu wystąpienia NOP. Szczepienia na COVID-19 trwają od grudnia 2020 r. To oznacza, że powikłania mogą się zdarzyć, zanim wejdą w życie przepisy – plan jest taki, żeby miało to miejsce od 1 maja 2020 r. Co ważne, przepisy będą działały wstecz. To oznacza, że o rekompensaty będą mogły się ubiegać osoby szczepione od 26 grudnia 2020 r., u których wystąpiły NOP. Jednak one miałyby mniej czasu na dochodzenie roszczeń. W związku z tym uważamy, że rok powinien być w ich przypadku liczony od czasu wejścia w życie regulacji.
Początkowo wnioski o rekompensaty miał rozpatrywać ZUS, teraz przerzucono to na rzecznika praw pacjenta. Różnica jest taka, że rzecznik ma siedzibę tylko w Warszawie. Taka centralizacja jest słuszna?
Chodzi o to, by maksymalnie uprościć ścieżkę dochodzenia tych roszczeń. Formularz, który ma być maksymalnie prosty i przyjazny, będzie można wypełnić online. I może to zrobić sam pacjent, nie ma konieczności zatrudniania prawników, tak jak, niestety, najczęściej trzeba robić, wchodząc na drogę sądową. Chcemy też zrezygnować z przesłuchiwania pacjentów i lekarzy, więc nie trzeba będzie stawiać się na kolejne spotkania w siedzibie RPP. Podstawą do wypłaty rekompensaty ma być związek przyczynowo-skutkowy: na skutek szczepionki doszło do konieczności hospitalizacji pacjenta. Bez znaczenia będzie jego wcześniejszy stan. I, uwaga, to bardzo ważne – nie będziemy tego wiązać z tym, że dany NOP został zgłoszony przez lekarza czy szpital do ogólnego rejestru. Związek między szczepieniem a koniecznością pobytu w szpitalu ma określić zespół ekspertów.
Nie trzeba będzie dołączać żadnych dokumentów do wniosku?
Będzie trzeba udokumentować pobyt w szpitalu. Potrzebny więc będzie wypis. Rzecznik będzie mógł wystąpić do placówki o pozostałą dokumentację medyczną związaną ze zdarzeniem.
Wszystko rozbijać się będzie o zespół ekspertów, który ma oceniać, czy wypłata rekompensaty jest zasadna. Jest obawa, że będą oni stać na straży pieniędzy publicznych.
W zespole powinni zasiadać lekarze specjaliści, którzy będą w stanie ocenić związek między szczepieniem a hospitalizacją. Ocenie musi towarzyszyć pełna transparentność. Pacjent będzie miał również otwartą ścieżkę apelacyjną, jeśli nie zgodzi się z opinią ekspertów.
Wymagane jest 14 dni pobytu w szpitalu. A jeżeli ten czas będzie krótszy, choć powikłanie było poważne?
Brane są pod uwagę dwie przesłanki. Pierwsza to konieczność hospitalizacji powyżej 14 dni. Druga to wstrząs anafilaktyczny, który wymagał przynajmniej obserwacji pacjenta na oddziale ratunkowym, bez przyjęcia do szpitala. W takim przypadku pacjent może ubiegać się o odszkodowanie w wysokości 3 tys. zł. Jeśli jednak z powodu wstrząsu konieczny był pobyt w szpitalu, a był on krótszy niż dwa tygodnie, to wówczas kwota rekompensaty przysługuje w kwocie 10 tys. zł.
Sytuacje są zniuansowane. Znany jest przypadek, kiedy pacjent po szczepieniu zemdlał i został przewieziony o szpitala. A tam wykryto guza mózgu. Nawet jak będzie hospitalizowany przez dwa tygodnie, zawsze będzie można powiedzieć, że powodem NOP była choroba współistniejąca…
Tej konkretnej sytuacji nie znam, więc nie chciałbym rozstrzygać. Może być i tak, że szczepienie będzie katalizatorem albo przyczyni się do pogorszenia stanu chorego. Znaczenie będzie miał fakt, czy szczepionka będzie miała wpływ na hospitalizację – w bezpośredni albo pośredni sposób. Proszę pamiętać, że nie szczepimy tylko osób całkowicie zdrowych. Odwrotnie – wiele osób ma różne choroby współistniejące. Ale trzeba będzie wykluczyć koincydencje czasowe, np. takie, że ktoś doznał po dwóch tygodniach zawału serca, choć nie miałoby to nic wspólnego ze szczepieniem.
Czy nie obawia się pan, że fundusz może być drogą do wyłudzania pieniędzy? Taki zarzut był podnoszony przez jego krytyków.
Zawsze jest ryzyko wypaczenia intencji ustawodawcy. Takim sytuacjom ma też zapobiegać wprowadzenie opłaty za wniosek w wysokości 200 zł. Liczymy, że będzie działała na podobnych zasadach, jak wpis sądowy w wysokości 5 proc. wartości sporu.
Czy 200 zł to nie za mało?
Już na etapie projektowania przepisów pojawiły się opinie, że wiele osób nie będzie stać na taką opłatę. Zatem trudno ustalić kwotę, która będzie zadowalająca dla wszystkich.
A co z tymi, których faktycznie nie będzie stać na zapłacenie?
Rzecznik praw pacjentów będzie mógł zwolnić takie osoby z opłaty.
Nie obawia się pan, że z funduszem będzie tak, jak z komisjami ds. zdarzeń medycznych? Też miały być takim systemem bez szukania winy, a niewiele osób z nich skorzystało.
Nie mam obaw. Głównie dlatego, że nie ma tego konfliktu interesów, który przy okazji komisji ds. zdarzeń występował. Tam kwotę rekompensaty proponuje „sprawca”, czyli szpital, w którym doszło do zdarzenia. Stąd zdarzały się propozycje nawet na poziomie złotówki. W przypadku szczepień w skład komisji eksperckiej nie będą wchodzili ci, którzy mogli się przyczynić do NOP, decyzja nie uszczupli ich budżetu, bo finansowanie odszkodowania będzie niezależne. Przy komisjach błąd pierwotny jest taki, że zderzamy sprawcę i pacjenta, a finansowanie uzależniamy od woli sprawcy. Ten system czekają zmiany. Te komisje miały zmniejszyć liczbę procesów o błędy medyczne, ale nie spełniły pokładanych w nich oczekiwań. Nie mają też nic wspólnego z systemem no-fault. Jednym z elementów takiego systemu powinna być szybka wypłata odszkodowania, pozbawiona tego elementu sporu, a zatem oderwana finansowo od podmiotu leczniczego. Szybka i transparentna ścieżka. Teraz ten konflikt jest już na wstępie, ze względu na interes ekonomiczny szpitala.
Da się tego uniknąć?
Oczywiście, że tak. Wypłata powinna być niezależna od ustalenia winy, a źródło wypłat niezależne od sprawcy. Nie powinno też się powielać modelu procesu cywilnego, czyli przesłuchiwać lekarzy, ordynatora, dyrektora szpitala, świadków, pacjenta… Szukać winnych na siłę. A to teraz się dzieje w komisjach. Co do zasady wszystko powinno odbywać się na podstawie dokumentacji medycznej, którą powinno się przesłać w jedno miejsce. Ona zazwyczaj wystarczy, aby stwierdzić, czy doszło do zdarzenia.
Teraz mamy 16 komisji w regionach.
Taki podział powoduje duże zróżnicowanie regionalne. Bo niektóre komisje działają lepiej, inne gorzej. Centralizacja pozwoliłaby na bardziej sprawiedliwy system odszkodowań.
Czy to zablokowałoby rozprawy w sądzie?
Nie, aczkolwiek każdy sam musiałby podjąć decyzję. Wybierając dochodzenie swoich praw w sądzie, gdzie proces może trwać latami, ale może jest szansa na wysokie odszkodowanie (choć w ponad połowie przypadków sądy oddalają roszczenia w sprawach medycznych). Albo też decydując się na szybką i przewidywalną, ale niższą wypłatę. Chcielibyśmy jednak, aby nie można było opinii i dokumentacji przygotowanej dla komisji wykorzystać w sądzie, co teraz często się dzieje. To zostało już wyeliminowane przy funduszu kompensacyjnym. Jest jeszcze jeden grzech obecnego systemu.
Kolejny?
Jądrem systemu no-fault jest zbudowanie modelu, który spowoduje nie tylko szybsze wypłaty dla pacjentów, ale przełoży się na realną zmianę w działaniu szpitali. W podmiotach leczniczych powinien funkcjonować system monitorowania i analizowania zdarzeń niepożądanych. Zgłoszeń mogłyby dokonywać placówki, ale i sami lekarze. Z badań międzynarodowych wynika, że u kilku–kilkunastu procent hospitalizowanych pacjentów dochodzi do niepożądanych zdarzeń medycznych: źle podane leki, upadek z łóżka, poślizgnięcie się w łazience, pozostawione po zabiegu narzędzie w ciele pacjenta etc. Także w Polsce ten problem istnieje, ale nie jest odpowiednio monitorowany i tylko nieliczne placówki zbierają takie dane i analizują celem wdrożenia rozwiązań, dzięki którym takich błędów będzie mniej. Na przykład w szpitalach dochodzi do upadków z łóżka. Jeżeli gdzieś dzieje się to częściej niż w innych jednostkach, to widocznie trzeba wprowadzić środki zaradcze, np. wyposażyć łóżka w barierki. Ale jeśli jakieś zjawisko pojawia się w większej liczbie szpitali, to można będzie wprowadzić systemowe zmiany. Do tego potrzebne są dane, a żeby były, trzeba do ich gromadzenia przekonać placówki medyczne.
Mówi się o tym od lat. I nic się nie zmienia.
Motywatorem zawsze są pieniądze. Placówki, które wdrożą system zgłaszania zdarzeń, powinny być premiowane przez NFZ. Dzięki takim działaniom moglibyśmy zaoszczędzić w systemie wiele pieniędzy, przeznaczając je na poprawę opieki nad pacjentami.
To wejdzie w życie?
Prace nad projektem ustawy o jakości w ochronie zdrowia i bezpieczeństwie pacjenta toczą się od dawna, projekt był przedstawiony już w 2017 r. Wiele już wiemy. Mam nadzieję, że Fundusz Kompensacyjny Szczepień Ochronnych będzie takim katalizatorem zmian.
Rozmawiały Klara Klinger, Patrycja Otto