Gdyby rozwój wirusa nastąpił tak jak we Włoszech i objął np. całe województwo, a w kwarantannie byłyby całe gminy, to musielibyśmy myśleć o wprowadzeniu stanu klęski żywiołowej i odsunięciu wyborów – mówi DGP Michał Dworczyk
Michał Dworczyk, szef KPRM fot. KPRM/Materiały prasowe / DGP
Rząd ma szacunki, jaka może być skala epidemii w Polsce?
Nie ma możliwości przeprowadzenia takich estymacji: wirus jest znany zaledwie od dwóch miesięcy, nikt nie potrafi przewidzieć, jak będzie się rozwijał. Chiny, jak wynika z dynamiki zachorowań, być może są bliskie opanowania jego rozprzestrzeniania się, ale jest zbyt wcześnie by jednoznacznie to ocenić. Wszystkie dane z Europy wskazują, że wirus bardzo szybko się rozprzestrzenia. Dobowy przyrost zachorowań w Niemczech świadczy o tym, że musimy liczyć się ze wzrostem również w Polsce.
To będą tysiące?
W Niemczech liczba z pewnością przekroczy tysiąc.
Pomimo braku danych i tak rząd musi założyć jakąś liczbę. Jakie scenariusze są brane pod uwagę?
Staramy się przygotowywać na wszystkie – również te gorsze. W sposób odpowiedzialny szykując się na różne sytuacje, trzeba zakładać, że liczba chorujących w Polsce będzie wzrastała. Wszystkie instytucje na wielu poziomach muszą mieć przećwiczone procedury minimalizujące liczbę zachorowań.
Na ilu chorych jako państwo jesteśmy gotowi? Jeśli chodzi np. o zapasy, materiały, miejsca w szpitalu.
Nie chcę spekulować i straszyć. Robimy wszystko, aby wirus się nie rozprzestrzeniał. Codziennie spotykają się zespoły, które pracują nad tym, by zapobiegać kolejnym zakażeniom. W samej kancelarii premiera odbywają się spotkania Rządowego Zespołu Zarządzania Kryzysowego, na których zapadają najważniejsze decyzje odnośnie do działań w skali państwa.
Epidemiolodzy mówią, że przejść przez wirus może nawet 60 proc. populacji.
Słyszałem skrajnie różne oceny – część profesorów mówi o poważnych konsekwencjach, inni opisują tę sytuację dużo łagodniej. Do mnie też docierają informacje, że dotkniętych może być 40–60 proc. populacji, ale to wszystko spekulacje.
Czego rząd najbardziej obawia się w tej sytuacji?
Największym zagrożeniem jest oczywiście choroba, ale także panika i niekontrolowane zachowania społeczne. Szeroko zakrojona akcja komunikacyjna ma na celu to, aby Polacy wiedzieli o rozwoju sytuacji. Gdy zjawisko jest nam znane, to jest szansa, że lepiej się w nim odnajdziemy. Stąd ulotki, reklamy w mediach społecznościowych czy ruszająca we wtorek we wszystkich dziennikach akcja informacyjna. Używamy takich narzędzi, by nie było nieuzasadnionego windowania cen i korzystania ze strachu Polaków.
Były takie przypadki? Ktoś próbuje zarabiać na wirusie?
Widać niebezpieczne trendy. Myślę, że przez działania UOKiK i te narzędzia, które uzyskał premier, zostaną skutecznie zablokowane. Europa jest na tyle dużym rynkiem, że nie musimy się obawiać, iż zabraknie asortymentu spożywczego. Problemem mogą być ubrania ochronne. Francuzi wprowadzili zakaz podnoszenia cen i regulują ceny produktów ochronnych, Niemcy zakaz wywozu niektórych środków medycznych. Idziemy podobną drogą. Już wprowadzono zakaz wywozu m.in. ubrań ochronnych. Będą kolejne decyzje, na których wydawanie pozwala nowa ustawa.
Z których instrumentów skorzystacie na początku?
Z tych, które skracają czas podejmowania decyzji administracyjnych, np. możliwości wyłączenia zamówień publicznych. Przez to, że wcześniej byliśmy zmuszeni stosować je nawet w nagłych przypadkach, jeden z europejskich krajów ubiegł nas i – mówiąc potocznie – sprzątnął nam sprzed nosa 20 mln maseczek. My borykaliśmy się z procedurami i przesunięciami budżetowymi, oni położyli pieniądze na stół. Teraz i my możemy tak działać. Istotne będzie wydawanie wiążących decyzji dla organów państwowych i samorządowych. Jeśli dynamika zachorowań w Niemczech będzie się utrzymywała, to trzeba będzie rozważyć kontrolę sanitarną na granicach, może nawet dalej idące działania. Będziemy monitorować sytuację i podejmować decyzje.
Co będzie można kupić w ten sposób, bez przetargu?
Najważniejsze artykuły zdrowotne – płyn do dezynfekcji rąk, materiały ochronne oraz inne niezbędne rzeczy.
Pojawiły się oskarżenia, że beneficjentem zakupu testów na koronawirusa jest osoba powiązana z PiS.
Trzeba posługiwać się zdrowym rozsądkiem. Gdy wiem, że w kancelarii premiera trzeba będzie skorzystać z nowych przepisów przy zakupie niektórych rzeczy, to przynajmniej jednego dnia dokonamy szybkiej analizy rynku i przyjmiemy oferty. To nie będzie wyłącznie subiektywny wybór, lecz zapytania ofertowe.
W jakim kierunku będą zmierzać polecenia premiera? Ustawa daje mu nieograniczoną władzę.
W demokratycznym państwie nie ma czegoś takiego jak nieograniczona władza i apeluję, byśmy nie nadużywali takich określeń. Mamy wyjątkową sytuację i musimy działań szybko. Orlenu w kwestii produkowania płynów do dezynfekcji rąk nie trzeba było dopingować i wydawać poleceń, ale może będziemy musieli uzyskiwać też inny asortyment – np. maseczki. Premier zyskuje możliwość wydania polecenia każdemu podmiotowi gospodarczemu, ale nie nakaże produkcji masek firmie, która działa w innej branży.
Każdej firmie? Brzmi niepokojąco.
Każdy polityk i każdy urzędnik musi rozsądnie korzystać z takich uprawnień. Podlegamy kontroli społecznej, mamy kampanię wyborczą i nikt nie chce popełnić błędu. Ale od wszelkich kampanii ważniejsze jest zdrowie i bezpieczeństwo Polaków.
Jak może wyglądać realizacja takich poleceń w terenie?
Ograniczmy się do przykładu Orlenu. Dziś produkuje płyn do spryskiwaczy, choć brakuje płynów do dezynfekcji rąk. Stąd polecenie premiera mogłoby dotyczyć przestawienia produkcji. Skoro jest to wykonalne od strony technicznej, następuje zmiana.
Jak to może wyglądać lokalnie? Premier mógłby wydać polecenie zaadaptowania jakiegoś miejsca na szpital? I wydać polecenie firmie budowlanej, która jest zaangażowana w innym projekcie, do przerwania prac na rzecz budowy np. szpitala?
Tak, ale to musiałaby być ekstremalna sytuacja. I wtedy w grę wchodzi odszkodowanie.
Przedsiębiorcy będą się buntować.
Oni bardziej niż nakazów produkcji asortymentu boją się tego, że wskutek epidemii wiele sektorów będzie miało problemy na całym kontynencie, a nawet globalnie. Pełna obaw jest branża turystyczna i transportowa, bo już docierają niepokojące sygnały.
Jaka może być pomoc dla szczególnie dotkniętych branż?
Analizujemy to, premier polecił minister Emilewicz przedstawienie we wtorek Radzie Ministrów pakietu propozycji dla przedsiębiorców.
Największa obawa dotyczy tego, czy te przepisy nie będą arbitralnie stosowane do zupełnie innych przypadków.
W takiej sytuacji, w jakiej jesteśmy, niezbędne jest elementarne zaufanie do władzy. Dziś o nie trudno ze względu na wysoką temperaturę sporu. Kryzys jednak jednoczy ludzi, a my Polacy szczęśliwie mamy szczególną cechę, że potrafimy wtedy bardzo dobrze współdziałać. Zaufanie jest konieczne, a rząd będzie rozliczany z każdej decyzji – jakikolwiek błąd natychmiast nagłośnią i opozycja, i media. Po trzech miesiącach funkcjonowania tej ustawy rząd będzie musiał przedstawić bardzo precyzyjne sprawo zdanie i udowodnić, że jego działania były uzasadnione.
Jakie warunki będą konieczne do tego, by premier wydawał ustne polecenia?
To zależy od jego decyzji, ale pamiętajmy, że chodzi tylko o działania związane z walką z koronawirusem i jest to uwzględnione w ustawie.
Polecenia ustne uniemożliwią późniejszą weryfikację.
Ale będą stosowane tylko w razie bardzo wyjątkowej sytuacji, np. w czasie wideokonferencji z powiatową strażą pożarną czy starostwem.
Dlaczego konieczna była taka ustawa? Nie mieliśmy wcześniej przepisów odpowiadających na taką sytuację?
Mamy trzy stany nadzwyczajne: klęski żywiołowej, wyjątkowy i wojenny. Nie mieliśmy jednak przepisów adekwatnych do obecnej sytuacji, czyli pozwalających na przygotowanie się do epidemii. Można było rozważyć wprowadzenie stanu klęski żywiołowej, ale wówczas mielibyśmy do czynienia z rzeczywistym ograniczeniem praw obywateli i odsunęlibyśmy w czasie wybory.
Może po to ta nowa ustawa, żeby nie przesuwać wyborów….
Nie o to chodzi. Co zabawne, media nam teraz wypominają, że rzekomo bazowaliśmy na projekcie ustawy Donalda Tuska z czasu powodzi. W życiu wcześniej o tym nie słyszałem.
Czy ta sytuacja wpłynie na wybory?
Już wpływa. Koronawirus jest tematem kampanii. Mniej przebijają się inne komunikaty. Gdyby rozwój wirusa nastąpił tak jak we Włoszech i objął w ten sposób np. całe województwo, a w kwarantannie byłyby całe gminy, to musielibyśmy myśleć o wprowadzeniu stanu klęski żywiołowej i odsunięciu wyborów. Nie do zaakceptowania byłaby sytuacja, w której koronawirus uniemożliwiłby wzięcie udziału w wyborach znacznej części społeczeństwa.
A to nie utrudni zgłaszania się osób do komisji wyborczych?
Na razie wydaje nam się, że takich problemów nie będzie.
Senat zapowiada, że po przegłosowaniu ustawy przedstawi własną inicjatywę korekt. Czy taki pomysł może liczyć na poparcie sejmowej większości?
Każda inicjatywa, nie tylko legislacyjna, która może się przysłużyć zapanowaniu nad tą sytuacją czy lepszemu przygotowaniu kraju do walki z chorobą, będzie omawiana przez rząd. Czy każda uzyska aprobatę? Nie wiem, ale nad każdą się pochylimy. Przewodniczący Władysław Kosiniak-Kamysz na spotkaniu zaproponował, aby część kampanii przeprowadzić w języku ukraińskim. To był bardzo dobry pomysł, który przyjęliśmy i jest wdrażany.
Są też pomysły zagwarantowania odszkodowań dla przedsiębiorców, którzy będą musieli zerwać swoje kontrakty.
W tej chwili jest możliwość dochodzenia tych praw na zasadach ogólnych. Zdarzają się też nieporozumienia. Kiedy w zeszłym tygodniu uruchomiliśmy 100 mln zł dla szpitali z przeznaczeniem na walkę z koronawirusem, dostaliśmy bardzo różne wnioski, np. jeden wniosek na drukarki do komputerów. To na pewno ważna i potrzebna sprawa, ale na liście priorytetów dziś mamy co innego.