Branża HoReCa (hotele, restauracja, catering, kawiarnie) ciągle nie może odrobić strat spowodowanych pandemią. W bazie Krajowego Rejestru Długów (KRD) zadłużenie sektora przekroczyło już 303 mln zł.

Dla porównania w czerwcu tego roku wynosiło ponad 290 mln zł, a na koniec 2020 r. – niemal 280 mln zł. Na coraz większe kłopoty finansowe wskazują też dane BIG Info Monitor. Według tego rejestru zadłużenie branży to już niemal 1,77 mld zł wobec ponad 1,75 mld zł przed rokiem. I dzieje się tak mimo całkiem dobrego sezonu letniego.
– W zależności od miejscowości, w której prowadzimy hotele, nad morzem i w górach, wyniki wzrosły do 5 proc. Natomiast średnie obłożenie utrzymywało się na poziomie 65–85 proc. w zależności od lokalizacji i obiektu. Nie czyni to sezonu rekordowym – mówi Jan Wróblewski, współzałożyciel Zdrojowa Invest & Hotels.
Joanna Ostrowska, zarządzająca rodzinną siecią Osti-hotele w Krakowie, również przyznaje, że było lepiej, ale trudno mówić o przychodach na poziomie sprzed wybuchu pandemii.
– Na bazie zeszłorocznych doświadczeń spodziewaliśmy się gorszych wyników. Wówczas wskaźnik obłożenia wynosił średnio ok. 25 proc. W lipcu i sierpniu tego roku było to odpowiednio ok. 45 i 65 proc. – wylicza.
Jeśli chodzi o restauratorów, to ci nie korzystali w pełni z dobrego sezonu, bo nie udało im się na czas skompletować kadry. Według danych GUS pod koniec 2020 r. branża zatrudniała 230–240 tys. osób, co oznacza, że zatrudnienie spadło o około jedną piątą.
– Mieliśmy mnóstwo klientów, ale wielu rezygnowało, bo zbyt długo czekali na obsługę. Pracujemy w okrojonym o prawie połowę składzie. Pracownicy, którzy się zwolnili w pandemii, nie wrócili – mówi właścicielka pensjonatu i restauracji w Karpaczu.
Andrzej Kulik, ekspert Rzetelnej Firmy, dodaje, że swoje zrobiła też specyficzna struktura zatrudnienia w branży. Do tej pory pracę w niej znajdowali głównie ludzie młodzi, studenci, którzy w momencie wprowadzenia nauczania zdalnego wracali często do swoich domów.
Sieć Sphinx i Chłopskie Jadło wylicza, że w sierpniu miała sprzedaż wciąż o 13 proc. niższą niż przed pandemią.
Poza tym, jak zauważają eksperci, o ile wakacje były dobre, to pierwsze półrocze było słabsze pod względem turystycznym. Dane GUS mówią o 5,2 mln turystów, wobec 7,3 mln w 2020 r. i 16 mln w 2019 r. Do tego dochodziło zamknięcie lokali i hoteli dla gości.
– Rosnące ceny produktów i usług w innych sektorach gospodarki odbiły się również na wysokości rachunków w branży HoReCa. W ubiegłym roku łączna kwota niezapłaconych zaległości firm hotelarskich wzrosła o ponad jedną trzecią. Od początku 2021 r. dynamika wzrostu zadłużenia wyraźnie wyhamowała. Spadła również liczba dłużników, co może świadczyć o tym, że branża powoli odbudowuje swoją pozycję – tłumaczy Adam Łącki, prezes KRD.
O tym, że droga do normalności jest długa, świadczą ostatnie dane Izby Gospodarczej Hotelarstwa Polskiego. Wynika z nich, że 87 proc. hoteli nie przewiduje osiągnięcia zysku z działalności operacyjnej wcześniej niż na koniec 2022 r. Ocena powrotu przychodów do tych z lat 2018–2019 również nie zmieniła się i 46 proc. hoteli jako najbardziej prawdopodobny moment osiągnięcia tego poziomu wskazuje przyszły rok.
Najwięcej do oddania mają firmy z województwa mazowieckiego – według KRD ich łączne zadłużenie wynosi prawie 60 mln zł, a BIG Info Monitor – 348 mln zł. Najwięcej do oddania ma przeciętny przedsiębiorca z województwa świętokrzyskiego, prawie 40 tys. zł (39,8 tys. zł). Zaraz za nim znajdują się firmy z województw łódzkiego (35,6 tys. zł) oraz podlaskiego (34 tys. zł).