Po zamknięciu przejścia granicznego w Kuźnicy Białostockiej rosną kolejki tirów na dwóch pozostałych przejściach, z których korzystają ciężarówki – w Kukurykach i Bobrownikach niedaleko Białegostoku. W tym ostatnim miejscu na odprawę trzeba czekać nawet ponad dwie doby.

Oprócz białoruskich czy rosyjskich kierowców stoi tam także wielu Polaków z rodzimych firm przewozowych, którzy wożą towary na Wschód, głównie do Rosji, ale także na Białoruś czy znacznie dalej – do Kazachstanu czy Mongolii. Przewoźnicy boją się, że w kolejnych tygodniach sytuacja będzie się tylko pogarszać. – Długie przestoje na granicy oznaczają wyraźne straty. Gotowa do jazdy ciężarówka kosztuje dziennie nawet 400 euro. Wlicza się w to płace kierowcy, ubezpieczenia czy opłaty leasingowe pojazdu. Zatem przy dwóch–trzech dniach przestoju straty wynoszą 800–1200 euro – mówi Jan Buczek, prezes Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych. Dodaje, że kolejki na granicy to następne kłopoty, z którymi branża musi się mierzyć po tych związanych z pandemią COVID-19 czy sankcjami nakładanymi na Białoruś i Rosję, co ograniczyło możliwości przewozowe.
Maciej Wroński, prezes Związku Pracodawców Transport i Logistyka, zwraca uwagę, że koszty dodatkowo rosną w razie dostaw terminowych i kar, które są naliczane w takich przypadkach. – Jest też problem czysto ludzki, bo kierowcy muszą po kilkadziesiąt godzin spędzić w kabinie. Wprawdzie jest możliwość objazdu Białorusi przez kraje nadbałtyckie, ale nadrabianie kilkuset kilometrów to kolejne straty – zaznacza.
Według Wrońskiego problem może narastać wraz ze zwiększaniem się popytu na przewozy przed świętami. – Jest pewna nadzieja, że prezydentowi Łukaszence będzie zależeć na zakończeniu kłopotów na granicach i związanego z tym kryzysu migracyjnego, bo na towary przewożone w tych ciężarówkach czekają głównie na Białorusi i w Rosji. Na dużych opóźnieniach ucierpią biznes rosyjski i zwykli mieszkańcy, bo transportem drogowym z wielu krajów Europy przewozi się m.in. części do montowni samochodów w Rosji. Przewożone są też artykuły spożywcze czy chemiczne – mówi.
Jednocześnie słychać głosy, że na pewien czas trzeba zamknąć całkowicie granicę z Białorusią, w tym terminal kolejowy w Małaszewiczach, który jest nazywany chińską bramą do Europy. Przez Małaszewicze po torach jest prowadzony tranzyt towarów w kontenerach m.in. z Państwa Środka do UE. Szlak zyskał na znaczeniu zwłaszcza w czasie pandemii i związanych z nią utrudnień w transporcie morskim. Białoruś na tym zyskuje. Według szacunków tylko w pierwszej połowie 2021 r. na transporcie tranzytowym, głównie kolejowym, zarobiła 2 mld dol. Zamknięcie przejścia w Małaszewiczach dla Białorusi wiązałoby się nie tylko ze stratami, lecz także ze znacznym pogorszeniem stosunków z Chinami, którym zależy na sprawnym transporcie towarów do Europy. Tymczasowo można by je przesyłać drogą okrężną przez Ukrainę.
– Całkowite zamknięcie granicy z Białorusią, w tym przejścia kolejowego, jest opcją do rozważenia. Bezpieczeństwo naszego kraju jest dobrem ważniejszym niż chwilowe straty firm, które czekają na towary z Chin. Taka sankcja mogłaby być wreszcie skuteczna wobec Białorusi – mówi Adrian Furgalski, szef Zespołu Doradców Gospodarczych TOR.
Decyzja o zamknięciu terminalu w Małaszewiczach na pewno nie byłaby łatwa i zapewne trzeba by ją podjąć wspólnie z innymi krajami UE. Może pojawić się argument, że przed świętami może to zniszczyć łańcuchy dostaw. W efekcie straty firm unijnych i kłopoty zwykłych mieszkańców byłyby zbyt duże. Alternatywne trasy kolejowe przez Ukrainę nie mają zaś odpowiedniej przepustowości i nie zastąpią szlaku przez Białoruś.