Siostrzana spółka narodowego przewoźnika została reaktywowana. Trwają poszukiwania kandydatów na jej prezesa.

Od kandydatów na szefa spółki LOT Polish Airlines wymaga się m.in. rocznego doświadczenia w branży lotniczej i co najmniej trzyletniego na stanowiskach kierowniczych. W przyszłym tygodniu ma dojść do rozmów z nimi, a w kolejnych dniach do ostatecznego wyboru szefa.
LOT Polish Airlines to kolejna spółka Polskiej Grupy Lotniczej, do której należą też Polskie Linie Lotnicze LOT, czyli główny podmiot realizujący transport pasażerski jako nasz narodowy przewoźnik. Siostrzana firma powstała wiosną zeszłego roku, w czasie pierwszej fali pandemii COVID-19.
Od początku ani Ministerstwo Aktywów Państwowych, ani przedstawiciele PGL nie chcieli jasno przyznać, jaki jest cel jej powołania. Maciej Małecki, wiceszef MAP, na jedną z interpelacji poselskich dość enigmatycznie odpowiedział, że „podmiot ten powstał w celu porządkowania działalności operacyjnej w Grupie Kapitałowej PGL”. Eksperci zaczęli jednak snuć domysły, że nowa spółka ma umożliwić kontrolowaną upadłość LOT-u. Na jego gruzach powstałaby nowa firma.
Jacek Sasin, minister aktywów państwowych, zaprzeczał, że dojdzie do bankructwa LOT-u. Ostatecznie pod koniec zeszłego roku rząd uzgodnił z Komisją Europejską pomoc publiczną dla spółki. Otrzyma ona łącznie prawie 3 mld zł, z czego 1,8 mld zł to pożyczka Polskiego Funduszu Rozwoju, a 1,1 mld zł zastrzyk kapitałowy ze strony Skarbu Państwa.
Komentatorzy uznali, że siostrzana spółka LOT Polish Airlines traci rację bytu i jej działalność zostanie niebawem wygaszona. Już w październiku firma straciła obsadę zarządu – ze spółką pożegnali się Maciej Kacprzak i Stefan Świątkowski. Prowadzony teraz konkurs na prezesa świadczy jednak o tym, że zapadła decyzja o jej reaktywacji. Polska Grupa Lotnicza znowu nie chce jednak przyznać, jaka będzie jej rola i czy np. przejmie jakiś segment działalności obecnego LOT-u. W biurze prasowym PGL usłyszeliśmy tylko, że podmiot nie ma konkretnego profilu.
Znowu trzeba zatem bazować na przypuszczeniach. Dominik Sipiński, ekspert transportowy z Polityki Insight i portalu ch-aviation, jest przekonany, że firma będzie służyła jako poduszka ratunkowa dla LOT-u. – Jeśli zakładamy spółkę, która ma taką samą strukturę własnościową i jest kopią podstawowej spółki przewozowej, to tego nie robi się przypadkiem. Pytanie tylko, jaka ma być jej dokładna rola. Upadłość starego LOT-u i przeniesienie wszystkiego do nowego podmiotu to skrajność. Pod drodze jest cała masa mniej radykalnych rozwiązań – mówi Dominik Sipiński.
Według niego jednym ze scenariuszy jest chęć dalszej rezygnacji z etatów i przechodzenie na tańsze samozatrudnienie. – Często restrukturyzacje przewoźników wiążą się z tą kwestią. W przypadku linii w USA, a także Alitalii czy Austrian Airlines, przekształcenia głównie sprowadzały się do tego, by zmienić strukturę zatrudnienia – zaznacza.
LOT już teraz jest w trakcie redukcji miejsc pracy. Zatrudnienie straci 270 z 1600 pracowników etatowych.
Według Sipińskiego LOT szuka awaryjnych rozwiązań, bo przewoźnik jest jedną z tych linii, która otrzymała pomoc publiczną na styk. Założeniem wsparcia było zaś to, że w kolejnych miesiącach tego roku ruch lotniczy będzie stopniowo rósł. Na razie jednak nie widać tego. Jak przyznaje sam LOT, „rok 2021, który miał przynieść odbicie w przewozach pasażerskich, pokazuje, że restrykcje są póki co raczej zaostrzane niż luzowane i dotyczy to praktycznie wszystkich kontynentów. Szacuje się, że ruch zostanie stopniowo zwiększany dopiero od sezonu letniego 2021, jednak wydarzenia ostatnich tygodni (nowa mutacja wirusa, niższa niż zakładana dostępność szczepionek) pokazują, że również do tych prognoz trzeba podchodzić z ostrożnością”.
Według nieoficjalnych informacji portalu branżowego Pasażer w nadchodzącym sezonie letnim liczba oferowanych miejsc w samolotach LOT-u osiągnie zaledwie 55 proc. poziomu z 2019 r. W tym roku nie wrócą długodystansowe połączenia do Singapuru czy Pekinu. Nie wiadomo też, kiedy wystartują planowane przed pandemią rejsy do Waszyngtonu czy San Francisco. LOT chciałby za to rozwijać połączenia cargo. W marcu zamierza zaś przywrócić do ruchu pięć boeingów 737 MAX, które uziemiono na całym świecie prawie dwa lata temu, po dwóch katastrofach tych maszyn.
Niedawno Międzynarodowe Zrzeszenie Przewoźników Lotniczych (IATA) przedstawiło nowe, mniej optymistyczne niż poprzednio prognozy na rok 2021. Szacuje, że ruch pasażerski na całym świecie osiągnie od 33 do 38 proc. poziomów odnotowanych w 2019 r. IATA spodziewa się, że o powrocie do osiągania zysków linie lotnicze mogą myśleć najwcześniej w przyszłym roku.