Kraje Europy Środkowej walczą ze skutkami powodzi. Najtrudniejsza sytuacja jest w Czechach, Niemczech i Austrii. Z podtopieniami walczą też mieszkańcy południowo-zachodniej Polski.

Coraz poważniej wygląda sytuacja u naszego południowego sąsiada. W Pradze cały czas utrzymuje się bardzo wysoki poziom Wełtawy. W całych Czechach ewakuowano już ponad 7100 osób. W akcji ratunkowej uczestniczy kilkanaście tysięcy strażaków. Do tej pory czeskie powodzie kosztowały życie pięciu osób. Trzy kolejne są nadal poszukiwane.

Bardzo niebezpiecznie robi się na północy Czech. W samym tylko Decine ewakuowano ponad 800 osób. Podobny los czeka też Usti na Łabą, gdzie rzeka osiągnęła już poziom 7 metrów, a hydrolodzy twierdzą, że w ciągu nocy będzie to nawet 11 metrów.

W wielu regionach zachodnich Czech są utrudnienia w transporcie. Drogi są albo zalane albo podmyte przez rzeki. Kłopoty ma również komunikacja kolejowa. Najczęściej to poprzewracane drzewa lub podmyte tory.

Coraz niebezpieczniej jest w Pradze. O ile rano sztab kryzysowy optymistycznie oceniał szanse stolicy w walce z powodzią, o tyle teraz polecenie spakowania się i czekania na ewakuację dostali mieszkańcy Karlina, gdzie wody gruntowe zaczęły podtapiać piwnice.

Nie pomaga też pogoda. Na praktycznie całym objętym powodzią terenie ciągle pada deszcz, który sprawia, że poziom rzek opada bardzo powoli albo wcale.

Powódź w Czechach powoduje straty w rolnictwie, jednak na razie na wcześnie na ich szacowanie. Tak na pytanie o szkody spowodowane wysokim stanem wody odpowiedział w Warszawie czeski wiceminister rolnictwa Jiri Mach.

Synoptycy uspokajają, że sytuacja w Czechach nie oznacza zagrożenia dla Polski. Stany alarmowe zostały jednak przekroczone w ponad trzydziestu polskich miastach. Mimo to minister rolnictwa Stanisław Kalemba nie obawia się wpływu wyższego stanu wód na uprawy, bo w Polsce większym problemem są susze.

Sytuacja powodziowa w Polsce się stabilizuje. Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej nie przewiduje wzrostów stanu wód w miejscach, gdzie ogłoszone są stany alarmowe.

Powódź nadal daje się za to we znaki mieszkańcom południowych i wschodnich Niemiec. W wielu regionach rzeki podniosły się do rekordowych poziomów.

W Saksonii, Turyngii i Bawarii w wielu miejscach rzeki przelewają się przez wały. Coraz trudniej jest zliczyć miasta i miasteczka, które znalazły się pod wodą. Szacuje się, że z domów ewakuowano już kilkadziesiąt tysięcy mieszkańców. Powódź doprowadziła do śmierci co najmniej 3 osób. Wydłużają się także listy zaginionych.

Dramatyczna sytuacja utrzymuje się w Pasawie w Bawarii. Dunaj osiągnął tam poziom 12,5 metra. To najwięcej od wieków i o niemal 2 metry więcej niż podczas tak zwanej powodzi stulecia z 2002 roku. Ze skutkami żywiołu walczy blisko 30 tys. strażaków. Wspiera ich policja i wojsko. Straty szacowane są na miliardy euro. Na razie nie zanosi się na poprawę sytuacji. W południowych Niemczech ciągle pada. Jutro tereny dotknięte powodzią odwiedzi kanclerz Angela Merkel.

Pogotowie przeciwpowodziowe obowiązuje w wielu zachodnich i północnych regionach Austrii. W Tyrolu i Salzburgu ewakuowano kilkaset osób z domów zagrożonych wylaniem wody z pobliskich rzek. W Austrii w ciągu zaledwie kilku dni spadło tyle deszczu, ile normalne pada w ciągu dwóch miesięcy.