Zasadność odstrzału dzika w walce z afrykańskim pomorem świń wzbudza sprzeciw nawet wśród samych myśliwych i Polskiego Związku Łowieckiego. Takie działanie nie powstrzyma choroby.

Od miesięcy Ministerstwo Rolnictwa nie daje sobie rady z afrykańskim pomorem świń (ASF). Rozporządzenie z 6 lutego, dotyczące wprowadzenia specjalnego postępowania, zapobiegającemu tworzeniu się kolejnych ognisk tej choroby, miało stać się jednym z narzędzi walki z chorobą.

Poza specjalnymi procedurami dotyczącymi hodowców i chlewni, podjęto też decyzję o zwiększeniu redukcyjnego odstrzału dzików do poziomu 0,1 szt. na km2 w całym kraju oraz o zezwoleniu na prowadzenie polowań z użyciem reflektorów, noktowizorów, tłumików, a także amunicji odpowiedniej do polowania na młode osobniki oraz odstrzału ciężarnych samic, bez względu na sezon.

Warto przyjrzeć się bliżej temu problemowi i odpowiedzieć sobie na pytanie, czy takie drastyczne i wręcz absurdalne środki będą w stanie powstrzymać rozprzestrzenianie tej epidemii.

Za afrykański pomór świń odpowiada dwuniciowy wirus DNA, należący do rodziny Asfarviridae. Problem ze zwalczaniem tego wirusa polega na jego odporności na obróbkę termiczną, wędzenie, wysychanie i zmiany pH. Potrafi on przetrwać nawet pół roku w mrożonym mięsie, nie tracąc przy tym swoich zdolności do dalszego infekowania żywych organizmów.

Unieszkodliwienia można dokonać dopiero temperaturą powyżej 75 °C lub promieniami gamma.

Wirus ten występuje głownie na terenie Afryki (Angola, Mozambik), ale także na Sardynii. Gospodarzami wirusa są: trzoda chlewna, dziki, guźce i pewien rodzaj kleszczy. Pierwszy raz zaobserwowano tę chorobę na terenie Kenii w 1910 r. i do 1957 r. nie rozprzestrzeniała się ona poza Afryką.

Z punktu widzenia walki z ASF, najważniejszym aspektem tej choroby jest proces przenoszenia wirusa na potencjalnego gospodarza. W dzikich populacjach zarażenie następuje przede wszystkim za pośrednictwem kleszczy, w których wirus może przeżyć nawet do 3 lat, natomiast w przypadku trzody chlewnej, zakażenie następuje drogą wziewną między osobnikami oraz poprzez spożywanie zainfekowanej karmy.

Zazwyczaj chorobę przenosi przede wszystkim człowiek. Dlatego musimy sobie zadać pytanie: w jaki sposób wobec tego zaplanowana eksterminacja dzików może wpłynąć pozytywnie na rozprzestrzenianie się ASF?

Jak twierdzi między innymi prof. Henryk Okarma, dyrektor Instytutu Ochrony Przyrody PAN w Krakowie i ekspert w sprawach łowiectwa, polowania zbiorowe mogą także doprowadzić do przemieszczenia się dzików na duże odległości i przeniesienia wirusa na odległe tereny, a tak intensywne działania mogą przynieść skutek odwrotny do zamierzonego. Wobec tego może się zdarzyć, że wzmożone odstrzały doprowadzą nawet do roznoszenia się wirusa i powstawania nowych ognisk tej choroby, do czego mogą się przyczynić sami myśliwi, roznosząc wirusa na duże odległości, a nawet do własnych gospodarstw.

Wiedząc jak duży jest udział czynnika ludzkiego w przenoszeniu tej choroby , wprowadzono bezwzględny zakaz wwożenia do kraju wolnego od choroby świń, mięsa świeżego oraz mięsa mrożonego z krajów, w których występuje ta choroba a także czasami wyrobów mięsnych ponieważ w salami albo szynce wirus ten może przetrwać nawet do 4 miesięcy w swojej inwazyjnej formie. Reasumując, rozporządzenie o redukcji dzika do 0,1 osobnika na km2 może wcale nie przynieść oczekiwanego efektu epidemiologicznego, a nawet sytuację pogorszyć.

Warto także wspomnieć, że zasadność akcji wzbudza sprzeciw samych myśliwych i Polskiego Związku Łowieckiego a podobne działania miały już miejsce na wschodzie Polski co jednak nie powstrzymało rozprzestrzenienia się ASF na dalsze regiony kraju.

Jak mówi prof. Okarma obecne działania są bardziej ukierunkowane pod kątem żądań rolników, nie uwzględniając jednak przy tym biologii dzika.

Nie należy także zapominać o roli dzików w przyrodzie. Ryją one w ściółce i przyspieszają rozkład martwej materii w lesie, a w buchtowiskach mogą kiełkować nasiona wielu drzew, ze względu brak konkurencji ze strony innych roślin.

Dlatego zamiast kosztownej imprezy o wątpliwej skuteczności należy przede wszystkim skupić się na bioasekuracji ( czynności zapobiegające dostawianiu się wirusa do chlewni) i jeśli potrzeba wspomaganiu finansowym tych działań przez rząd oraz powszechnej akcji informacyjnej o ASF nie tylko wśród rolników, lecz także wśród wszystkich osób przebywających w Polsce, szczególnie przybyłych zza wschodniej granicy.

Jej celem byłoby uświadomienie, że wirus ASF, zupełnie niegroźny dla człowieka, może znajdować się w żywności wytwarzanej na terenach zakażonych i jej resztki niefrasobliwie wyrzucone do kosza na śmieci mogą być rozniesione dalej przez dzikie zwierzęta. Największy nacisk jednak z pewnością należy kłaść na zgodne z prawem utylizowanie szczątków padłych zwierząt i odpowiedniej dezynfekcji odzieży osób przekraczających próg chlewni, będących potencjalnymi wektorami tej choroby.

Natalia Osten-Sacken, dr nauk biologicznych (kierunek ekologia), członek PZŁ